czwartek, 28 maja 2015

Kto chce, a kto nigdy nie chciał grać dla Polski?

Adam Nawałka rozdał powołania na czerwcowy (13.06) mecz z Gruzją w ramach eliminacji do Euro 2016. Tym razem selekcjoner reprezentacji Polski nie popełnił błędu i wysłał zaproszenie do Jakuba Błaszczykowskiego. Po 17 miesiącach rozbratu z kadrą narodową (ostatni występ 19.11.2013 r.) "Błaszczu" ponownie wraca do gry z "orzełkiem" na piersi.

Oto "Osiemnastka" z klubów zagranicznych, która stawi się na zgrupowaniu 8 czerwca w Warszawie:

bramkarze: Artur Boruc (AFC Bournmouth), Łukasz Fabiański (Swansea City), Wojciech Szczęsny (Arsenal Londyn), Przemysław Tytoń (Elche CF)

obrońcy: Thiago Cionek (Modena FC), Kamil Glik (Torino FC), Marcin Komorowski (Terek Grozny), Łukasz Piszczek (Borussia Dortmund), Łukasz Szukała (Al- Ittihad)

pomocnicy: Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund), Kamil Grosicki (Terek Grozny), Grzegorz Krychowiak (FC Sevilla), Krzysztof Mączyński (Guizhou Renhe), Piotr Zieliński (Empoli FC)

napastnicy: Robert Lewandowki (Bayern Monachium), Arkadiusz Milik (Ajax Amsterdam)


Aktualny kolektyw Nawałki prezentuje donkiszotowski potencjał piłkarski. Aspiracje przerastają przede wszystkim potencjalnych zastępców Kamila Glika, który musi pauzować w czerwcu ze względu na nadmiar żółtych kartek na koncie (wojnę w Dublinie zakończył z upomnieniem). Dobrobyt na pozycji stoperów przeminął wraz  z "Lambadą" Engela, ale w obwodzie jest przecież niezniszczalny Marcin Wasilewski (6 operacji i 4 śruby). Podstawowy zawodnik Leicester City (Premier League) w każdym meczu kipi boiskową pychą, ale polski trener konsekwentnie wyklucza jego powrót do kadry. Piłkarskie umiejętności obrońcy Modeny FC (Serie B!) w konfrontacji z doświadczeniem i charyzmatyczną aurą  "Wasyla" wypadają naprawdę blado. Ale Nawałka woli Thiago Cionka (2008-2012 Jagiellonia Białystok).

Naturalizowana reprezentacja Niemiec 
Idąc dalej tym samym tropem, gdyby PZPN działał w 50% tak efektywnie jak funkcjonuje DFB (Niemiecki Związek Piłki Nożnej) to Łukasz Podolski i Laurent Kościelny błyszczeli by obecnie w reprezentacji Polski, a nie za granicą. Polityka Niemców nie jest skomplikowana-  każdy talent w lidze niemieckiej dostaje w ekspresowym tempie możliwość debiutu w oficjalnym spotkaniu kadry narodowej. Niemcy w ten sam sposób "wykorzystują" wszystkich najzdolniejszych emigrantów. Fachowa i sugestywna polityka naszych zachodnich sąsiadów zaprocentowała tym, że Piotr Trochowski, Paul Freier, Markus Brzenska czy Lukas Sinkiewicz są aktualnie reprezentantami "Die Adler".

Gra z "orzełkiem" na piersi stanowi monumentalne wyróżnienie w polskim futbolu. Polski sportowiec ukształtowany piłkarsko na obczyźnie musi być optymalnie przekonany o prestiżu jaki stanowi reprezentowanie naszego narodu. Nie wystarczy przebrać zawodnika w  biało-czerwony trykot. Trzeba użyć argumentacji, która obudzi w emigrantach herkulesowy patriotyzm. Czasami bywa to jednak niemożliwe...

