piątek, 23 października 2015

Polska siatkówka jeszcze nie zginęła! Siatkarze pojadą do Rio?

Trzecie miejsce w Pucharze Świata oraz ćwierćfinał ME to mizerne osiągnięcie jak na Mistrzów Świata. Pierwsze oznaki kryzysu formy u Biało- Czerwonych było widać już na początku sezonu w tegorocznych rozgrywkach Ligi Światowej. Polacy w Rio de Janeiro zajęli czwarte miejsce. Eufemistycznie mówiąc, był to wynik dalece satysfakcjonujący. Ale porażka podopiecznych Stephana Antigi w mistrzostwach starego kontynentu ze Słowenią (!) to prawdziwa siatkarska sensacja. Słoweńcy wyleli kubeł zimnej wody na polski volleyball. Jednakże czasami porażka buduje bardziej niż zwycięstwo. Blamaż zdarza się nawet najlepszym. Mam nadzieję, że limit potknięć w tym roku nasi siatkarze wykorzystali i to z nawiązką.

Podstawowy skład na Euro 2015: F. Drzyzga-  B. Kurek-  M. Kubiak- M. Mika-  M. Bieniek- P. Zatorski.
Mistrzostwo Świata wywalczyła zupełnie inna szóstka... 

Na początku wszyscy byliśmy wyrozumiali. Polscy siatkarze musieli przecież odpokutować zdobycie championatu. Sportowcy to nie roboty. Spadek formy spowodowany przemęczeniem jest naturalnym objawem po morderczym turnieju. Dodatkowo dochodzi zmiana strefy czasowej i klimatycznej. Dlatego też nikt nad Wisłą nie rozpaczał, że w Brazylii zdołaliśmy wywalczyć zaledwie czwarte miejsce. Co więcej w polskiej drużynie pojawiła się nowa twarz. Chodzi oczywiście o Matusza Bieńka (21 lat), który w swym seniorskim debiucie oczarował cały siatkarski świat.  Młody środkowy w starciu z Rosjanami (3:0) na inaugurację LŚ, zdobył 14 punktów i został wybrany MVP spotkania. Od tego momentu Bieniek na stałe zadomowił się w wyjściowej szóstce Biało- Czerwonych, a nasza husaria w Japonii znowu wygrywała ze wszystkimi. Efektowne zwycięstwa nad Iranem i USA sprawiły, że Polacy ponownie znaleźli się w siatkarskim raju. Po jedenastu meczach i jedenastu wygranych naszych siatkarzy czekał upragniony finał. Niestety chyba trochę zlekceważyliśmy rywali z Półwyspu Apenińskiego. A sport nie przewiduje taryfy ulgowej... Awans olimpijski był na wyciągnięcie ręki, ale Polacy zamiast sięgnąć po historyczną wygraną w Pucharze Świata; podali rękę Włochom, którzy zwyciężyli ostatecznie 3:1.


Polscy kibice znowu pokazali klasę. Kto potrafi kibicować drużynie, która wyeliminowała wcześniej własną? Tylko Polacy. Nic się nie stało! Polacy nic się nie stało!

Została nam więc walka na Euro. Podopieczni Antigi trafili do grupy marzeń (Grupa C), tym samym znaleźli się w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Nie musieliśmy od razu zaczynać od bojów na śmierć i życie. Belgia, Słowenia i Białoruś to  przecież siatkarskie Kopciuszki... Droga do finału wydawała się więc prostsza jak nigdy wcześniej. Ale mecz sam się nie wygra. Do zwycięstwa potrzebna jest pasja, walka i stuprocentowa koncentracja. No i niestety stało się najgorsze...

Czy Antiga udźwignie presję?
 A może warto dać szansę Jaroszowi i Bartmanowi..

Kubeł zimniej wody

Blamaż ze Słowenią (3:2) zakończył udział Biało- Czerwonych w ME. Tym razem naszych siatkarzy nic nie tłumaczy. Mistrzowie Świata powinni zdeklasować taki zespół jak Słowenia (39. drużyna w rankingu FIVB), tym bardziej, że w fazie grupowej pokonaliśmy naszych południowych sąsiadów 3:1. Marnym pocieszeniem jest również fakt, że podopieczni Andre Gianiego okazali się rewelacją zawodów i zdobyli wicemistrzostwo. To właśnie Biało- Czerwoni powinni walczyć w Sofii o złoto, co więcej byli zobligowani, by zdobyć championat.

Awans olimpijski nie jest na szczęście mission impossible. Pomijając domniemane konflikty wewnątrz kadry oraz nadmierne zaangażowanie siatkarzy w spoty reklamowe; nasza reprezentacja zasługuje na to, by za rok pojechać do Ameryki Południowej. Udział w Igrzyskach Olimpijskich po prostu nam się należy. I nie ważne jest to czy, pojedziemy do Brazylii jako główni faworyci, czy ostatni straceńcy. Ekstremalnie istotny jest już bowiem sam udział w Olimpiadzie. Możemy nawet wszystko przegrać, bylebyśmy nie musieli się wstydzić.

Chyba nasi siatkarze nie kłócą się o pieniądze od reklamodawców? Taka dysharmonia prowadzi bowiem tylko do jednego... Do blamażu..

Miejmy nadzieję, że trenerzy jak i sami zawodnicy otrzeźwieli nareszcie po sukcesie, jakim było wywalczenie mistrzostwa świata. Może taka niespodziewana porażka była nam potrzebna? Nie warto więc biadolić, bo pusta rozpacz nic nie daje. Teraz potrzebna jest wielka mobilizacja, by udowodnić całemu światu, a w szczególności Aleksiejowi Spiridonowi (notorycznie obraża Polaków), że Polska siatkówka jeszcze nie zginęła. Polacy mogą wywalczyć przepustkę do Rio już w styczniu podczas eliminacji strefy europejskiej.


Skazani na sukces?

Nasi reprezentanci zawsze grali falami.  Bez końca irytują przestojami i zachwycają niekonwencjonalnymi zagraniami. Za to ich kochamy, za to im kibicujemy. Oczywiście wszyscy marzą o cudownym powrocie Wlazłego oraz Winiara. Niestety wydaje mi się, że obydwaj wybitni siatkarze nie zagrają już z orzełkiem na piersi. Dlaczego? Winiar zrobił już wszystko co mógł dla kadry, a Wlazły nie będzie więcej się poświęcał. Prawda jest brutalna. O ile Michał Winiarski zawsze był do dyspozycji, to Mariusz Wlazły tylko od czasu do czasu miał ochotę, by reprezentować biało-czerwone barwy. Który siatkarz może wybierać sobie turnieje? Żaden, nawet Giba tego nie robił. Niemniej jednak mistrzostwo globu zawdzięczamy w dużej mierze Wlazłemu. Atakujący PGE Skry Bełchatów słusznie uchodzi za najlepszego siatkarza na świecie. Ale z niewolnika, nie ma pracownika. Musimy wreszcie zmusić się, by zamknąć w naszej fanatycznej podświadomości rozdział Wlazłego, Winiarskiego, Zagumnego i Ignaczaka. Zawsze będziemy pamiętać, co im zawdzięczamy, ale skupmy się teraz na przyszłości. Nasi kadeci są przecież bezkonkurencyjni w Europie i na świecie. Polska siatkówka jest wręcz skazana na sukces!

Polacy Mistrzami Świata Kadetów 2015!
Wielka Duma polskiej siatkówki zasługuje na większe zainteresowanie mediów!
Kibice musza wziąć sprawy w swoje ręce. Udostępniajmy dobrą nowinę:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz