niedziela, 22 maja 2016

Paweł Wszołek nie pojedzie na Euro 2016!

Krzysztof Skiba ma rację:"Polacy zawsze mają pecha". Przeznaczenia nie da się oszukać, no i bessa dopadła w końcu i mnie. Zdarte kolano i jeden opuszczony trening, to na szczęście całe moje nieszczęście. Ale co ma powiedzieć Paweł Wszołek...
Paweł Wszołek
PECHOWY JAK PAWEŁ WSZOŁEK

Skrzydłowy Hellas Werona raczej przesądny nie jest, skoro w Serii A biega z numerem trzynastym na plecach i trzeba przyznać, że w tym sezonie były polonista naprawdę brylował na włoskich boiskach.  Z drugiej strony 28 rozegranych spotkań oraz 6 asyst to wynik, który może nie zwala z nóg, ale w końcu Wszołek występuje na co dzień w futbolowej odyseji, gdzie nie ma miejsca na piłkarskie sentymenty. Formę Pawła docenił nawet i sam Adam Nawałka. 24-latek po dwóch latach przerwy ponownie zagrał z orzełkiem na piersi w sparingu przeciwko Finlandii. Polacy w marcu rozbili Skandynawów aż 5:0, a autorem dwóch trafień był właśnie pomocnik Verony. Niestety "wszołkowe" szczęście dostało garba. Do Juraty zawodnik "Gialloblu" przyjechał na wczasy, a wyjechał z kontuzją, która przekreśliła jego występ na francuskim Euro. I choć niczego w życiu nie można być pewnym, to Paweł Wszołek miał już przecież w ręku bilet do Niceii, no ale ten samolot finalnie odleci bez niego... Czeka go za to teraz trzymiesięczna rehabilitacja w warszawskiej klinice Enel-Med. Przygnębienie, żal i złość. Co innego można czuć w sytuacji, gdy do mistrzostw Europy pozostaje zaledwie 20 dni i jednocześnie łapię się poważną kontuzję podczas zajęć w hotelu. "Wszołi" istotnie miał strasznego pecha- poślizgnął się i nad wyraz niefortunnie upadł na lewą rękę. Podobno było słychać jak kość "pękała"no i rzeczywiście sprawdził się najgorszy możliwy scenariusz: Wszołkowi pękła kość promienna w lewej kończynie górnej. Ból fizyczny pewnie ogromny (w sumie nigdy nie miałam nic złamanego), ale Pawła na pewno dużo bardziej boli to, że nie pojedzie do Francji. Nawałka nie zamierza jednakże dowoływać kolejnego zawodnika. Aktualnie szeroka kadra Polski liczy 27 piłkarzy, a to czy z kłopotów zdrowotnych skrzydłowego Verony skorzysta Sławek Peszko dowiemy się już 30 maja. 
Pechowy jak Polak, a raczej pechowy jak Paweł Wszołek. No z żartów naprawdę można się nieźle doigrać (mi też parę razy zdarzyło się popłakać z wygłupów), tym samym Pawłowi na pewno nie jest teraz do śmiechu i można mu tylko współczuć...
 Ja ostatnio miałam więcej farta, choć do tej pory nie wiem jak to się stało, że spadłam z łóżka na prawe kolano (siniak plus obtarcie), a do tego uderzyłam głową w lampkę nocną, która spadła na suszarkę z ubraniami, która z kolei przewróciła moją toaletkę z całym asortymentem i to wszystko o 1:45 w nocy. Jednym słowem- splot przecudacznych wydarzeń żywcem ze "Strasznego Filmu", ale ja się na szczęście mogę śmiać z mojego nieszczęścia.

Dramat Wszołka na pewno dał do myślenia i pozostałym kadrowiczom. W jednej chwili jesteś w niebie, a w drugiej dosięga cię prawdziwy dopust Boży. Na złamanej ręce świat się jednak nie kończy. Kontuzja Kamila Grosickiego w meczu z Gruzją, to kopia urazu Pawła Wszołka. Kamil szybko doszedł do wielkiej formy i obecnie jest pewniakiem w reprezentacji Polski. Jestem przekonana, że i "Wszołi" wróci i to jeszcze silniejszy.  To co cię nie zabije, to cię wzmocni, a przecież eliminacje do MŚ w Rosji rozpoczynają się już we wrześniu i Wszołek na pewno będzie bardzo potrzebny. 

Nawałka nie mógł przecież przewidzieć, że w Juracie starci jednego z najbardziej perspektywicznych graczy w kontekście Euro 2016. W tej sytuacji nie ma co szukać winnych. W końcu trudno obwiniać sztab szkoleniowy o to, że pedantycznie dba o swoich kadrowiczów. Koncepcja zgrupowania a 'la sielanka miała przecież wynagrodzić piłkarzom trudy sezonu, a nie utrudniać selekcję.

MISJA EURO

Marco Reus
Cały czas będę się upierać, że Krzysztof Mączyński do reprezentacji Polski się nie nadaje. Rozgrywający Wisły Kraków ma jednakże z góry zaklepane miejsce w 23-osobowym składzie, który uda się w delegację do trójkolorowego landu. Tak to właśnie jest jak się jest pupilkiem trenera. Moim zdaniem Sebastian Mila nawet bez formy, to dużo lepsza opcja, bo jak to Piotr Świerczewski mawiał: "Lepiej mądrze stać, niż głupio biegać". W miejsce Thiago Cionka powołałabym oczywiście "Wasyla" (mojego faworyta) bądź ewentualnie Igora Lewczuka. Niestety Nawałka obrońcę mistrza Anglii darzy niezrozumiałą dla mnie niechęcią. No i we Francji najsilniejszym składem, to my na pewno nie zagramy. Z drugiej strony Niemcy zdobyli mistrzostwo świata nawet bez Marco Reusa. Co więcej nowego kapitana Borusii omijały wszystkie najcenniejsze trofea, które westfalczycy wywalczyli za kadencji Juergena Kloppa. "Marcinho" może pochwalić się jedynie medalem za triumf w Superpucharze Niemiec (2013), czyli w sumie nie ma się czym szczycić. A to wszystko przez co? Ano przez plagę kontuzji. Apogeum niefartu dotknęło Reusa dwa lata temu. Trzy urazy pod rząd, to za dużo jak na piłkarza nawet o takiej pogodzie ducha jak Marco. Pomocnik BVB trzykrotnie naderwał wiązadła w kostce (dwa razy w lewej i raz w prawej). Czy Marco Reus wyczerpał limit pecha? Pewnie nie, ale w Dortmundzie i tak będzie czczony do końca świata i o jeden dzień dłużej.

 Dortmundczykom nie udało się w finale Pucharu Niemiec (mimo tego, ze po raz trzeci z rzędu walczyli o to trofeum) pokonać odwiecznego rywala z Monachium, ale BVB na pewno nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Nowy sezon to przecież kolejna walka o elitę Bundesligi. A tak na marginesie, to nie wiem jakim cudem Thomas Tuchel pozwolił wykonywać jedenastkę Svenowi Benderowi. Co ciekawe Reus i Bender są rówieśnikami, ale różnica jest taka, że Marco jest legendą, a Sven pomocnikiem. Do tego Sokratis Papastathopoulos zapomniał do czego służy piłka i zamiast strzelić karnego, to kopnął futbolówkę jak pijana baletnica i tym samym zorby w Dortmundzie nie było. Nie pomogła nawet msza święta w intencji zwycięstwa, bo to właśnie Thomas Muller mimo wcześniejszych pięciu ligowych niepowodzeń, trafił z jedenastu metrów w najważniejszym momencie. I pomyśleć, że gdyby Pierre-Emarick Aubameyang w drugiej połowie wykorzystał cudowne podanie Łukasza Piszczka, to rzuty karne nie były by w ogóle potrzebne. Lecz taki jest właśnie sport. Mecz można wygrać, przegrać lub zremisować, ale nie można przestać pracować na sukces. Karne to w końcu loteria, a kolegom Roberta Lewandowskiego akurat wczoraj sprzyjało szczęście.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz