poniedziałek, 30 marca 2015

POLSKA- IRLANDIA 1:1, czyli brawa dla Peszki i Wawrzyniaka

Muszę przyznać się do błędu. Bardzo wątpiłam w kunszt piłkarski Sławomira Peszki i Jakuba Wawrzyniaka. Zmiennicy pokazali jednak wielką sportową klasę w marcowym starciu z Irlandczykami. "Peszkin" dał prowadzenie Biało-Czerwonym w 26 minucie spotkania. Piękny strzał z ostrego kąta uradował wszystkich kibiców reprezentacji. 
Radość Sławka Peszki po zdobyciu bramki w Dublinie

Paradoksalnie bohaterami "na wyjeździe" okazali się piłkarze, których większość komentatorów i kibiców już dawno spisała na straty. No cóż... Powiem szczerze, że zawsze bardzo krytycznie oceniałam "Rumianego". Kiks Wawrzyniaka w meczu z Niemcami w 2012 roku pamiętają wszyscy. Ten błąd kosztował drogo nie tylko reprezentację (Niemcy wyrównali wówczas stan meczu 2:2), ale przede wszystkim odbił się na karierze samego zawodnika. Medialna nagonka była naprawdę duża. Obrońca Lechii Gdańsk udowodnił jednakże, że stać go jeszcze na znakomity występ. Gra z "Orzełkiem" na piersi w końcu zobowiązuje. Myślę, że po tak udanym występie "Wawrzyn" podbudował się psychicznie. A na pewno zyskał w oczach selekcjonera. Fatalne zagrania zdarzają się nawet największym gwiazdorom.Jacek Krzynówek w meczu przeciwko Hiszpanii w 2000 roku ( debiu trenerski Jerzego Engela) w całości ponosi winę za pierwszą utraconą bramkę.Raul wykorzystuje prezent w 16 minucie spotkania.W Kartagenie wybitny reprezentant skiksował, ale jego wartość piłkarska jest dziś niepodważalna. Jeżeli chodzi o Sławka Peszkę to głównym mankamentem tego gracza była przede wszystkim skuteczność.To, że "Peszkin" jest szybki i dobry technicznie wiadomo od czasu jego debiutu w ekstraklasie. Na szczęście skrzydłowy FC Koeln odrodził się niczym feniks z popiołów w najbardziej odpowiednim momencie. Z głębokiej rezerwy trafił do podstawowej jedenastki 12 zespołu pierwszej Bundesligi. Regularna gra w klubie zaprocentowała skutecznością na poziomie reprezentacyjnych zmagań. Od jego pierwszego trafienia dla kadry narodowej minęło w sumie pięć lat... 17 stycznia 2010 r. "Cewka" zdobył jedyną bramkę dla Polski (w meczu towarzyskim Polacy ulegli reprezentacji Danii 3:1). Co ciekawe Peszko w Biało-Czerwonych barwach zadebiutował właśnie w meczu z Irlandią. W 2008 roku również rozgrywaliśmy spotkanie wyjazdowe, lecz wynik o niczym wówczas nie decydował. A zatem Dublin okazał się dla Sławka bardzo szczęśliwy. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek jego dobrej passy. 
Nadal jednak nie rozumiem decyzji Nawałki. Trener pominął w składzie na mecz z "Wyspiarzami", Kubę Błaszczykowskiego. "Błaszczu" na pewno dałby wartościową zmianę (w 87' minucie Sławomira Peszkę zmienił Michał Kucharczyk). W rezultacie końcowy wynik mógłby być bardziej korzystny...

Polscy emigranci zdominowali przedmeczową atmosferę w Irlandii. Na Aviva Stadium w Dublinie okazali się także dużo bardziej aktywni od fanatycznych gospodarzy. Niestety nasi piłkarze na boisku nie osiągnęli już tak znaczącej przewagi nad rywalem. Meczowa inicjatywa była po naszej stronie tylko w pierwszej połowie.W początkowych 45 minutach Łukasz Fabiański faktycznie nie miał dużo pracy. Obrona funkcjonowała bez zarzutu. Spokój Kamila Glika oraz doświadczenie Grzegorza Krychowiaka bezpośrednio wpłynęły na dużą ilość skutecznych odbiorów. Zgodnie z taktycznymi założeniami Nawałki- waleczni Irlandczycy nie dochodzili do pozycji strzeleckich. Nasi reprezentanci wydawali się być mocno skoncentrowani na grze. Biało-Czerwoni do szatni schodzili więc przy pozytywnym wyniku.


Druga połowa toczyła się już niestety tylko pod dyktando podopiecznych Martina O'Niella. Irlandczycy zajmują 66 miejsce w rankingu FIFA. Ambicjonalnie nie ustępują jednak najlepszym drużynom na świecie. W drugiej odsłonie to właśnie nasi rywale pokazali charakter. Polakom natomiast zabrakło ikry. Trener gospodarzy po przerwie dokonał korekty w ustawieniu swojego zespołu. Przeciwnicy zaryzykowali- wybrali wariant gry ofensywnej. W ataku do Robbie Keane'a dołączył Jon Walters. Te manewry nie powinny jednak nas zaskoczyć. Irlandczycy musieli przecież postawić wszystko na jedną kartę, chcąc myśleć jeszcze o pozytywnym rezultacie. Mimo to podopieczni Adama Nawałki skupili się przede wszystkim na defensywie. Kean i spółka tylko na to czekali. Konsekwencją bardzo asekuracyjnej postawy naszej drużyny był gol, dający rywalom upragniony remis.

Wyrównującą bramkę w 93 minucie zdobył Shane Long. Taktyka polskiego trenera zawiodła. Według opinii obserwatorów trafienie jokera O' Niella nie powinno zostać jednakże uznane. Sędzia Jona Errikson nie dopatrzył się ewidentnego faulu na Łukaszu Fabiańskim. Nie szukam usprawiedliwienia dla Polaków.Takie są fakty i tak mówią przepisy. Główny arbiter bardzo przychylnie patrzył na irlandzki zespół. Szwed nie zareagował także w sytuacji, gdy rozjuszeni "Wyspiarze" próbowali bezczelnie wepchnąć naszego goalkeepera do bramki.Manewr powtórzyli dwukrotnie. Bramkarz Swansea City w każdej z tych sytuacji zdołał na szczęście utrzymać piłkę po udanej interwencji, nie przekraczając przy tym niedozwolonej linii. Irlandczycy czuli, że mogą więcej i w stu procentach wykorzystali ten przywilej. Na boisku było dużo brutalności i walki wręcz.

  W 85 minucie Mc Carthy jednak przesadził ze swą nadgorliwością. Bezapelacyjnie powinien zostać oddelegowany do szatni.Według Erriksona celowe uderzenie polskiego zawodnika w twarz (Sebastian Mila) kwalifikuje się jedynie na żółtą kartkę.W odniesieniu do zaistniałych wydarzeń-  zawsze będę bardzo mocno bronić naszych reprezentantów.Trzeba powiedzieć głośno: dość polskiej dyskryminacji na arenie sportowej. Nie po raz pierwszy arbiter pozbawia Polaków wygranej. Bardzo dobrze pamiętam jak Howard Webb wyrzucił Biało-Czerwonych z Euro 2008. Rzut karny dla Austriaków (gospodarz Euro 2008) w 93 minucie nie był przypadkową pomyłką.To było celowe wypaczenie wyniku na oczach całego piłkarskiego świata. Anglikowi przydzielono nawet ochronę w obawie przed zemstą polskich kibiców. Webb naprawdę się przestraszył. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że więcej nie odważy się na tak bezpardonową dyskryminację.



Bliźniaczo podobnej sytuacji doświadczyłam "na żywo" podczas meczu Polska- Czarnogóra w eliminacjach do MŚ 2014. Nieuznany gol Kuby Błaszczykowskiego zelektryzował wówczas całą piłkarską społeczność. Miałam wtedy ochotę wkroczyć na murawę i sama wymierzyć sprawiedliwość. Nie przeżyłam tak dotkliwie żadnej innej porażki polskiego footballu. Cały stadion skandował "sędzia chu..", a ja miałam zdarte gardło przez tydzień...Dla mnie w tamtym meczu było 2:1. Przegrana oznaczała wówczas dla podopiecznych Władysława Fornalika jedno-  koniec marzeń o mundialu w Brazylii.Trzeba jednakże docenić fakt, że nasi piłkarze grali  na całego i walczyli do upadłego. Ewentualne zwycięstwo mogło przecież na dobre scalić polski kolektyw. Powiem więcej Polacy 06.09.2013 r. zagrali o niebo lepiej niż 29.03.2015 r. Oczywiście wtedy mieliśmy atut w postaci własnego boiska. Decydującym aspektem było jednak, to że w Warszawie obowiązywała złota zasada- "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Drużyna Fornalika nie poddała się, mimo utraty gola na samym początku spotkania- w 11' minucie prowadzenie Czarnogórcom dał Dejan Damjanović. Opłaciło się. Robert Lewandowski po indywidualnej akcji wyrównuje stan meczu (16' minuta). Do przerwy mogliśmy prowadzić co najmniej 3:1. Na placu gry był jednak sędzia...
Bjoern Kuipers z uporem maniaka odgwizdywał co chwila pozycję spaloną na naszą niekorzyść. Przede wszystkim nie podyktował rzutu karnego dla polskiego zespołu, po faulu na Waldemarze Sobocie (52'minuta). Nikt nie miał wątpliwości, że zagranie w polu karnym naszych rywali było nieczyste. Główny arbiter i tym razem ratuje wynik dla Czarnogóry. Szwed oczywiście orzeka, że był offside... Ale to co Kuipers zrobił nam w doliczonym czasie gry (94' minuta) to było dopiero chamstwo pierwszej kategorii. Nie zapomnę tego nigdy! Akcję rozpaczy rozpoczął snajper Bayernu Monachium- po wywalczeniu piłki robi natychmiastową wrzutkę w pole karne.Było cztery próby wykończenia akcji. Zablokowane uderzenie, przewrotka, dobitka i w końcu celny strzał Błaszczykowskiego. Stadion w Warszawie oszalał. Na tablicy wyników w 94 minucie pojawiło się 2:1. Początkowo gol został więc uznany, ale arbiter ostatecznie cofa decyzję. Rezultat już znamy...
Każdy kibic marzy o takim widowisku. Końcówka była naprawdę wyśniona. Tylko  w Polsce może dojść do tak absurdalnej sytuacji. Grając decydujący mecz i to na własnym terenie zostaliśmy jawnie oszukani! Jak to było możliwe? Do dziś się zastanawiam...
Natomiast jeżeli chodzi o starcie w Dublinie, to zabrakło nam wszystkiego po trochu. I umiejętności i boiskowego cwaniactwa i przychylności sędziego. Nowy kapitan naprawdę się starał- rozgrywał, wracał do defensywy, bronił interesów drużyny. To jednak za mało. Za mało składnych akcji, za mało nieustępliwej gry, za mało odpowiednich piłkarzy na boisku... Efekt? Remis w przeciętnym stylu i ogromny niedosyt.


