niedziela, 8 listopada 2015

Lech i Legia- Wojna i Pokój, czyli 11 listopada wszyscy do Warszawy


Jestem dziennikarzem sportowym i fanem piłki nożnej. Jestem kibicem Legii Warszawa i Lecha Poznań. Szok? Tak się nie da?! A właśnie, że tak można i ja jestem tego żywym przykładem. Nie toleruje "świętej wojny" między polskimi klubami. Co więcej wspieram wszystkie ojczyste drużyny w rywalizacji na poziomie międzynarodowym. Oczywiście nie da się kochać całej piłkarskiej populacji. W każdym meczu każdy ma swojego faworyta. Ktoś ma wrogów, ktoś ma ulubieńców. Ale nikt mi nie zabroni chodzić na Łazienkowską i jednocześnie śledzić wydarzenia z Bułgarskiej. Idąc dalej tym samym tropem. Podoba mi się młoda Jagiellonia Probierza, zaś Koronę cenię za bezpardonowość. Pamiętam genialną Wisłę Kraków i rewelacyjny Groclin. Tak po prostu mam. Fakt najbliżej mi do Wojskowych. Mieszkam w Warszawie i od dzieciństwa chodzę z zielonym szalikiem. A fanatycy z Żylety są po prostu nie do podrobienia. Ale potrafię realnie ocenić sytuację- pochwalić tych, którym się to należy i skrytykować tych, co zasłużyli na słowną chłostę.

Jest taki dzień, który łączy wszystkich kibiców- 11 Listopada

Legia i Lech prawdopodobnie zakończą przygodę z Ligą Europejską na fazie grupowej. Tylko okoliczności rozstania z rozgrywkami międzynarodowymi obydwu polskich czołowych klubów będą się od siebie mocno różniły. Wicemistrzowie z Warszawy w dwumeczu z Club Brougge byli beznadziejnie nieudolni. Jestem pewna, że jeszcze rok temu Wojskowi bez problemu zdeklasowaliby czwartą drużynę Jupiler League. Aktualnie Legia Warszawa jest swoim cieniem. Z kolei poznaniacy przegrali, co prawda na Bułgarskiej 2:0, ale była to porażka w zupełnie innym stylu. Kolejarz skapitulował po heroicznej walce. W Poznaniu nie było obrony Częstochowy. Lechici starali się grać finezyjny futbol. Zabrakło tylko odrobiny piłkarskiego szczęścia. Drugi mecz z ACF Fiorentiną, to lustrzane odbicie rewanżu Niemcy-Polska. Można powiedzieć, że Polacy znowu pięknie przegrali...



Legia i Lech w polskiej lidze

Po 14. kolejkach Ekstraklasy Stołeczni zajmowali drugie miejsce w tabeli  (23 pkt.). Kolejorz też był drugi, tyle że od końca. Pozycja Legii po wygranej 1:0 z Pogonią Szczecin jest nadal taka sama. Sytuacja Lecha także nie uległa zmianie, mimo tego, że poznaniacy zainkasowali w piętnastej rundzie trzy punkty na własnym stadionie. Kolejorz rozjechał na Bułgarskiej Górnika Łęczna 3:1. 15. pozycja poznaniaków w rodzimych rozgrywkach nie odzwierciedla jednakże potencjału piłkarzy Jana Urbana. Jestem pewna, że mistrzowie Polski szybko zaczną przesuwać się w górę stawki. W Poznaniu naprawdę jest kim grać. Największą zaletą Lecha jest polska młodzież. Siedmiu zawodników łapiących się regularnie do podstawowego składu Poznańskiej Lokomotywy to młodzieżowi reprezentanci Polski. Największe skarby Urbana to Karol Linetty (20 lat) oraz Dawid Kownacki (18 lat). I kto mi powie, że nie ma u nas piłkarskich talentów? Oczywiście, że są. Jest mnóstwo zdolnej młodzieży, trzeba tylko zainwestować i uwierzyć w perspektywicznych graczy. Tak właśnie zrobiono w Poznaniu i jeśli polityka klubu z Wielkopolski będzie nadal tak efektywna i rozwojowa, to te dojrzewające pokolenie z Bułgarskiej rozsławi niedługo polską ligę na cały piłkarski świat.


A co mają w Warszawie? Dziesiątki obcokrajowców bez formy i finezji. Jedyny wartościowy młody talent z Łazienkowskiej to Ondrej Duda. Guilherme może i ma predyspozycje ofensywne, ale gry zespołowej musi się jeszcze nauczyć. Brazylijczyk nie rozumie co oznacza sformułowanie "z pierwszej piłki", ale za to nagminnie i zupełnie bez potrzeby zaraz po przyjęciu odprawia rytuał "dopieścić futbolówkę". Te nawyki kosztują legionistów bardzo drogo. W nowoczesnej piłce nożnej jedna sekunda robi różnicę. Do tego dochodzą nieudane dryblingi i liczne straty. Guilherme kariery międzynarodowej na pewno nie zrobi. 
Wszyscy pieją z zachwytu nad skutecznością Niemanja Nikolicia. Dla mnie jest to przereklamowany napastnik, który miał trochę szczęścia w Ekstraklasie. 16. goli w polskiej lidze nie robi na mnie wrażenia. Kolejne letnie wzmocnie Wojskowych to Alaksandar Prjović. Prjović miał być tytanem w ofensywie, ale jego obecna forma jest utrapieniem. Na początku sama byłam bardzo pozytywnie nastawiona do Szwajcara. Podobała mi się jego wrodzona bezczelność i arogancja. Niestety jego jedyny pozytywy jak na razie to właśnie podobieństwo fizjonomiczne i behawioralne do Zlatana Ibrahimovicia. Transferu Ivana Trickovskiego oraz Stojana Vranjesa nie będę nawet komentować. Obecnie spośród zawodników wicemistrza Polski można wyróżnić jedynie Igora Lewczuka. Urodzony w Białymstoku obrońca przeżywa aktualnie renesans formy. Miałam nadzieję, że zauważy to także Adam Nawałka. Nasz selekcjoner zapatrzył się jednakże w Thiago Cionka... 


W Warszawie też była zdolna młodzież, ale za wcześnie rozsprzedano wszystkie młode perełki.I teraz jest pustka, dla której wygodną alternatywą są właśnie zagraniczni gracze. Na szczęście w ostatnim czasie dużo mówi się na temat wielkich come backów na Łazienkowską. Ochotę na powrót zza wschodniej granicy na Ł3 ma Maciej Rybus oraz Artur Jędrzejczyk. Jeżeli w przerwie zimowej rzeczywiście uda się ściągnąć tych zawodników z powrotem do Warszawy, to będzie zdecydowanie transfer numer jeden nad Wisłą na przestrzeni kilkunastu lat, a co najważniejsze będzie, to realne wzmocnienie dla Legii.

Legia i Lech i nowi trenerzy

W Warszawie i Poznaniu nastąpiła zmiana trenera ze względu na brak wyników. Z Legią pożegnał się Henning Berg, a z Lechem Maciej Skorża.Na Łazienkowskiej niektórzy piłkarze tęsknią jednak za Norwegiem. Na Bułgarskiej natomiast nikt po Skorży nie płacze. Efekt? Pierwszy raz w historii polskiej piłki nożnej drużyna z nad Wisły okazała się lepsza od zespołu z Serii A w meczu wyjazdowym. Lech Poznań wygrał z ACF Fiorentiną 2:1. Na Stadio Artemio we Florencji bramki dla kompanii Urbana zdobyli Dawid Kownacki (65') oraz Maciej Gajos (82'). Obydwaj polscy zmiennicy udowodnili, że rodzimy futbol jeszcze nie zginął. Co więcej Gajos zastąpił na boisku właśnie kontuzjowanego "Kownasia", którego wcześniej bardzo brutalnie potraktowali podrażnieni niekorzystnym wynikiem obrońcy mistrza Italii. Viole było stać jeszcze na honorowe trafienie. W 90. minucie niekorzystny wynik przypudrował Giuseppe Rossi. Fani Fiorentiny nie widzieli jednakże gola napastnika Azzurri, bo opuścili stadion po drugiej bramce lechitów.

W rewanżu Lech Poznań zagrał znakomicie, ale nieefektywnie. Paulo Sousa wystawił na Bułgarskiej najmocniejszy skład, a mimo to poznaniacy grali jak z nut. Pierwsze pół godziny przebiegało pod dyktando poznaniaków. W odwecie Sousa kipiał i wariował ze złości przy linii bocznej. Niestety jeden błąd, jeden niepotrzebny faul Dariusza Dudki otworzył gościom idealną drogę do polskiej bramki. Jossip Illicić perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Jasmin Buirć był bez szans. Podopieczni Urbana przegrywali od 42. minuty 1:0, lecz wcale nie zamierzali składać broni. Violi nie należało się prowadzenie, ale rzut wolny wynikał z prawidłowej oceny sędziowskiej. Na tym polega przecież piękno futbolu. Po przerwie Kolejarz nie miał nic do stracenia i poznaniacy ruszyli z impetem na bramkę Liugi Sepe. Gol dla poznaniaków wisiał w powietrzu. W 78. minucie "przysłowiową setkę" zmarnował jednakże Gergo Lovrencis. Niestety niewykorzystane sytuację się mszczą. Dziesięć minut później było już 2:0. Na listę strzelców ponownie wpisał się Illicić. Mecz był już rozstrzygnięty, ale mistrzowie Polski ciągle walczyli dalej. Kolejarz do końca bił się o honorowego gola.


W Poznaniu przeciwko Lechowi wystąpił Jakub Błaszczykowski. Reprezentant Polski nie był jednakże nadgorliwy na ojczystej murawie, tak jak przed laty Tomasz Hajto w starciu FC Schalke 04-Wisła Kraków. Błaszczu potraktował poznaniaków bardzo kurtuazyjnie. Najprościej mówiąc zrobił na boisku, to co do niego należało, ale ochoty na strzelenie bramki Lechowi raczej nie miał. Nic dziwnego, że Błaszczykowski dostał gromkie brawa od lokalnej publiczności, gdy opuszczał boisko (72').


Legia i Lech w Lidze Europy

Jeżeli chodzi o Legię, to dwumecz z Club Brugge miał zadecydować o być albo nie być Wojskowych w europejskich pucharach. Tym razem zmiana szkoleniowca nic nie dała. Stanisław Czerczesow miał tyle samo czasu co Jan Urban, ale cudu nie dokonał. W ekstraklasie z meczu na mecz ciułała także Legia Berga.W lidze Europy rosyjski trener nie będzie miał już szansy poprawy, a nie zrobił nic więcej od Norwega. Jak na razie to legioniści są przytłoczeni samą aurą Czerczesowa, a do tego dochodzi jeszcze nowa koncepcja w ustawieniu. Zespół z Brugii był w zasięgu wicemistrzów Polski, jednakże Legię było stać zaledwie na remis i porażkę. To naprawdę za mało, bo na Łazienkowskiej od lat celują przecież w awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Niesprawiedliwość? Wojskowi już w poprzednim sezonie wyczerpali limit usprawiedliwień.

W Belgii Czerczesow  przesadził przede wszystkim z roszadami w składzie. Defensywne ustawienie nie zdało egzaminu. Legioniści zupełnie pogubili się w destrukcji, a w ofensywie byli bezpłciowi. Gol obrońcy Brugii - Thomas Meunier (38'), mówi sam za siebie. W drugiej połowie Rosjanin dokonał trzech zmian.Na boisku pojawił się Aleksandar Prjović, Guilherme i Michał Kucharczyk. Gra Wojskowych wyglądała lepiej, ale na remis to nie wystarczyło. Zabrakło czasu oraz przytomności napastników w polu karnym.
 
Legia i Lech spotkali się niedawno w ramach 13. kolejki Ekstraklasy. Wynik 1:0 dla poznaniaków rozwiewa wszelkie wątpliwości. "Urbanizacja" w Poznaniu przyniosła zamierzone efekty, natomiast na Łazienkowskiej panowanie cara jeszcze nic nie zmieniło. Czerczesow lubi być w centrum uwagi i faktycznie jest o nim głośno w mediach.W Warszawie rozpoczął się zatem teatr jednego aktora. Zmiana szkoleniowca w Legii była konieczna. Ale czy legioniści nie wpadli przypadkiem z deszczu pod rynnę?



Przepis na sukces

Dobry trener to więcej niż połowa sukcesu.Tak było w Borussi Juergena Kloppa, Wiśle Henryka Kasperczaka, czy kadrze Kazimierza Górskiego. Oczywiście nic nie może wiecznie trwać, ale prawidłowo wykonana praca zawsze procentuje. Polska reprezentacja pojedzie na Mistrzostwa Europy 2016 do Francji. Ile w tym zasługi Adama Nawałki? Sukces drużyny, to w końcu sukces trenera. Nawałka miał nosa, gdy sięgnął z powrotem po Sebastiana Milę. Z opaską kapitana też miał rację. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Błaszczykowski na ławce i Zieliński na trybunach, to wielki błąd.Polacy mają teraz naprawdę dobry kolektyw, ale czy mają odpowiedniego selekcjonera? Z całym szacunkiem Jodłowiec, Borysiuk,; to piłkarze, którzy nie zasłużyli na reprezentowanie naszego kraju. Mam nadzieję, że Nawałka następnym razem przypomni sobie o Dawidzie Kownackim. Podstawowy problem wszystkich zgrupowań polega na tym, że Polski selekcjoner wierzy bardziej w tych graczy, których znał wcześniej. Krzysztof Mączyński oraz Paweł Olkowski to tylko i wyłącznie wymysł Nawałki. W piłce nożnej najważniejsze są jednakże umiejętności, a nie trenerskie koligacje. Polacy z awansu do euro cieszyli się jak z mistrzostwa świata. Czy wreszcie ugramy coś na dużej imprezie? Jeśli atmosfera wśród kadrowiczów się utrzyma, jeśli będą grali ci, którzy naprawdę zasłużyli na grę, jeśli Nawałka nie powieli błędów poprzedników z wysyłaniem powołań; to tak sukces jest w naszym zasięgu. Bo jak nie teraz to kiedy?Milik zachwyca, Lewandowski jest w życiowej formie, Krychowiak przechodzi samego siebie, Zieliński po metamorfozie jest genialny, Kuba wraca do formy, Grosik z ułańską fantazją bywa nie do zatrzymania, zdrowy Piszczek to klasa światowa, Rybus na lewej obronie odnalazł swoje miejsce, Glik to gladiator, Pazdan jest waleczny, a Szczęsny wybroni wszytko. Ponadto w obwodzie są jeszcze Linetty i Kownacki. Wystarczy tylko tego wszystkiego nie zepsuć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz