Będę chwalić i ganić. Będę popierać i negować. Będę pisać to, co chcę i o tym co chcę. Będę pisać pod wpływem emocji, będę pisać subiektywnie, będę pisać po swojemu!
Za każdym razem jak odgrzebię w necie coś Zarzecznego, to myślę sobie, że właśnie w tym momencie aniołowie w niebie powinni postawić mu kufel ambrozji. Nikt nie pisał i nie mówił tak jak on i nikt nigdy nie będzie pisał i nie będzie mówić tak jak on. Zarzeczny zawsze będzie najlepszy.
Pablito, nie lubił jak się do niego mówiło per pan. A więc Pablito lubił hejtować i ubarwiać, ale robił to mądrze.To właśnie Zarzeczny zrobił ostatni wywiad z Deyną. Przyznam się, że nie sprawdziłam tego faktu, ale tym razem jestem skłonna uwierzyć nieboszczykowi na słowo. Jednakże wróćmy do Deyny, dziś mija 30 lat od jego śmierci. Według oficjalnej wersji nieszczęśliwy wypadek w San Diego, zdaniem Zarzecznego samobójstwo. I coś czuję, że Paweł może, a właściwie mógł mieć rację...
Wraca dziś pamięć, o tych których nie ma...
Deyna miał kopyto jak mało kto. Gdybym mogła wybrać, w której epoce żyć Deyny, czy Lewandowskiego; to odpowiedź byłaby prosta, DEYNY. Nie mam zamiaru porównywać napastnika do 10, chodzi mi o coś innego. Deyna nie miział się pod okiem paparazzich z żoncią, która ma parcie na szkło po batach z Senegalem na MŚ, Deyna na mundialu strzelał gole i wrócił z medalem na szyi. Dla mnie Kazik to taki Klenczon polskiej piłki, wrażliwy fenomen. Wielu wybitnych sportowców ma problemy osobiste, a dokładniej problem z życiem po zakończonej karierze. Rozpad małżeństwa, alkohol, bankructwo. Nawet mistrz mógł się w tej sytuacji załamać i chyba tak się właśnie stało... Ale jak to mówią: Nie rusz Kazika, bo zginiesz! I jeszcze bardziej smutne jest to, że jedyny potomek polskiego piłkarza wszech czasów nie zmieściłby się na trybunie honorowej. Gabaryty by mu na to nie pozwoliły.
Zniewolona
Kazik znowu zagrał dziś na Łazienkowskiej i może nawet się lekko uśmiechnął po hattricku Niezgody. No właśnie, jestem bardzo ciekawa dlaczego Vuko nie wystawił Kulenovicia. Może mu się Deyna przyśnił? Chyba tylko siły nadprzyrodzone mogą uratować Legię. Legia od ponad dekady jest zniewolona. Najpierw zaciąg z Rosji, potem z Bałkanów i Portugalii, a teraz rządzi dynastia Iciów. A jeśli nawet zdarzy się cud i ktoś tę zniewoloną Legię pokocha, to dostanie wypowiedzenie jak Magiera, czy Kuchy. Kucharczyk był jaki był, ale jakim prawem do pierwszego składu największej piłkarskiej firmy w Polsce wskakuje dziad z byłej Jugosławii. To jest nie bywałe. Jakże pasuje tu słynne powiedzenie, to jest ekstraklasa tego nie zrozumiesz. No nie zrozumiem.
Pamiętam jak dziadek opowiadał mi o Deynie, że strzelał gole bezpośrednio z rzutu rożnego, że jak uderzył piłkę, to albo pękła piłka albo but. Wyrosłam z przeświadczeniem, że Deyna to nadpiłkarz. I najpiękniejsze jest to, że to nie była legenda tylko prawda.
Legia nie wytransferowała Deyny na zachód, bo ówczesny ustrój polityczny zablokował transakcje tego typu, lecz i tak Legia na Kaziku zarobiła najwięcej- never ending zarobek. Nikt nie kupi koszulki z napisem Kulenovic, nikt nie kupi biletu na Kulenovica. Co innego Deyna. Deyna to marka, legenda i miłość. Miłość piłkarska, ale zawsze miłość.
Cztery bramki na PGE Narodowym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniosły pełnoletnich fanów polskiej reprezentacji i tych, którym wydaje się, że już dorośli (razem ponad 14 tys. osób) na live Weszło.com. Trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie. Stanowski niemiłosiernie wkurza mnie tym swoim nonszalanckim uwielbieniem dla tiki taki i barcelońskim podejściem do każdego tematu, w którym zabiera swój zacny już głos, ale może być z siebie dumny. Naprawdę.
Krzysztof Stanowski na pierwszy rzut oka nie zapowiadał się na potentata wśród dziennikarzy. Niski, raczej krępy, o swoistym uśmiechu- zwykły pismak. Ale ten typowy słowotwórca ma łeb na karku. Dorobił się oczywiście na zakładach bukmacherskich, a nie na etacie w Przeglądzie Sportowym. Stworzył go Paweł Zarzeczny, a on stworzył "stanowskie" imperium. Weszło.com wymiata w internecie, rozkręcił radio i wprowadził swój stan futbolu na salony telewizji publicznej. Majstersztyk jak triumf Ukrainy w MŚ U-20. Nikt nie zwraca uwagi na brzydkie kaczątko, które powoli rośnie w siłę i wygrywa z łabędziem.
Nikt mi nie wmówi, że od początku stawiał na Ukrainę, w której są 2 dobre kluby i jakaś tam wojna o Krym. A na tej Ukrainie jednak potrafili wybudować akademie. W Kijowie i Doniecku dało się, w Warszawie nie... Oleksandr Petrakov w 90% bazował na zawodnikach rodzimej ligi, dwa powołania wysłał do Hiszpanii, co też o czymś świadczy. Można łatwo wywnioskować, w którą stronę rozwija się futbol ukraiński (w ostatnich latach żaden młodzieżowy reprezentant Polski nie podpisał umowy z klubem ligi hiszpańskiej). Jedno powołanie poszło na Słowację, co stanowi wyjątek potwierdzający regułę, czyli wszystko się zgadza.
Też byśmy tak chcieli
My też byśmy tak chcieli, ale nic w tym kierunku nie robimy. Nie mam pretensji do Jacka Magiery, mam pretensję do ludzi zarządzających futbolem na polskim podwórku. Tak między innymi chodzi o prezesa Mioduskiego. I co najważniejsze, polskie kluby nie mogą być administrowane przez urząd miasta. Żaden urzędnik nie będzie inwestował w szkolenie młodzieży. A wracając do Magiery, to chłop zrobił co mógł. Przynajmniej wyszedł z grupy, a jego drużyna z meczu na mecz grała coraz lepiej. Jesus Gil Manzano z Hiszpanii podyktował rzut karny przeciwko nam w starciu z Włochami. Takie karne gwiżdże się tylko przeciwko Polsce na MŚ w Polsce... Na domiar złego, de facto odgwizdał to Jesus. Może i tak byśmy umoczyli, ale sędzia nie może robić takich rzeczy. Włosi zdechli w 2 połowie i srali w gacie przed dogrywką. W Madrycie symilarnie odstrzelono West Ham. Uwielbiam Kloppa i chciałam, żeby Liverpool wygrał, ale nie chciałam, by Liverpool wygrał po karnym z kapelusza z 2 sekundy meczu.
Wolę Kowala
Wracając do Stanowskiego, to stworzył produkt autentyczny i merytoryczny. Ludzie wolą słuchać Kowala, który coś wygrał, coś przegrał, coś przepił i coś wie niż pasjonata z Polsatu. Dlaczego? Kowal ma swoje zdanie, które nie zawsze jest poprawne politycznie i oto właśnie chodzi.
Brak cieszynki u Piątka mnie zezłościł. Jak zawsze to robi, to dlaczego nie zrobił tego w meczu z Izraelem? Ja bym na pewno zrobiła. Polskie dzieci też zamykano w obozach koncentracyjnych, a w Powstaniu Warszawskim, tym które reprezentacja Izraela myli z Powstaniem w Getcie Warszawskim, zginęło 200 tysięcy Polaków, w tym 33 tysiące dzieci...
Kowal przynajmniej jest prawdziwy i nikomu nie wchodzi w cztery litery. Po prostu mówi to, co naprawdę myśli. Nie czeka na to, co powie Borek, nie czeka no to, czy Boniek puści oczko. Nie podnieca się telefonem od Krychowiaka i odwzajemnionym uśmiechem Lewandowskiego. Z resztą pamiętam jak w Hiltonie na Grzybowskiej, Roko opowiadał, że Lewandowski jest nieudacznikiem i nie dorasta do pięt Kagawie. Była to dość poważna pomyłka piewcy prawdy futbolu. A Wojciech wie swoje. Całe życie mieszka na Bródnie, a obecnie awansował z KTS Weszło do "Serie A" okręgowej klasy rozgrywek. I to się ludziom podoba i to ludzie kupują.
Kołtoń ma pasję i płacą mu za to, że ją rozwija i brawo, że potrafił się tak ustawić. Ale ja nie ufam temu co słyszę od Kołtonia, bowiem sam sobie zaprzecza. Kreuje się na patriotę- jedzie po Zylli (żeby nie było moim zdaniem miał rację), potem się z tego wycofuje, za chwilę znowu wraca do krytyki wobec farbowanych lisów, a kończy na tym, że Podolski to jest zajebisty. No nie jest, bo jakby był, to by grał dla Polski albo przynajmniej zakończył karierę w Górniku Zabrze tak jak górnolotnie zapowiadał. Podkreślę także, że popularność Kołtonia znacząco podbija co-znajomość z Matim Borkeim.
No własnie, co innego Borek. Borek to taki Boniek wśród dziennikarzy. Na serio, mistrz. Przede wszystkim ma wiedzę, nie tylko tę na temat piłki. Najlepszy głos, najlepsza prezencja, najlepsze kontakty- tak on ma wszystko. Nie dziwię się, że Szpakowski nie wziął go do TVP. Bał się o stołek. Borek nie przerósł Szpaka o głowę, ale o trzy. Wyobraźcie sobie co, by się stało dziś z dziennikarzem, który podczas transmisji na żywo dziękuje imieniem swojego uznanego kolegi. Dziękuję za uwagę- Jan Ciszewski, a Szpakowski tak właśnie zrobił. Z resztą on myli się pasjami. Wystartował w czasie, gdy konkurencja była żadna i utrzymał się w zawodzie dzięki nienagannym manierom oraz dzięki temu, że właśnie nie dopuścił do koryta takich Borków. Taka polityka opłaca się po dziś dzień.
W polu karny piłka trafia w rękę Bednarka, widzi to Krychowiak i w tej samej chwili łapie się za "cojones". Sędzia się na to nabrał i puścił grę dalej. Czy Krycha postąpił słusznie? Oczywiście, że tak. Czy Szpakowski to zauważył? Oczywiście, że nie.
RAZI
Nie wiem kto wpadł na pomysł "Quizu pod napięciem", ale stawiam na Michała Pola. Muszę się przyznać, że mam skłonność do oceniania książki po okładce i na początku postrzegałam Pola jako niestabilnego emocjonalnie homoseksualistę. Bardzo się pomyliłam. Michał Pol jest swoisty, ale i zajebisty. Jest nie do podrobienia. Doskonale odnalazł się w świecie e-dziennikarskim. Wyróżnia go empatia i ogromna potrzeba interakcji z odbiorcą. I za to go lubię i szanuję.
Nie rozumiem jednakże jednej rzeczy. Dlaczego współprowadzącą "Quizu pod napięciem" została Jolanta Zasępa. Domyślam się, że chodzi o nawiązanie do stylu włoskiego. Ok, Zasępa jest ładna i ma długie, rude włosy, ale razi brakiem wiedzy i wadą wymowy. Ta dziewczyna nie miałaby żadnych szans w starciu ze mną, ona udaje, że wie o czym mówi. Można znać hiszpański (też się nauczyłam) i można się podniecać wywiadem z Fabregasem (też uważam, że to przystojniacha), ale nie wiem jak można mieć takiego farta i trafić na dziennikarskie salony.
W każdym razie ten piłkarski teleturniej udowodnił, że w Polsce jest mnóstwo osób mających fisia na punkcie piłki nożnej, np. dziennikarze Radia Maryja mają niesamowitą wiedzę na temat piłki nożnej, ale nie ma ją tego czegoś co ma Borek, Pol czy Smokowski. Nie mają charyzmy i szczęścia. Tak to już jest, że jedni będą kochać piłkę i jeść kawior, a drudzy będą kochać piłkę i słuchać tych, co jedzą kawior. Ale i tak łączy nas piłka...
Dobrze, że poczekałam z tym pisaniem. A już chciałam wieszać psy na Horngacherze i na pewno byłabym bardziej bezpośrednia niż Małysz. Powstrzymała mnie tylko moja kobieca intuicja.
No bo jak można było spokojnie patrzeć na to, jak Eisenbichler trzykrotnie sięga po tytuł mistrzowski, a nasze Orły w Innsbrucku lądują na tym trochę bbezwartościowym miejscu czwartym. No nie można... Tym bardziej, że tydzień wcześniej w Willingen Polacy wygrali rywalizację drużynową wyprzedzając drugi zespół (de facto Niemców, tak to byli ci sami Niemcy) o blisko 80 punktów, a dokładnie o 79,2 pkt. To był nokaut- takiej przewagi nie wyskakałby nawet Hannawald ze Schmidtem razem wzięci. A jednak na najważniejszej tegorocznej imprezie, na mistrzostwach świata; to my zaliczyliśmy gonga na dzień dobry. Już nawet przyzwyczaiłam się do tego, że z tymi punktami kręcą, że metry nam przykracają, że w dobrych warunkach nie puszczą. Ok, to już wszystko było. Ale tego, że drużynowo nie zdobędziemy choćby trzeciego miejsca, to nawet Eisenbichler w najśmielszych snach nie przypuszczał.
Za winowajcę uznałam Horngachera. Pierwszy zarzut: wydało się, że przechodzi do Niemców i chłopaki nie wytrzymali nerwowo. Drugi zarzut: błędnie opracowany timing względem startu na MŚ-za wcześnie odpaliliśmy fajerwery. W każdym razie być może nawet dobrze myślałam, ale Horngacher wymyka się polskim guidelinesom. Profesjonalizm Austriaka jest niepodważalny, mimo tego, że wczoraj po pierwszej serii wybrał się na przechadzkę do lasu.. Co więcej, to właśnie dobrze o nim świadczy. To oznacza, że mu na nas zależy. On naprawdę lubi tych naszych chłopaków. Kamil, Piotrek, Dawid, Maciek, Stefan. Charakterologiczny koktajl Mołotowa, ale za to jaki fajny. Ich nie da się nie lubić i dało się z nich zrobić mistrzów. I niech sobie ten Evensen, o którym (muszę się przyznać) nigdy wcześniej nie słyszałam, gada sobie co chce, kiedy chce i z kim chce. Nam się to należało! I to złoto i srebro.
Od czasu do czasu i sam Pan Bóg musi zająć się skokami narciarskimi. Dobrze, że zareagował w odpowiednim momencie. W Seefeld sprawiedliwość była po naszej stronie. My skaczemy fair. Nie oszukujemy samych siebie. To nas zrobili w chuja w Pjongczang. Dla mnie Hula jest mistrzem olimpijskim. I basta!
Niemcy najpewniej podkupią nam Horngachera, ale na Lewandowskiegio i Kownasia ich nie stać. Nie ma takiej ceny. Loew ziemię by zjadł, jeśli udałoby się wymienić Mullera na Lewgo.
Jestem taka dumna z tego Kownasia. No die Weltklasse!
Był bal mistrzów, był puchar świata w Zakopanem, był mecz Napoli-Milan.
Spokojnie, zacznę od początku. Pierwszy raz w historii najstarszego w Europie plebiscytu na najlepszego sportowca roku zwycięzcą został siatkarz, a dokładniej Pan siatkarz Bartosz Kurek. Ja nie głosowałam, ale dla mnie i tak najlepszy jest Kubiak- Michał Kubiak pierwszy "dzik" Siatkarskiej Reprezentacji Polski. Bez Kubiaka nie byłoby złota, bez Kubiaka Kurek nie zagrałby najlepszej siatkówki w swoim życiu.
Kubiaka nie było na gali, bo na co dzień występuje w japońskiej drużynie Panasonic Panthers i dlatego też nie wygrał. Kraj Kwitnącej Wiśni to dla nas Polaków daleka egzotyka. Polski kibic musi czuć bliskość ze swoim idolem. Kiedy piłkarz gra w Madrycie to jest bardzo bliski, ale jeśli siatkarz gra w Japonii to już nie jest taki swojaczek. Sondaże Kurka podbił jeszcze transfer do Onico Warszawa, a Kamil Stoch rok wcześniej został odznaczony za to, co zrobił w 2018 roku i takim oto sposobem Kubiak był trzeci. Statuetkę w imieniu laureata drugi raz z rzędu odebrał Krzysztof Ignaczak i najpewniej ją już zatrzyma, zresztą tak jak i zeszłoroczną. W każdym razie championy są w dobrych rękach.
Na gali oczywiście nie mogło zabraknąć wyfiołkowanej mrs Lewandowskiej, która tradycyjnie zastępowała męża. Robert Lewandowski zajął 9 miejsce. Moim zdaniem nie zasłużył. Sorry byli lepsi, którzy na mistrzostwach świata mieli ambitniejszy plan niż zaaranżowane love story po batach od Senegalu. Żal było patrzeć i na tamto i na to, jak Lewandowska napinała się przed mikrofonem w DoubleTree by Hilton ze swoim naturalnie wrodzonym "em,oł,ym", że aż w końcu zapomniała kwestii, którą napisał jej piarowiec. Transmisję z tegorocznej gali dostał Polsat i był to jeden wielki blamaż dziennikarski. Nie wiem z jakiego powodu Marian Kmita zatrudnił Paulinę Chylewską. Ani ona ładna, ani ona mądra, ani ona miła. Jak można dopuścić się sprzeczki na antenie najlepszej polskiej telewizji komercyjnej z żoną najbardziej utytułowanego polskiego sportowca. Nie wiem, naprawdę nie wiem. W TVP poleciałaby za to z roboty i to nie dlatego, że "dobra zmiana" kocha Stocha. Dlatego, że tak się po prostu nie robi. Do tego ucięta wypowiedź Stocha; kamera na Romana Kołtonia z nową żoncią u boku, która tuliła się do swojego misia pysia; spin doktor Rudzki broniący wysokich zarobków piłkarzy i dziennikareczki z PS cykające selfiaczki z jajecznicą. Dżizaz tak się nie robi... Na szczęście był tam gość, który trzymał fason. Kurek podczas koronacji na najlepszego sportowca Polski powiedział: Ja jestem tu tylko na chwilę, to Ty Kamil jesteś mistrzem, jesteś wielki!". I tym optymistycznym akcentem przejdę dalej.
Starość nie radość
Puchar świata w Zakopanem to święto narodowe, święto skoków narciarskich, święto sportu. Niestety w tym roku nie było tak kolorowo. Jeszcze tydzień przed konkursem wierzyłam w polskie podium: 1. Kubacki 2, Stoch, 3. Żyła. Niestety różowe okulary szybko mi spadły i coś mi mówi, że długo nie odważę się ich ponownie założyć. By the way uważam, że nie potrzebnie ustalono żałobę narodową. Jako człowiek nigdy nie pogodzę się ze śmiercią prezydenta Gdańska, ale świat się dla nikogo nie zatrzyma. Nie oznacza to, że nasi skoczkowie byli smutni i dlatego zanotowali najgorszy występ od dekady. Najlepszy z Polaków był Dawid Kubacki, który zajął 12. miejsce w niedzielnym konkursie indywidualnym. Problem leży zupełnie gdzie indziej. Po pierwsze cały zespół ma zadyszkę, ewidentnie widać to po Kamilu. Nie ma tego luzu w dupie, nie ma świeżości. Po drugie tajemnicą poliszynela jest to, że Niemcy cholernie uparli się, by podkupić Stefana Horngachera. Z resztą nawet już tego nie ukrywają. Czy Horngacher się skusi? Pewnie tak. To naturalne, że Austriak chce rozwijać swój warsztat trenerski. Niemiecki zna. Prawdę mówiąc to w Niemczech jest wszystko- jest duża kasa, piękne obiekty, świetna oprawa telewizyjna i przede wszystkim są perspektywiczni zawodnicy. Mają tego fajnego Wellingera (23 lata). W tym sezonie jak filip z konopi wyskoczył jeszcze ten 22-letni David Siegel.
Polska S- Kadra jest stała i silna, ale i stara. Dosłownie stara. Szkoda, że nic nie może wiecznie trwać... Na razie to jeszcze Polacy są liderami Ligi Narodów, ale Niemcy już siedzą nam na ognie. Dużo punktów odrobili wygrywając konkurs drużynowy w Zakopanem, w którym o 0,1 pkt. wyprzedzili reprezentantów Austrii. Nie wiem jak to jest na tym świecie, że Niemcom zawsze sprzyja szczęścia. Z drugiej strony to naprawdę cudownie, że doczekaliśmy się czasów, kiedy 3. miejsce traktujemy eufemistycznie mówiąc jako wynik poniżej oczekiwań. Jezus, jak dobrze, że przynajmniej rekord Wielkiej Krokwi został w polskim posiadaniu. Dawid Kubacki skoczył 0,5 metra dalej od Markusa Eisenbichlera. Panie Boże gdyby tak się nie stało, to tego byłoby już za wiele.
Piątek w środę!
A na koniec krótko o Krzychu. Krzysiek Piątek z Dzierżeniowa w środę 23.01.2019 roku oficjalnie został zawodnikiem Milanu, tego Milanu. Wystartował lepiej niż Lewandowski. No i gra w fajniejszym mieście, w fajniejszym klubie za fajną kasę. Piątka będą nosić na rękach na San Siro- mówię Wam!
W tym roku strasznie mało pisałam. Ale coś za coś. Za to więcej przeżyłam i zrozumiałam. Sport dał mi więcej niż myślałam. Gdybym nie kochała sportu, to mniej kochałabym Polskę... Sportowcy wygrywają dla pieniędzy, ale walczą dla mnie, dla nas. Bez patriotyzmu rywalizacja sportowa straciłaby sens.
Kiedy my żyjemy
Mazurek na Stadionie Narodowym daje większego powera niż wódka z redbullem. Obiektywnie patrząc piłka nożna to taki sport, w którym 11 miliarderów przez 90 minut ugania się za piłką, ale jakby Brzęczek zawołał Cię na rozgrzewkę, to byś poszedł i o nic nie pytał. Serce kibica grałoby jak z nut.
Kiedy przeczytałam, że Boniek oficjalnie oddał reprezentację w ręce "Papieża", to byłam pozytywnie zaskoczona. Wybór Brzęczka na pewno przedłużył grę z orzełkiem na piersi Kubie Błaszczykowskiemu. Wiem, że nadejdzie taki czas, że na prawym skrzydle nie zobaczę blondyna z "16" na plecach, ale nie wiem czy wtedy będę jeszcze tak kibicować...
Obecny system szkolenia w Polsce generuje piłkarzy o posturze Woody'ego Allena i odporności psychicznej Gołoty.
Chichot losu sprawił, że za pięć dni Michniewicz może stracić pracę.W barażach o awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy gramy z młodszym pokoleniem Cristiano Ronaldo i Luisa Figo. Portugalczycy w przeciwieństwie do nas, nie cofnęli się w rozwoju:
Lewandowski już witał się z gąską, już uczył się hiszpańskiego. On naprawdę myślał, że Perez go kupi... Myślał, że jest tak samo dobry jak Crisi. Nie wiem, może to niedobór glutenu. W każdym razie nie ułańska fantazja. Lewy nie przeprowadził się do Madrytu to i w dupie miał Ligę Narodów. Kurwa, zaraz! Lewandowski to biznesmen czy kapitan drużyny narodowej? Bo już się pogubiłam...
Zieliński ma porcelanową psychikę, a mentalność w futbolu jest sto razy ważniejsza niż technika. Zielu nie nadaje się na playmakera, a tym bardziej na skrzydłowego. Zamiast machać łapami na kolegów z reprezentacji powinien poszukać dobrego psychologa sportowego, w innym razie skończy jak Radek Majewski.
Z Milikiem los gra w pokera. Raz mu daje, raz zabiera. Ja na miejscu Milika zaczęłaby się modlić, bo Ancelotti chyba już stracił cierpliwość. Napastnik jest od strzelania bramek, a Milik strzela Panu Bogu w okno... Albo się odblokuje, albo tyłek przyrośnie mu do ławki rezerwowych.
Nareszcie Linetty nie dostał powołania. Nie wiem w co on ostatnio grał w Chorzowie, ale na pewno nie w piłkę. Więcej nie będę o nim pisać, bo i nie ma o czym. Niech sobie kopie w tej Genui do emerytury i niech mu się wiedzie. W reprezentacji się nie sprawdził i już nie sprawdzi. Dziękuję - do widzenia.
Kurzawa przypomina mi gościa od układania kafelków, który powolutku bez pośpiechu radę sobie da. Taki majster to byłby skarb. Dokładny, do kieliszka nie zagląda, mało mówi. W piłce nożnej na najwyższym poziomie trzeba biegać, biegać, biegać i jeszcze raz biegać, a Kurzawa po prostu nie da rady...
Klicha nie było w kadrze przez 4 lata, przez ten czas zrobił sobie kilka tatuaży. I to byłoby na tyle. Jak dostajesz powołanie do reprezentacji po takim czasie, to musisz przynajmniej starać się stanąć na wysokości zadania, musisz zaorać murawę, no musisz chcieć bardziej niż by się komukolwiek wydawało. Widocznie Klich nie chce grać z orzełkiem na piersi. Ok bye, bye blackbird.
Lepszy rzemieślnik Jędza niż wirtuoz bez zaangażowania. Taki Pazdan dał z siebie więcej niż mógł i nigdy mu tego nie zapomnę. Gwarantuję, że Guardiola nigdy nie wybierze numeru telefonu do Kamińskiego i nie powie mu: "Stary jak Ty to robisz?!". A do Pazdana zadzwonił.
Polska reprezentacja naprawdę mogła być mistrzem Europy. Mogła, ale nie była, nie jest i nie można żyć przeszłością. Brzęczek nie ma łatwo, ma dużo trudniej niż Nawałka. Kadencja Nawałki przypadła na złoty okres grupy trzymającej poziom międzynarodowy, a kamień węgielny pod awans zasponsorował Fornalik. Póki Kuba gra to będę wierzyć, oglądać i kibicować, ale kiedy jego czas minie to nie wiem co będzie...
Adam
Nawałka jest wiernym wyznawcą zasady „trzy razy M”- myślisz,
mówisz, masz. Na zmianę taktyki zdecydował się jednakże dopiero
w czwartym roku trwania swojej kadencji. Listopadowe próby z
Urugwajem i Meksykiem wypadały nadzwyczaj dobrze, biorąc pod uwagę
eksperymentalny skład wymuszony absencją kliku podstawowych
zawodników.
Taktyka Nawałki na Mundial
W
drodze do Rosji traciliśmy średnio 1,4 gola na mecz. Nawałka na
finiszu eliminacji do mistrzostw świata musiał radzić sobie bez
Milika, ale to nie usprawiedliwia faktu, że wszyscy rywale grupowi
(w tym Kazachowie i Ormianie) znaleźli sposób na polskiego
bramkarza.
Spadek
formy kluczowych graczy był konsekwencją pauzy z powodu urazu lub
brakiem adaptacji w nowym klubie. W ustawieniu 4-3-2-1 monolit
polskiej defensywy został zatem skazany na błędy indywidualne.
Przewaga w posiadaniu piłki daje wymierne rezultaty przy wzorowej
asekuracji i koncentracji, a tego właśnie naszym orłom zabrakło.
Na szczęście superman Lewandowski uchronił swoich kolegów od gry
w barażach, zostając najskuteczniejszym napastnikiem eliminacji (16
bramek).
Cała piłkarska Polska drży o zdrowie Roberta, ale sam „Lewy”
mundialu nie wygra. Patentem na dobry występ w Rosji będzie
mobilność całego zespołu. System 4-4-2 zaprowadził nas do 1/4
finału Euro 2016, a dzięki 3-5-2 możemy wyjść z trudnej i
tajemniczej grupy H, którą przypisała nam ręka Carlesa Puyola.
Lewy za wszystkich, wszyscy za Lewandowskiego
Polska
reprezentacja pod wodzą Nawałki gra schematycznie i powtarzalnie.
Age Hareide miał rację, mówiąc, że łatwo nas było rozszyfrować
i pozbawić największych atutów. Polski szkoleniowiec nie lubi
zmian, ale lubi wygrywać. System 3-5-2 wydaje się być idealnym
wyjściem awaryjnym w razie niekorzystnego wyniku lub stylem
inauguracyjnym, który w trakcie spotkania może ewoluować w
symbiozie z biegiem wydarzeń boiskowych. Nawałka tak jak Bilardo
(trener złotej drużyny 86’) podporządkuje ustawienie taktyczne
pod swojego kapitana. W Argentynie wszystko było w rękach boskiego
Maradony, natomiast funkcjonowanie polskiej reprezentacji jest i będzie uzależnione od formy asa Bundesligi- Roberta Lewandowskiego.
System 3-5-2 niweluje deficyt ekstraklasowych talentów na prawej i
lewej flance. Polska już skrzydłami nie stoi. Pierwszoplanowa para
bocznych pomocników od listopada walczy z nawracającymi urazami.
Występ duetu Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki w Rosji będzie
finiszem kariery z orzełkiem na piersi dla obydwu graczy, a godnych
następców nie ma. Wszołek zaliczył w kadrze jedynie epizody,
Maciej Makuszewski zerwał więzadła w kolanie, natomiast Bartosz
Kapustka sam siebie wykluczył wybierając wyjazd do Premier League.
W obwodzie jest jeszcze Maciej Rybus, ale piłkarz Lokomotiwu Moskwa
za słabo broni i za słabo atakuje.
Idealnym wahadłowym jest tylko Łukasz Piszczek, który dodatkowo
doskonale współpracuje na prawej stronie z Błaszczykowskim.
Wymienność pozycji między Kubą a Piszczkiem zawsze będzie
stanowić element zaskoczenia dla rywali, mimo, że od ośmiu lat
wszyscy wiedzą jak dużą rolę w naszym zespole odgrywają
automatyzmy z Borussi. „Trójkąt dortmundzki” wspierany
odpowiednio przez Krychowiaka i Zielińskiego ma szansę udowodnić,
że polska piłka jeszcze nie zginęła. No właśnie jeszcze…
Być
jak Höwedes
Do
Rosji pojedziemy jako doświadczony team bez solidnych zmienników.
Nawałka nie ma możliwości zaskoczenia personaliami, za to może
zaskoczyć wariantem ustawienia. Taktyka 3-5-2 to siła w obronie i
ataku. Pozwala na kontrolowanie stref prawdy, dając przewagę
liczebną w obrębie własnej jedenastki (5-2-2-1) lub pola karnego
przeciwnika (3-4-2-1).
Łatwość
przechodzenia z defensywy do ofensywy wymaga jednakże podjęcia
inicjatywy rozpoczęcia ataku pozycyjnego od całej trójki obrońców.
Najwyżej wysunięty Lewandowski staje się pierwszym obrońcą, a
trio Piszczek-Glik-Pazdan pełni funkcje czołowych rozgrywających.
Dla Piszczka i Glika nie będzie to nowość. Thomas Tuchel wymagał
od polskiego zawodnika roli prawego wahadłowego, natomiast stoper AS
Monaco zna ten system z występów we włoskim Torino.
Alternatywą
na lewej obronie miał być Jarosław Jach, jednakże perspektywiczny
defensor w okienku zimowym zdecydował się na transfer zagraniczny.
Gracz Zagłębia Lubin nie był przygotowany na wyjazd na zachód i
wraz z Janem Bednarkiem pełni rolę angielskiego kibica. Z kolei
Bartosz Bereszyński jest nominalnym następcą Piszczka. Najlepszym
kandydatem wydaje się być silny i zwrotny Artur Jędrzejczyk.
Polski Höwedes
dzięki regularnym występom w warszawskiej Legii może zająć
miejsce na lewej flance, tak jak to było na francuskim Euro.
W
listopadzie szansę od Nawałki dostał rówież Marcin Kamiński,
ale wszystko wskazuje na to, że mimo znajomości ustawienia 3-5-2
nie zmieści się on w 23 osobowej kadrze na mundial. Odkąd Tayfun
Korkut rządzi na Mercedes-Benz Arena Kamiński stracił miejsce w
wyjściowej jedenastce VfB Stuttgart.
Sto
procent normy
Nowa
taktyka usprawnia wymienność pozycji i ułatwia asekurację, ale do
tego musi być spełniony koronny warunek- stuprocentowe zgranie
zawodników. Nawałka ma już wyćwiczone schematy i wykonawców,
którzy grają ze sobą od czterech lat, co oznacza, że
przemeblowania w składzie nie będzie.
Ustawienie 3-5-2 wymaga elastyczności oraz wysokiego pressingu od pierwszej do ostatniej minuty.Szybkie
i dalekie przerzuty otwierają jednakże drogę dla rywali do ataku
skrzydłem. Prawa strona jest zabezpieczona podwójnie, ale po lewej
mamy dużą lukę. Kamil Grosicki sprawdza się jako fałszywy
napastnik wspomagający drugą linię, dlatego przeciwko Urugwajowi
obok Krychowiaka wystąpił Jacek Góralski. Piłkarz Łudogorca
fachowym wślizgiem czyścił wszystko przed polem karnym, a
dodatkowo asekurował Grosickiego w defensywie. Napastnik Hull City
mógł tym samym arogancko schodzić do boku i włączyć swoje
słynne turbo.
Według
statystyk Grosicki daje najwięcej w pierwszych 45 minutach, co z
kolei można ekonomicznie wykorzystać zmieniając ustawienie na
4-3-2-1 z playmakerem Zielińskim, zagęszczając suplementarnie
środek pola. Krychowiak z Góralskim nadal pełniliby funkcję
dodatkowych stoperów, a Zieliński odpowiadałby za kreację akcji
ofensywnych. Na Stadionie Narodowym wsparcie Góralskiego było na
tyle efektywne, że pomocnik WBA mógł swobodnie skupić się na
wyłączeniu z gry klasycznej 9 (Edison Cavani), nie robiąc przy tym
luki na szesnastym metrze.
Joker
Kownacki
Dobrą
informacją dla Nawałki jest powrót do gry Kamila Wilczka, który
odzyskał miejsce w podstawowym składzie Broendby. Z całą
pewnością pod obserwacją znajduje się także Jakub Świerczok,
który zasilił właśnie szeregi mistrza Bułgarii. Nominalnym
jokerem w ataku wydaje się być jednak Dawid Kownacki (20 lat),
który cały czas podwyższa swoją rynkową wartość poprzez
świetne występy w Serie A.
Mamy
jednego Roberta Lewandowskiego, jednego Glika i jednego Zielińskiego,
ale na bramce wystąpił prawdziwy kłopot urodzaju. Wojciech
Szczęsny czy Łukasz Fabiański?- oto jest pytanie. Wydaje się, że
z wyścigu do polskiej bramki wypadł Łukasz Skorupski decydując
się na rolę rezerwowego w AS Roma, co z kolei otwiera szansę dla
Bartosza Białkowskiego, który w Ipswich Town zbiera bardzo dobre
recenzje, a przede wszystkim regularnie gra.
Gotowi
do walki
W
Rosji będzie czekać na nas zmotywowany do szpiku kości Senegal.
Lwy Terangi na pewno postawią trudne warunki gry. Podopieczni Aliou
Cisse piłkarsko dorastali w silnych ligach europejskich (Ligue 1,
Serie A). Z kolei Kolumbia Jose Pekermana wypracowała styl
prawdziwego kilera. Młoda i bezpardonowa obrona plus zabójczy atak
składający się z tria gwiazd światowego formatu (Juan Cuadrado,
Edwin Cardona, James Rodriquez) stawia Latynosów w roli głównego
faworyta grupy H. Na koniec zagramy z Japonią. Niebiescy Samurajowie
naturalnie wrodzony brak warunków fizycznych nadrabiają szybkością
i zdolnościami wydolnościowymi, dzięki temu tracą mało goli.
Złoty
środek
Biorąc
pod uwagę predyspozycje naszych mundialowych rywali system 3-5-2 i
jego warianty mogą okazać się złotym środkiem do osiągnięcia
satysfakcjonującego wyniku na mistrzostwach świata przez kadrę
Adama Nawałki. Pierwowzór gry trójką obrońców, piątką w
środku pola i dwójką w ataku narodził się w Argentynie i
zaprocentował złotym medalem na mundialu dla Albiceleste w Meksyku
1986 roku. Pomysł ten efektownie podchwycili Niemcy, którzy cztery
lata później wygrali mundial we Włoszech. Carlos Alberto Parreira
wykorzystał taktykę Bilardo w USA i w 1994 roku wrócił do
Brazylii ze złotem.
Na
ostatnich mistrzostwach świata cztery drużyny (Urugwaj, Chile,
Kolumbia i Holandia), które awansowały do 1/8 finału grały w
systemie 3-5-2. Obecnie taką formę ustawienia prezentują
podopieczni Joachima Loewa oraz reprezentacja Belgii. Nawet Anglicy,
zakochani w swoim narodowym 4-4-2, znowu flirtują z 3-5-2. W
ostatnim meczu eliminacyjnym przeciwko Litwie Gareth Southgate
ustawił swoją drużynę według modelu Bilardo.
Nowoczesny
futbol bazuje na elemencie zaskoczenia i mobilności, ale Adama
Nawałka wcale nie ulga trendom, wielkodusznym radom szkoleniowca
Duńczyków czy nieskrywanej sympatii do filozofii Antonio Conte.
Polski selekcjoner reaguje na potrzeby swojego zespołu, niwelując
przy tym wady i uwydatniając zalety. Do Rosji jedziemy po to by
udowodnić, że należymy do światowej elity i zasługujemy na
losowanie z pierwszego koszyka.
Czasami trzeba dać sobie na wstrzymanie, nawet jeśli ma się zamiłowanie, które rzuca się w oczy. A może ja nie potrafię kochać. Musiałam wszystko wyzerować. Miałam wrażenie, że moja największa pasja nie wie nic, że jest moja. Dopiero teraz rozumiem egzystencjalny ból Schlierenzauera.Czasami lepiej jest nie wygrywać wszystkiego, czasami trzeba przegrać. Na wiele rzeczy nie mam wpływu, ale dalej będę pisać po swojemu.
Triumfy Złotego Króla Kamila
Kamil Stoch w lepszym stylu od Hannawalda wygrał 66. Vierschanzentournee i został wybrany najlepszym sportowcem w Polsce. Jak to możliwe, że prosty chłopak ze wsi deklasuje rywali i bije rekordy popularności? Stoch nie farbuje włosów, on jest naturalnym numerem jeden. Skupia się na skakaniu, nie na agencjach reklamowych.W każdej dyscyplinie sportowej podstawę czempionatu stanowi team trenerski. Bez dobrego coacha nawet as przestworzy daleko nie poleci. Kluczem do sukcesu okazało się zatrudnienie Stefana Horngachera. Po erze Małysza marzył się nam godny następca, lecz największy optymista nie mógł przewidzieć, że polska drużyna będzie złotą potęgą. W skokach narciarskich nie wystarczy talent i odwaga, na skoczni główna rolę odgrywa spokój. Zaciśnięte zęby bardziej przeszkadzają niż pomagają.Najlepiej skacze się z uśmiechem na ustach. Przysłowiowy luz w dupie nie jest wcale tak łatwo osiągnąć siedząc na belce startowej 200 metrów nad ziemią. Horngacher poukładał w głowach naszych skoczków, nakreślił cele, nakazy i zakazy. Gra w otwarte karty sprawdziła się. Trener wie na czym stoi, a skoczkowie wiedzą co chcą osiągnąć. Triumfy króla Kamila to również, a może właśnie przede wszystkim zasługa wzorowej atmosfery w zespole. Naszych skoczków nie łączą żadne więzy krwi, a są lepszymi braćmi niż Prevcowie. Czterej muszkieterowie grają w siatkonogę i na gitarze, ale najważniejsze jest to, że razem współgrają.
Hannawald na pewno nie chciał by ktokolwiek powtórzył jego wyczyn z 2002 roku. Jak zrobił to Polak, to zabolało go po czterokroć mocniej. "Hani" pragnął zostać tym jednym jedynym na zawsze. Hannawald jest za bardzo próżny, zresztą narcyzm przedwcześnie zakończył jego karierę. Jak wygrywał to wygrywał, ale jak przegrał to już nie wrócił. Hannawald stawiał nawet piwo potencjalnemu pogromcy Stocha. Na koniec ładnie się zachował, aż przesadnie ładnie. Te obsesyjne poklepywanie było irytujące.
A Austriak dba o brylant i szlifuje kolejne diamenty
Puchar narodów to historyczna korona królów. Polacy w ubiegłym sezonie dominowali od początku do końca,od Kuusamo po Planicę. Media ubóstwiają tylko Stocha. Na piedestale czempionatu dla najlepszego sportowca roku powinno stać ich czworo, a nie on jeden.
Najlepsza sportowa ekipa 2017 roku. Najważniejsze jest złoto w drużynie.
W
Pjongczang polska reprezentacja będzie liczyć się w walce o
medale, ale naszych orłów czeka wyjątkowo trudna batalia. Niemcy mają patent
na wielkie imprezy i zawsze są perfekcyjnie przygotowani niezależnie
od tego czy organizuje je FIFA czy FIS; Austriacy to potęga skoków
narciarskich; Norwegowie jak złapią wiatr w żagle tak jak w Bad
Mittendorf trudno będzie do nich doskoczyć no i jeszcze Słoweńcy, którzqy im bliżej olimpiady tym lepiej skaczą. My mamy co prawda nieobliczalną
drużynę, każdego z naszych zawodników stać na niebotyczne skoki, ale czy Horngacher trafi z formą, czy dopisze nam sportowe
szczęście? Serce podpowiada mi, że tak; rozum, że nie...
Kamil
wyskoczył z formą na TCS jak filip z konopi, jednakże w Austrii zupełnie
się rozładował (nie doleciał nawet do punktu
konstrukcyjnego).Może zamiast obniżać rozbieg Kubackiemu należało
odesłać króla Kamila do domu nowiutkim audi, które wygrał w
Bischofshofen. Żeby dobrze wyjść z progu trzeba mieć poukładane
w głowie, ale w pierwszej kolejności musi być spełniony koronny
warunek, trzeba mieć "tę" moc w nogach, bo sama głowa
nie poleci. Do tego wszystkiego Maciek Kot gania się z formą jak Tom i Jerry. Czasami zwycięski
skład się zmienia. Stefan Hula jest w życiowej formie i powinien
zastąpić Maćka w Pjongczang. W tym roku najrówniej skacze Dawid
Kubacki. O Wiewióra strach się bać i nie boje się. Na
pewno w naszym zasięgu jest brąz, a przy dobrych
wiatrach srebro. Jestem pewna ,że Horngacher mierzy wyżej, musi
mierzyć w złoto. Pamiętam jak w Salt Lake City niemieccy skoczkowie
cieszyli się z olimpijskiego triumfu w drużynie zwyciężając
Finów o 0,1 punktu. Chciałabym z całego serca żeby w Korei tak samo,
a nawet jeszcze bardziej cieszyli się Polacy. Jednak mój rozum
przypomina mi, że Niemcy w 2002 roku mieli Martina Schmitta i Svena
Hannawalda. Miłość w Zakopanem i inne używki
Mistrzostwa świata w Oberstdorfie wygrał Daniel Andre Tande, a nasz Kamiś był srebrny. Stoch złapał trochę oddechu dzięki temu, że tydzień wcześniej wiatr na norweskiej ziemi hulał jak nasz Stefek Hula dwa tygodnie później w Zakopanem i gdyby organizatorzy nie odwołali drugiej serii, to Tande z pewnością nie wytrzymałby presji i Niemcy znowu odegraliby "Mazurka Dąbrowkiego" z opóźnionym refleksem.W konkursie drużynowym Stoch nie miał już ognia w nagach, sił wystarczyło na brąz. Hula chyba płakał, ale z Bawarii wszyscy wyjeżdżali w dobrych nastrojach, nawet przedskoczek Maciek Kot się cieszył.
Wszyscy LOVE Zakopane
Przedostatnim przystankiem przed wylotem do Korei było Zakopane. Zakopane to Rio de Janeiro skoków narciarskich, festiwal sportu i biesiady. Skoki, śpiew i inne używki urzekły cały narciarski świat.Wszyscy love Zakopane. Stolica Tatr to biało-czerwona Mekka polskiego kibica. Polacy naprawdę kochają sport i to każdy, ale żadna miłość nie jest bezinteresowna. Do zakochania potrzebny jest sukces, jeśli polska reprezentacja w koszykówce zacznie wygrywać to i koszykarzy będziemy nosić na rękach. Bilety na Wielką Krokiew zostały wyprzedane pół roku temu i wcale się temu nie dziwię. Na własnej ziemi Stoch i spółka nie dali szans rywalom. Drugich Niemców wyprzedziliśmy o 27,4 punktu. Ewidentną deklasację ułatwiła nieobecność najlepszego z Norwegów, Daniela Andre Tande. Skandynawowie bez swojego mistrza świata w lotach zajęli ostatnie miejsce na podium. Niestety fortuna kołem się toczy i drugiego dnia zawodów Pucharu Świata polscy skoczkowie nie podtrzymali dobrej passy. Niedziela w Zakopanem nie była dla nas. Rekordzista Wielkiej Krokwi (141,5 m) nie awansował nawet do drugiej serii konkursu indywidualnego. Stoch zajął 38 miejsce oddając skok o długości 108, 5 metra. W Zakopanem można odlecieć nawet na 150 metrów, ale w tym roku najważniejsze są Igrzyska Olimpijskie. Stoch miał bardzo niesprzyjające warunki atmosferyczne. Głównym winowajcą był Halny. Kamil nie ryzykował, nie walczył z wiatrakami, odpuścił i dobrze, że bezpiecznie wylądował. Czasami lepiej jest przegrać, by potem móc więcej wygrać. Z Polaków najwyżej sklasyfikowany został Stefan Hula (4 miejsce). Hula prowadził nawet po pierwszej próbie, która wystarczyłaby biało-czerwonej armii na ul. Bronisława Czecha 1. Żałuję, że druga seria się odbyła, żałuję, że Hula nie poczuł się jak Małysz czy Stoch.
Największy Kozak wśród skoczków
Wierzę w moc słów, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Lekcją pokory jest dla mnie tragiczna historia Zdzisława Hryniewieckiego. Zabójczo przystojny, cholernie zdolny i za bardzo narwany. Taki był Hryniewiecki. Na skoczni był gwiazdorem. Talent sportowy miał niebywały, ale powinien wybrać inną dyscyplinę. Skoczek narciarski musi urodzić się w górach, musi czuć respekt przed ryzykiem. Hryniewiecki pochodził ze Lwowa i na tym polegał jego fenomen i tragizm zarazem. Dwa dni przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie, na ostatnim treningu miał fatalny w skutkach upadek. Został sparaliżowany. Helmut Recknagel oddał Hryniewieckiemu olimpijskie złoto, które wygrał w Squaw Valley. Piękny gest Niemca nie uzdrowił największego kozaka wśród skoczków. Hryniewiecki zmarł w wieku 43 lat, Noriaki Kassai ma 45 i nadal skacze... Akurat Kamila Stocha nie trzeba upominać ani uświadamiać. Polski król nart nie jest tak wygimnastykowany i przebojowy jak Hryniewiecki, ale jest królem spokoju i mistrzem olimpijskim.
Zdzisław Hryniewiecki skakał w Wiśle-Malince w wełnianej czapce. Może kask zamortyzowałby upadek, na tyle by Hryniewiecki mógł wrócić do normalnego życia. Dziś można tylko gdybać. Oglądając skoki narciarskie nie martwimy się o bezpieczeństwo zawodników, oczekujemy długiego lotu i wygranej. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie na ile wyrzeczeń i niebezpieczeństw decyduje się skoczek narciarski, dopóki sam nie znajdzie się na belce startowej i skoczy.
Przybić piątkę na pożegnanie
Willingen five to ostatni pucharowy weekend przed olimpiadą. Półmetek zawodów na małym mamucie potwierdził wysoką dyspozycję Kubackiego,Huli i Stocha. W Korei do ekipy trzech wspaniałych dołączy najpewniej Piotr Żyła. Dziś nie będę stawiać już znaków zapytania. Serce i rozum mówią mi to samo, polscy skoczkowie wylecą w poniedziałek do Pjongczang jako główni faworyci do złotego medalu. W starcie indywidualnym wiele będzie zależało od warunków atmosferycznych. Poważnych kandydatów do olimpijskiej wiktorii jest kilku Stoch, Freitag, Wellinger, Tande, Forfang. Duże szanse na podium ma Kubacki, trochę mniejsze Hula. Może ktoś powie, że despacito, że nie powinnam wyprzedzać faktów. Oczywiście mogę się mylić, ale ja nie jestem Luis Fonsi, nie piszę z playbacku. Dobry dziennikarz to dobry analityk, historyk i wizjoner, musi umieć przewidzieć przyszłość.