niedziela, 24 lipca 2016

W głowach jeszcze Euro 2016, a już czas na Rio de Janeiro!

Euro, Euro i po Euro... Piłka nożna jest bezapelacyjnie fenomenem. W naszych europejskich głowach już od dziecka mamy zakodowane, że futbolowy championat to sportowe apogeum. Futbol rządził, rządzi i będzie rządził na starym kontynencie i nic nie jest w stanie zmienić hierarchii.

Poziom reprezentacyjny wyznacza prestiż całemu państwu. Piłkarze grają o zwycięstwo, a kibice pragną wygranej. Obopólna symbioza sportowcom gwarantuje sławę i wielkie, ba dużo za duże pieniądze. Fani natomiast zyskują "międzynarodową" pewność siebie. Podział może i trochę niesprawiedliwy, ale to w końcu piłkarze zapierdalają na boisku.
Bardzo wymowna reakcja Thomasa Mullera na formę Pazdana i Jędzy.
Dlaczego cała Polska oszalała po historycznym zwycięstwie nad Niemcami? Bo 11 listopada odzyskaliśmy niepodległość, a 11 października wiarę w polską piłkę nożną.

Z mistrzostw Europy wróciliśmy po meczu ćwierćfinałowym z Portugalią. Ekipa Nawałki nie celebrowała jednakże powrotu do kraju jak Islandczycy, czy później drużyna Chrisa Colemana. Co więcej na warszawskim lotnisku uśmiechał się tylko prezes PZPN. Honorowe mistrzostwo Europy nie satysfakcjonuje ani mnie, ani naszych graczy. Sukcesem byłby dopiero medal, a złoto... A złoto sportową ekstazą wszech czasów!

No szał ciał! Kocham piłkę, niektórych piłkarzy uwielbiam, ale jeszcze nigdy nie zareagowałam i nie zareaguje tak jak kibice na lotnisku. którzy witali kadrę Nawałki. Co innego radość po strzelonej bramce, co innego reakcja na to, że widzę piłkarza na żywo.


Lato, Ach to Ty!

Lato odszedł i zostawił Polskę na 78. lokacie.To nie jest temat rzeka, to temat śmierdzące bagno. Lecz abstrahując już od rządów pana Grzegorza, przejdę do sedna, a mianowicie do FIFA. Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej od 23 lat nalicza punkty wszystkim nacjom, a ja ciągle zastanawiam się nad poprawnością notowania. Tym razem - najnowszy bilans z 14.07, przynajmniej potwierdził się awans Polski (16 miejsce), ale jakim cudem Francuzi (10 lokata) przesunęli się w górę aż o siedem pozycji...No za co? Antoine Greizmann rozegrał w prawdzie 70 spotkań w tym roku, ale bez przesady.
Po Euro 2016 Polska jet oficjalnie 16. drużyną na świecie.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

Mimo wszystko uważam, że francuski turniej był piękny. Po pierwsze Adam Nawałka w trzy lata zapewnił nam awans o 60 miejsc w rankingu FIFA, po drugie europejska piłka ewoluowała w stronę monolitu mentalnego. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! To polskie, islandzkie oraz walijskie motto i jak było widać opłaciło się na trójkolorowej murawie. Co więcej tiki taka nie jest już twierdzą szyfrów, a Niemców wykiwał włoski sędzia. No i autentycznie przez miesiąc futbol triumfował nad terroryzmem.W prawdzie 29 czerwca nie dostałam upragnionego prezentu urodzinowego, bo w Marsylii więcej szczęścia niż serca miała Portugalia z autokratą Christiano Ronaldo na czele, to i tak  jestem dumna z tych chłopaków! No cóż futbol bywa okrutnie paradoksalny.Jednakże nawet ja nie ośmielę się krytykować bossa Nawałki. Miał rację, że uparcie wystawiał w pierwszym składzie Krzyśka Mączyńskiego (choć przekonał mnie dopiero mecz przeciwko skłóconemu zespołowi Michajło Fomenki). Do tego kompletną bzdurą jest to, że Polska grała asekuracyjnie. Jak wpadnie 1:0, to cieszymy się i gramy na utrzymanie!? Kurwa jeśli ktoś miał taką wizję, to niech lepiej zmieni dilera. Chociaż faktycznie w końcówce meczu z drużyną Fernando Santosa mogliśmy włączyć piąty bieg. A Fabiana w rzutach karnych powinien zastąpić Artur Boruc. Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem. Jesteśmy piłkarsko 16 siłą w Europie i mamy przecież wyższe aspiracje. Nawet perfekcjonista czytaj: Adam Nawałka uczy się na błędach i jetem pewna, że już teraz rozpracowuje Kazachstan oraz Duńczyków. A to, że dostał podwyżkę (80 tys. razy 2) to mnie w ogóle nie boli. W końcu 160 tys. miesięcznie zarabiał Waldemar Fornalik, którego ewidentnie przerosła i funkcja i odpowiedzialność. A Michał Listkiewicz w 2006 roku skusił 64-letniego wówczas Holendra (Leo Beenhakker) 300 tys. zł.

Wstawaj i walcz!

Mówią, że szczęście sprzyja lepszym, ale 30.06 na Stade Velodrome fortuna uśmiechnęła się do Portugalii. Ja tam nigdy nie liczę na przychylność gwiazd. Ja biorę los w soje ręce, wstaje i walczę dalej. Takie jest życie, taki jest sport. Dlatego też z równowagi wyprowadzają mnie stwierdzenia kibiców od święta: "aaa bo to o wszystkim tak naprawdę decyduje szczęście". Nosz kurwa mać! Z pustego to i Salomon  nie naleje. Robert Lewandowski nie urodził się przecież w korkach, musiał sam na wszystko zapracować i w pełnił zasłużył na to gdzie teraz aktualnie jest. To co na  Euro 2008 we Wrocławiu też zabrakło nam szczęścia?! Za Franza to mieliśmy gołych i niewesołych piłkarzy. Nie było drużyny. A na szczęście to właśnie trzeba i zapracować i zasłużyć.




Ja się naprawdę cieszę, że Polska oszalała na tle piłki nożnej. To naprawdę super, że od morza po Tatry każde polskie dziecko wie kim jest Robert Lewandowski (Robert jest wprost wszechobecny, w końcu reklamy też swoje robią).
Kibicujmy, wspierajmy i wierzmy w naszych sportowców!

Jadąc jednym z warszawskim tramwajów byłam świadkiem ożywionej dyskusji na temat meczu Polska-Portugalia. Było to scena tym bardziej ciekawa, iż poglądami wymieniały się między sobą dwie dziarskie babcie. Obydwie panie były wprost oburzone tym, że portugalski bramkarz przekroczył przepisy i obydwie zgodnie twierdziły, iż było to aż nadto widoczne (chociaż ja dopiero na zbliżeniu podczas powtórki zauważyłam błąd Rui Patricio). No cóż, okazuje się, że polskie babcie mają sokoli wzrok i są najlepiej poinformowane - Panie szykowały się bowiem na powtórny ćwierćfinał. W końcu wszyscy jesteśmy drużyną narodową!

Robert Lewandowski został uznany najlepszym sportowcem 2015 roku. Nagroda Plebiscytu Przeglądu Sportowego dla najlepszego polskiego sportowca roku przyznawana jest od 90 lat. W całej historii tylko dwa razy tego wyśmienitego zaszczytu dostąpił piłkarz (w 2015 roku Robert Lewandowski i 1982 roku Zbigniew Boniek).

Najlepiej uzbrojona bramka, to polska bramka

Łukasz Fabiański na 19 oddanych strzałów skapitulował tylko dwukrotnie. W tym po strzale życia Shaqiriego, zaś za drugim razem piłka wpadła między polskie słupki po rykoszecie. No i tym samym najpierw Szwajcaria cieszyła się po najpiękniejszej, aczkolwiek niezwykle fartownej bramce tych ME. Tymczasem los lubi grać w pokera i na szczęście Xhaka przestrzelił rzut karny. W tym przypadku fortuna słusznie zabrała to, co nie do końca sprawiedliwie ofiarowała wcześniej. Portugalii natomiast uśmiech losu nie opuścił nawet w finale.


Nie podlega dyskusji, iż bramkę mamy najlepiej uzbrojoną w całej Europie. Nikt inny nie dysponuje pięcioma bramkarzami klasy światowej, ale Fabian nie obronił żadnego strzału z jedenastu metrów. I największe pretensje Łukasz miał właśnie do siebie samego. Słusznie? Nie, ale fakt faktem w karnych na golkipera liczy się najbardziej. A jedenastka, to raczej cymes Boruca albo Szczęsnego. No i dlatego też był żal, a ja to już w ogóle zalałam się łzami.  A tak na marginesie, to bardzo nie lubię, gdy facet się marze, ale łzy Fabiańskiego były chyba potrzebne nam wszystkim.


Na Stade Velodrome Fabiana pocieszali jego najgroźniejsi rywale; nie wróć, raczej serdeczni kumple występujący na tej samej pozycji. Jeśli taka atmosfera utrzyma się w naszej reprezentacji, a głęboko wierzę, że tak będzie, to za dwa lata w Rosji naprawdę będzie się działo! No tak aura aurą, ale i skład powinien się jeszcze troszkę wzmocnić, a przynajmniej trzon musi pozostać ten sam. Mam nadzieję, że Kuba (to samo tyczy się Lewandowskiego, Krychowiaka, Piszczka, Jędrzejczyka, Pazdana, Glika, Grosickiego, Milika no i Szczęsnego) wytrwa do przyszłych mistrzostw świata.

Jak to się mogło stać?

Jak to się mogło stać? Piłkarzowi o tak wielkim sercu zabrakło szczęścia w tak ważnym momencie. Kuba to Robinhood wśród piłkarzy (ale żeby nie było, wydaje tylko i wyłącznie z własnej kieszeni). Przeżył tyle złego, a wciąż robi tyle dobrego i to bez rozgłosu. Kontuzja, nowa wizja Tuchela, kolejny uraz, ławka w Fiorentinie. I co? I Błaszczykowski poprowadził Biało-Czerwonych do ćwierćfinału! Dlatego też to, co spotkało Kubę w Marsylii było naprawdę szalenie niesprawiedliwie... Tym samym trudno doszukiwać się pozytywnych aspektów (szczególnie, że za linię bramkową wylazł portugalski bramkarz i według przepisów rzut karny powinien zostać powtórzony).To wszystko, to już jednak historia. Ale zero hejtu mówi więcej niż wszystkie słowa pocieszenia (włącznie z tymi od prezydenta Andrzeja Dudy).

Zawsze powtarzałam, że na pierwszym miejscu u kibiców jest Jakub Błaszczykowski.To właśnie imię i nazwisko chłopka z Truskolasów jest najczęściej skandowane na nadwiślańskich boiskach. Dlaczego? Reprezentacja Polski jest dla Kuby najważniejsza i widać, to w jego grze i w każdym pozastadionowym geście. Po prostu Błaszczykowski ma nad głową biało-czerwoną aureolę i fani dostrzegli to swoimi patriotycznymi oczami. Co więcej tak jak zawsze wątpiłam w Mączyńskiego, tak ani na chwilę nie przestałam wierzyć w Kubę. A Grzegorz Lato, jak dosięgnie to niech pocałuje się w dupę. Proroctwo byłego prezesa PZPN w kontekście występu Błaszczykowskiego na Euro we Francji było tyle warte co jego kadencja, jednym słowem gówno warte.