Mirosław Kolse nigdy nie chciał grać dla Polski ( choć matka snajpera- Barbara Jeż była 82-krotną reprezentantką Polski w piłce ręcznej!). Polskie serce "Mira"od zawsze biło dla Niemiec. Administracyjna zmiana imienia i nazwiska, celebracja niemieckiego hymnu podczas rozgrywek międzynarodowych (śpiew "Pieśni Niemców"z ręką na sercu) oraz ogólna niechęć do polskich emblematów. Nic dziwnego, że "Salto Klose" został znienawidzony przez swoich rodaków.The Ice Man wstydzi się polskości, dlatego też w ojczyźnie jest ideowo uznawany za zdrajcę. "Miro" to genialny napastnik (najskuteczniejszy piłkarz MŚ w historii -16 goli), lecz marny Polak. Rozumiem wybór Phila Jagielki (Anglia), Filipe Luisa Kasmirskiego (Brazylia) czy młodziutkiego Tomasa Podsatwskiego (Portugalia). Wszyscy trzej wymienieni przeze mnie piłkarze nigdy nie brali pod uwagę możliwości gry z "orzełkiem" na piersi. Jednakże mają w sobie na tyle sportowej klasy, by z szacunkiem wyrażać się o Polsce, z którą w mniejszym lub większym stopniu są spowinowaceni. Taką postawę należy uszanować. Motywację Mirosława Klose jest natomiast bardzo trudno zaakceptować, a tym bardziej zrozumieć. Nie ulega wątpliwości, że  "Miro" kulturowo ukształtował się w Polsce (miał 8 lat gdy opuścił rodzinne Opole), a piłkarsko dorósł w Niemczech. Jednakże mistrz świata swą wdzięczność ostentacyjnie okazuje jedynie Niemcom, co z kolei od 10 lat frustruje polskich fanów.

Klose z reprezentacją Polski najprawdopodobniej nigdy nie zdobyłby mistrzostwa (2014) oraz wicemistrzostwa świata (2002), nie zająłby trzeciego miejsca na mundialu w Niemczech (2006) oraz RPA (2010), nie miałby szans na tytuł wicemistrza Europy (2008) ani na brąz na Euro 2012. Biorąc pod uwagę aspekt sportowy oraz materialny, wydaje się, iż reprezentowanie barw niemieckich było uzasadnionym wyborem. Z drugiej strony nic nie jest w stanie usprawiedliwić arogancji wobec rodaków i ojczyzny. Na szczęście nie można mieć wszystkiego. Choć wyrachowanie oraz zachłanność piłkarska napastnika Lazio Rzym były niebotyczne, a kontuzje go fortunnie omijały, to ikona światowego futbolu nie potrafiła efektywnie sfinalizować jednej rzeczy. The Ice Man nie był w stanie zdobyć bramki grając przeciwko Polsce (choć był najbardziej zdeterminowanym piłkarzem na murawie, który chciał wbić nam gola!). Dla Mirosława Klose polska bramka pozostanie zaczarowana już na zawsze. Po wygranej na mundialu w Brazylii "Miro" zakończył karierę reprezentacyjną z imponującym dorobkiem- 137 występów w DFB-Team i 71 goli na koncie.



Proces samoistnego wynarodowienia nie udał się jednakże do końca Mirosławowi Klose, bo nadal przeklina w ojczystym języku. Co więcej, 31 grudnia 2004 roku poślubił Polkę (podobno na co dzień w jego domu króluje język polski!).

Ponadto swoisty wyjątek w polskim futbolu stanowi wielowymiarowość skomplikowanej historii Maora Meliksona. W grę wchodził nie tylko aspekt państwowości.Wybór barw narodowych w połowie Polaka i w połowie Izraelczyka dotknął przede wszystkim sfery wyznaniowej. Mimo tego, iż napastnik Hapoelu Be'er Szewa chciał w istocie reprezentować Polskę, finalnie uległ presji środowiska żydowskiego.W izraelskich mediach pojawił się naznaczony politycznie alarm, gdy do wiadomości publicznej przeniknęła informacja, że Maor wyraził zainteresowanie kadrą Franciszka Smudy. Znajdujący się pod ogromną presją Melikson początkowo odrzucił propozycje obydwu federacji. Jednakże w 2012 roku po rozmowie z nowym trenerem Izraelczyków- Eli Gutmanem, Melikson definitywnie obrał kierunek na Bliski Wschód. W Polsce decyzja piłkarza została przyjęta jako dyplomatyczna zniewaga. Lecz potencjalna gra Maora Meliksona dla Biało-Czerwonych mogła zaprocentować jedynie antysemicką lawiną, która z pewnością negatywnie wpłynęłaby na i tak chimeryczną atmosferę wśród naszych kadrowiczów.
























niedziela, 24 maja 2015

Jak "Dzień Matki" obchodzą piłkarze?



Piłkarze Ajaxu Amstredam (pogromcy Legii Warszawa w rozgrywkach 1/16 Ligi Europejskiej) na mecz 33. kolejki Eredivisie z SC Cambuur wyszli w wyjątkowym towarzystwie. "Godenzonen" na boisko wyprowadziły ich własne mamy! Podopieczni Franka de Boera zaakcentowali w ten sposób "Dzień Matki", który w Holandii obchodzony jest 10 maja.

Niklas Moisander (kapitan Ajaxu) z matką


Dla Ajaxu wynik pojedynku z drużyną z Leeuwarden nie miał specjalnego znaczenia. Po końcowym gwizdku układ w ich rodzimej tabeli nie mógł bowiem ulec zmianie. Amsterdamczycy już od dawna mieli zapewniony fotel wicelidera (12 pkt. przewagi nad trzecim Feyenoordem Rotterdam). Z perspektywy "Joden" była to więc zwykła konfrontacja towarzyska. Obecność matki jednak zobowiązuje. Ajax rozgromił  beniaminka zajmującego 12. miejsce w lidze holenderskiej 3:0. Wszystkie bramki padły w drugiej połowie. W 57. i 62. minucie na listę strzelców wpisał się Viktor Fischer, a przysłowiową kropkę nad "i" na siedem minut przed  upływem regulaminowego czasu gry postawił Lasse Schoene.

Jedynym polskim akcentem w meczu Ajax Amsterdam- SC Cambuur była obecność Sebastiana Stebleckiego. Były piłkarz Cracovii rozegrał cały mecz w barwach żółto-niebieskich. Niestety w tym spotkaniu w składzie wicemistrzów Holandii zabrakło Arkadiusza Milika. Reprezentant Polski ostatni występ zaliczył 29 marca w meczu eliminacyjnym do Euro 2016 z Irlandią (1:1). Od tego czasu 21-latek zmaga się z urazem kolana. Warto podkreślić, że w tym sezonie Milik był siłą napędową ofensywy Amsterdamczyków. W 33. występach zdobył 23 bramki, do których dołożył 7 asyst!

"Dzień Matki" w Ajaxie Amsterdam
W kwietniu tego roku na stadionie Legii Warszawa odbyło się profesjonalne szkolenie trenerskie, które zostało poprowadzone przez głównych koordynatorów akademii piłkarskiej Ajaxu Amsterdam. Eddi van Schaik i Johan Splinter detalicznie uzmysłowili szkoleniowcom z całej Polski jak powinien wyglądać efektywny system treningowy młodzieży. To, że "Wojskowi" powinni brać przykład z polityki rozwojowej klubów z Eredivisie jest niepodważalne.W mojej opinii można również skopiować pomysł "Ajacjeden" na celebrację "Dnia Matki". Choć nie jestem fanem Ajaxu, to pomimo swojego "antysemityzmu" muszę przyznać, iż pod względem zaplecza piłkarskiego stanowią oni arbitralny wzór do naśladowania.

Na wtorek (26 maja) nie ma co prawda zaplanowanego żadnego spotkania w T- mobile Ekstraklasie, ale obchody swoistego święta można przenieść na 29/30 maja- 33. kolejka I ligi. Pomysł z wymianą dzieci towarzyszącym piłkarzom podczas meczowej prezentacji na matki zawodników to wyjątkowy prezent dla każdej rodzicielki sportowca!

Robert Lewandowski z mamą Iwoną

piątek, 8 maja 2015

Legia mistrzem Polski? Hit 31. kolejki T- Mobile Ekstraklasy Legia- Lech

 Słynna warszawska "L" w wykonaniu "Wojskowych"
Co słychać na Łazienkowskiej 3? Legioniści milczą, działacze planują transfery zagraniczne, a kibice świętują zwycięstwo w Pucharze Polski. Natomiast całe piłkarskie środowisko z niecierpliwością czeka na wyniki 31. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.Według mnie 9 maja poznamy mistrza kraju (chyba, że spotkanie zakończy się remisem). W grupie mistrzowskiej pozostanie co prawda do rozegrania jeszcze sześć tur, ale tak naprawdę do czempionatu pretendują jedynie dwa czołowe zespoły tabeli - Legia Warszawa (28 pkt.) i Lech Poznań (27pkt.). Obie drużyny ponownie staną do walki już w najbliższą sobotę o godz. 15:30. Powtórka rezultatu z finału pucharowych rozgrywek (2:1) zamknęłaby  usta wszystkim krytykom stołecznej drużyny. Faktem jest, że aktualna forma piłkarzy Henninga Berga nie jest najwyższa, ale niektórzy dziennikarze przesadzili z atakiem słownym wymierzonym przeciwko "Wojskowym". 


 Zabójczy "Sagan" 

Prasa brukowa nie jest źródłem rzetelnych informacji, ale niestety najwięcej Polaków z upodobaniem czyta właśnie wiadomości zamieszczane na eksperymentalnych portalach internetowych. A tam? Hipnotyzujące tytuły i zakłamane fakty. Ale ostatnio miarka się przebrała. Jak można wyśmiewać Marka Saganowskiego?! "Sagan" to prawdziwy żołnierz warszawskich legionów. Anatomia zwycięstwa kształtująca życiorys finezyjnego piłkarza, sytuuje go w panteonie największych gwiazd polskiego sportu. Wypadek motocyklowy u progu kariery międzynarodowej (1998 r.), następnie plaga kontuzji oraz wada serca wykryta  w okresie wielkiego powrotu do optymalnej skuteczności w sezonie 2012/2013 (druga albo i trzecia  piłkarska młodość Saganowskiego!)- waleczny "Ligowiec" przezwyciężył wszystko. Co więcej 36- letni napastnik wsadzi głowę tam, gdzie inny bałby się nawet włożyć nogę! Co dostaje w zamian? Werbalną chłostę... Ponadto jeden z dziennikarzy "Weszło.pl" z uporem maniaka upominał się o Orlando Sa. Riposta z szatni była natychmiastowa - ani trener, ani zawodnicy nie widzą Portugalczyka w pierwszej jedenastce. Ja również wolę "Sagana". 2 maja na wypełnionym po brzegi Stadionie Narodowym  "Legionista" po raz kolejny udowodnił swą piłkarską klasę. Saganowski w 55. minucie finału zdobył bowiem zwycięskiego gola (tym samym przypieczętował ostateczny triumf warszawskiej drużyny).  Jest wielce prawdopodobne, że  9 maja na stadionie Wojska Polskiego scenariusz z  finałowego meczu rozgrywek Pucharu Polski powtórzy się. Faworytem są  oczywiście Warszawiacy. Atut własnego boiska oraz mocno podbudowane morale mogą okazać się kluczowym impulsem w końcowej fazie walki o mistrzostwo kraju.



Milcząca Legia


"Puchar jest nasz!" to krótkie aczkolwiek  wymowne stwierdzenie z pewnością przejdzie do historii polskiej piłki nożnej. Odpowiedź Vrdoljaka (kapitan Legii) została jednakże uznana za lakoniczny kontrargument. Moim zdaniem piłkarze z Łazienkowskiej wcale nie muszą się tłumaczyć. Oficjalna decyzja szatni zdecydowanie przypadła mi do gustu. Podobało mi się, kiedy piłkarze w relacjach z mediami zachowali jednomyślne milczenie. O czym to świadczy? O podrażnionej ambicji oraz urażonej dumie całego zespołu. Dla mnie demonstracja "Żołnierzy Berga" to bezapelacyjny pozytyw, a nie bezpardonowa arogancja. Nie ma także mowy o bojkocie czwartej władzy- Legioniści potwierdzili już bowiem obecność na konferencji prasowej po sobotnim hicie Ekstraklasy. Team sprit jest zatem w stanie przezwyciężyć sezonowy spadek formy i bezwzględną krytykę. Na plus było także, to że cały zespół wspólnie z kibicami na Stadionie Narodowym (następnie na ulicach całej Warszawy) z ogromnym entuzjazmem fetował zdobycie 17 trofeum polskich rozgrywek pucharowych. Stolicę owładnęła wprost aura wielkiego piłkarskiego święta .

Jednakże z drugiej strony widmo otwartego okna transferowego zbliża się nieuchronnie. I jak na razie prezes Bogusław Leśnodorski nie wynalazł, na te flustrujące wszystkich sympatyków "Legii"bolączki, skutecznego antidotum. Największym osłabieniem nadchodzącej rundy jesiennej będzie fakt, że "Stołeczni" prawdopodobnie nie będą w stanie zatrzymać w swych szeregach Ondreja Dudy. A więc Liga Mistrzów znowu oddala się od mistrzów Polski.

 Słowak do T- Mobile Ekstraklasy trafił w 2014 roku dzięki staraniom Michała Żewłakowa (dyrektor sportowy Legii). Według mnie był to najbardziej udany transfer zawodnika z zagranicy do polskiej ligi od kilku sezonów (2010/2011 Artjoms Rudnevs). Ondrej to prawdziwa piłkarska perełka. Największy młody talent ze Słowacji chcą aktualnie zatrudnić wszyscy potentaci zachodnioeuropejskiego footballu. Licytacja osiągnęła właśnie swe apogeum. Anglicy (Southampton S.C), Francuzi (Olympique Marsylia) i Włosi (Inter Mediolan) to potencjalni pracodawcy Ondreja. 7 mln Euro bardzo kusi włodarzy stołecznej drużyny. Mam tylko nadzieję, że utalentowany pomocnik, mimo swojego profilu fizycznego, będzie w stanie zaistnieć w siłowej Premier League (najwięcej atrakcyjnych ofert wpłynęło właśnie z Wysp Brytyjskich). Jako kibic "Wojskowych" chciałabym oczywiście, aby Duda został przynajmniej o jeden sezon dłużej. A czy sam piłkarz chce jeszcze zostać w Polsce? Właściciele "Legii" nie mają zamiaru specjalnie przekonywać młodego Słowaka, choć Ondrej doskonale wpasował się w warszawski kolektyw. Biorąc pod uwagę politykę transferową polskiego zespołu, to jego odejście z Ekstraklasy wydaję się niestety najrozsądniejszym rozwiązaniem... Zgodę na zmianę barw klubowych otrzymał także Michał Żyro i Jakub Kosecki. A więc siła ofensywna Czerwono- biało-zielonych zostanie całkowicie rozproszona po całej Polsce i Europie. Dodatkowo coraz częściej mówi się o transferze Ivicy Vrdoljaka do Chin! 

W Warszawie liczą się tylko i wyłącznie pieniądze (nie piłkarze). Jeżeli dojdzie do wszystkich planowanych transferów, to profity mistrzów Polski będą oscylować w granicach kilkunastu mln Euro. Co tym razem z napływem gotówki zrobi Leśnodorski? Odpowiedź jest prosta- ściągnie do Ekstraklasy zagranicznych nieudaczników. Na celowniku "Legionistów" jest  Vladimr Volkov (Partizan Belgrad) oraz Ismin Latovlevici (FC Steaua Bukareszt). Obaj gracze mają stanowić konkurencję dla Tomasza Brzyskiego na lewej obronie. Aż drżę w kontekście mniemanego zastępstwa dla Dudy, Żyro czy Koseckiego...




Przed finałem pucharu Polski służby porządkowe i policjanci pozostawali w stanie wzmożonej gotowości. Na szczęście interwencja okazała się zbędna. Fanatycy stołecznej drużyny stworzyli atmosferę wielkiego piłkarskiego święta na miarę Camp Nou. Był imponujący przemarsz kibiców mostem  Poniatowskiego, były piękne kartoniady (NARODOWA DUMA), był gorący doping, a nawet race. Burd i przejawów wandalizmu nie odnotowano. Powód? Puchar Polski szczęśliwie pozostał w Warszawie, a samo widowisko piłkarskie musiało się podobać wszystkim sympatykom  footballu.