Kibice przed domem  Jakuba Błaszczykowskiego
Takie powitanie zarezerwowane jest tylko dla prawdziwych bohaterów. Co tu dużo mówić Kuba to żywa legenda piłki nożnej.

Polska nie tylko piłką stoi

Futbol ma po prostu to coś co sprawia, że urzeka.  Ale Polska nie tylko piłką nożną stoi. Otóż tegoroczne mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce zdominowali właśnie Polacy! Między 6 a 10 lipca zdobyliśmy 12 medali (6 złotych, 5 srebrnych i 1 brąz). Amsterdam okazał się polskim miastem szczęścia, bowiem po raz pierwszy w historii zawodów rangi międzynarodowej Biało-Czerwoni wygrali klasyfikację generalną. A to, że IAAF wykluczyła nafaszerowanych dopingiem Rosjan, to wcale nie oznacza, że w Holandii medale rosły na drzewach. Co więcej w imprezie wzięła udział rekordowa liczba sportowców (1469 osób). Wydaje się, że WADA (skrót światowej organizacji walki z dopingiem w języku polskim brzmi dość pejoratywnie) w końcu wzięła się do roboty, bo Sbornej nie będzie również w Rio de Janeiro. No a my do Brazylii jedziemy i to całą zgrają. Największe nadzieje na olimpijskie złoto pokładane są w ekipie z Amsterdamu, szczypiornistach i  siatkarzach. No i słusznie!




Olimpiada zbliża się już wielkimi krokami (5-21.08), a ja nie zdążyłam ochłonąć jeszcze po Euro i Amsterdamie.

niedziela, 10 lipca 2016

Niezasłużony finał Euro 2016: Francja - Portugalia

Francja vs Portugalia. W życiu nie spodziewałam się takiego scenariusza. Rozum przewidywał w finale Niemców, a serce było biało-czerwone. No i faktycznie mogłoby, ba powinno być tak pięknie... Z subiektywnego i obiektywnego punktu widzenia to, ani Francuzi ani Portugalczycy nie zasłużyli sobie na grę w finale. Zatem 10 lipca w Saint-Dennis odbędzie się występ nieproszonych aktorów."Cristiano i reszta" od początku pobytu we Francji jadą na ogromnym farcie, a gospodarzom podał rękę Nicola Rizzoli. No cóż? Taki jest sport, taka jest piłka nożna.

Fernando Santos wcale nie stworzył drużyny mistrzowskiej.Portugalia na tym turnieju wygrała tylko raz, z Walią w Lyonie. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż w portugalskiej szatni każdy sobie rzepkę skrobie. Co więcej taktyka Santosa oparta głównie na grze defensywnej eufemistycznie mówiąc: nie przyciąga wzroku. Jednakże "brzydka" Portugalia jest obecnie na ustach całego piłkarskiego świata, bo to właśnie piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego wystąpią w finale mistrzostw Europy. O tym wszystkim zadecydował fenomen Cristiano Ronaldo, który nawet bez formy potrafi sam wygrywać mecze. Gdyby nie CR7, to Portugalczycy już od trzech tygodni oglądaliby Euro jedynie przed ekranem telewizora.Węgry, Austria, Islandia (Grupa F).Trudno było wylosować lepiej, a mimo to podopieczni Santosa do 1/16 awansowali w ostatniej chwili, z trzeciego miejsca dzięki remisowi z
Węgrami (3:3).

Fotografię powyżej dedykuję wszystkim pseudodziennikarzom wypisujący niepohamowane bzdury o rzekomym konflikcie na linii Kuba-Robert oraz tym, którzy kibicowali w walce o półfinał Portugalii. Powiem tak: Kuba na barkach Roberta Lewandowskiego celebrujący gola w ćwierćfinale Euro- BEZCENNE. Jezu, nie śmiałabym nawet o tym marzyć! A jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to niech obejrzy sobie reakcję Kuby po arcybrutalnym faulu na Lewym w spotkaniu ze Szwajcarią (56 minuta). Zresztą co tu dużo mówić, pseudopatrioci nie mają ani wstydu ani honoru ani własnej reprezentacji...

Polacy we Francji ani razu nie przegrali. Co więcej podczas całych mistrzostw straciliśmy tylko dwie bramki- Shaqiri miał strzał życia, a Santos trafił tylko i wyłącznie dzięki rykoszetowi. 

Więcej szczęścia, niż serca...

Mówią, że szczęście sprzyja lepszym, ale w przypadku Portugalczyków nie mogę się z tym zgodzić.
W ćwierćfinale, to my byliśmy górą piłkarsko, taktycznie i mentalnie. Po prostu byliśmy lepsi pod każdym względem. Polska w Marsylii przypominała stylem gry Brazylię, tą Brazylię za najlepszych lat. Boże, jak cudownie było na to patrzeć! Już w drugiej minucie popłakałam się ze szczęścia, niestety płakałam ponownie po 120 minutach gry, tym razem z braku szczęścia. Do Kuby nie mam żadnych pretensji. Powiem krótko "Nie rusz Kuby, bo zginiesz!" i tyle w tym temacie.


Portugalczycy zapunktowali jedynie tym, że Pepe poskromił swoje chamskie zapędy i to, że przeanalizowali nas na tyle dokładnie, że po 90 minutach również wyciągnęli maty.

Inna sprawa, że sędziowie na francuskim euro powinni w trybie natychmiastowym udać się do okulisty. Wykwalifikowany arbiter kasuje ogromne gaże za to,że zobowiązuje się w sposób bezstronny strzec boiskowej praworządności. Tak to powinno wyglądać w teorii, w praktyce sędzia dostaje kasę za wypaczanie wyników. Sorry, ale tak to widzę. Rui Patricio ewidentnie przekroczył białą linię, biegnącą wzdłuż bramki w momencie wykonywania rzutu karnego przez Jakuba Błaszczykowskiego. Felix Brycha tego jednak nie zauważył, pozostali dwaj sędziowie liniowi i dwaj sędziowie zabramkowi też nie zareagowali. Przyznaję, że i ja nie dostrzegłam tego, że portugalski bramkarz złamał przepisy, lecz to całkowicie zrozumiałe. Byłam w ekstazie i przede wszystkim oglądałam mecz z pozycji widza w strefie kibica. Mi było wolno, ale od czego jest do cholery sędzia? To przecież jego zasrany obowiązek! Dzisiejsza technika prosto w oczy udowadnia arbitrom ich błędne decyzje. Jest dowód to i powinna być kara. Jestem pewna, że gdyby UEFA wprowadziła system kar za błędne decyzje sędziowskie, które miały bezpośredni wpływ na wynik spotkania, to liczba pomyłek zmalałaby optymalnie.


Wygrała Francja, ale przegrał futbol

Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek doczekam się momentu, w którym wielkie piłkarskie mocarstwo niemieckie znajdzie się na oucie. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek będę życzyć zwycięstwa podopiecznym Joachima Loewa. Niemcy to przecież najgorszy futbolowy wróg Polski, ale to zaiste "swój wróg" na własnej krwi wyhodowany. Poza tym relacje polsko-niemieckie znaczącą odmienił Juergen Klopp tworząc polskie trio w Dortmundzie. Bastian Schweinsteinger, Mats Hummels i Marco Reus również dołożyli swoje. Ale w istocie, to już S-Kadra Engela rządziła na niemieckich stadionach. W rolach głównych występowali m.in. Tomasz Hajto, Tomasz Wałdoch (obaj Schalke Gelsenkirchen), Jacek Krzynówek (Bayer Leverkusen/FC Nurnberg),Tomasz Kłos (FC Kaiserslautern), Radosław Kałużny (Bayer Leverkusen/Energie Cottbus), Bartosz Karwan (Hertha Berlin), Artur Wichniarek (Hertha Berlin). Choć meczu na wodzie w 1974 oraz pięciu doliczonych minut na MŚ w 2006 roku i czerwonej kartki dla Radosława Kałużnego, nigdy nie wybaczę zarówno sędziom jak i Niemcom, to w istocie futbol wyparł negatywnie nacechowane stereotypy po obydwu stronach barykady. Nie ma już piłkarskiego muru między Polską a Niemcami i nie ma już nienawiści. Nasi zachodni sąsiedzi konsekwentnie (od 12 lat) kompletują swoją reprezentację na emigrantach, podobny system naboru obrali również Francuzi (skądinąd nie mieli innego wyjścia).  Bliżej mi jednakże do podopiecznych Loewa. Po pierwsze wydają się bardziej europejscy, po drugie pod względem poglądowym tworzą jednolitą drużynę.

Od ponad dekady serce polskiego kibica ranią dwaj sławni volksdeutsche. Ale co z oczu to i z serca, a Łukasz Podolski przecież nie powąchał francuskiej murawy.

Bramka z rzutu karnego na minutę przed końcem pierwszej połowy bezapelacyjnie podcięła skrzydła mistrzom świata. Ręka Schweinsteigera w polu karnym była, ale nie było to zagranie celowe. W dodatku Patrice Evra po dośrodkowaniu z rzutu rożnego na pewno nie zdobyłby gola. Dopiero Antoine Griezmann dał prowadzenie Francuzom bezbłędnie wykonując strzał z jedenastu metrów. Napastnik Atletico Madryt wytrzymał presję i co więcej 22 minuty później ostatecznie ustalił wynik spotkania podwyższając rezultat na 2:0. Niemcy przeważali od pierwszej do ostatniej minuty, ale do Saint-Dennis nie pojadą. Zwyciężyła Francja, a nie sport...

Gospodarzom druga bramka przyszła o tyle łatwiej, iż z powodu nadmiernej ilości żółtych kartek pauzować musiał Mats Hummels oraz Mario Gomez, a kontuzjowany Jerome Boateng opuścił boisku już 61 minucie. Tyle szczęścia dla Les Blues i to w jednym meczu. Na samym farcie daleko się jednak nie zajedzie. Losowi trzeba dopomóc. Odsiecz prosto z Italii była namacalnym przykładem wypaczającym wynik. Rizzoli nie pozwolił, by wygrał duch rywalizacji. Myślę, że przychylność arbitra względem gospodarzy tłumaczy gloria niemieckich piłkarzy w Bordeaux.  Z tym ,że kibica usprawiedliwia gorycz, ale sędziego już nie. Poza tym w pierwszej połowie w polu karnym Francuzów było i kopnięcie piłkarza składającego się do strzału i łapanie wpół. Moja interpretacja? Karny. Co więcej, Manuel Neuer był faulowany przy drugiej bramce. Rizzoli jednak wiedział na co przymknąć oko.
Basti robił co mógł, a w Niemczech został uznany za antybohatera 
Futbol stanął na głowie- Niemcy odpadają, a Portugalia człapie dalej. Kto dziś będzie lepszy? W sumie wszystko mi jedno. Mam jednakże przeczucie, że o celebrycie Marku Clattenburgu będzie jeszcze naprawdę głośno. Anglik enigmatycznie sędziował polską batalię o ćwierćfinał. Clatteburg pozwolił "albańskim Szwajcarom" napierdalać Roberta Lewandowskiego. Brytyjczyk jedynie dwa razy upomniał podopiecznych Vladimira Petkovicia i to w dodatku nad wyraz niechętnie. A przecież Fabian Schar powinien wylecieć z boiska już w 56' minucie spotkania. Idąc dalej tym samym tropem, myślę, że po Euro nie tylko Laurent Kościelny będzie "na ty" z Francois Hollandem.