Na razie nie ma w kadrze atmosfery na miarę słynnej "Lambady". Ekipa Engela to niedościgniony wzorzec kolejnych selekcjonerów. "Kadra nie działa jak maszyna" od 2002 roku. Nawałka zapowiadał, że to zmieni. Czekam zatem na efekty. W Irlandii nie zabrakło walki. Zabrakło jednak "polskiej waleczności". Kolokwialnie mówiąc-  Polscy piłkarze muszą "być za sobą". Każdy z naszych graczy musi wiedzieć, że jego kolega jest w stanie skoczyć za nim w ogień. W przeciwnym razie nie będzie stać nas na międzynarodowy sukces.
I choć z przebiegu gry w drugiej odsłonie właściwie Irlandczykom należała się bramka kontaktowa, to została ona zdobyta w sposób, który łamie podstawowe przepisy.W "footballowej wojnie" wygrana jest wielką sztuką, a remis może być satysfakcjonujący. Ale zasady fair-play muszą być szanowane!

Polską reprezentację można tym samym porównać do enigmy. Według faktów historycznych to właśnie nasi rodzimi naukowcy rozwiązali największą zagadkę II wojny światowej. Sukces ocalenia ludzkości od początku przypisują sobie jednak Anglicy. Niewdzięczność to pierwsze słowo, które ciśnie się na usta...  Od dawna na podobnych warunkach traktowana jest polska piłka nożna. Słynny mecz "na wodzie", walkower dla Celticu Glasgow, remis w Dublinie... Przykłady można niestety mnożyć.

Irlandzkie media słowem nie wspomniały, że bramka wyrównująca została zdobyta w nieprawidłowy sposób. Milczy "Irish Times", milczy"Irish Examiner". Dziennikarze na Wyspach chwalą za to ruchy trenerskie O' Neilla. W kraju nad Wisłą taki temat byłby na świeczniku. Brukowce prześcigałby się w wyliczaniu mankamentów.W polskim footballu jak i w polskim dziennikarstwie nie ma zatem poczucia solidarności. Oto mój apel: "Nie kopmy leżącego"! Arogancja i nadmierna krytyka uwypukla tylko nasze wewnętrzne spory. Po co ciągle narzekać? Nie można bezustannie mówić o problemach. Problemy należy rozwiązywać...


PZPN w akcji "Łączy nas Football" promuje ostatnio filmiki z udziałem naszych reprezentantów. Szczególną furorę w internecie robią nagrania z Wojtkiem Szczęsnym. Uważam, że tego typu inicjatywa to doskonały pomysł. Dzięki temu każdy kibic może poznać kadrę narodową od "środka". Zawodnicy mają zatem w sobie ogromne pokłady pozytywnej energii. Wystarczy więc tylko ich "scalić". Złagodzić konflikty i dopasować taktykę. Mogłoby się wydawać, że niewiele nam trzeba. Czy zatem Nawałka dokona w końcu przełomu w rodzimym footballu?

poniedziałek, 16 marca 2015

Brak Błaszczykowskiego w kadrze to jak Orzeł bez Korony

Kuba Błaszczykowski i Adam Nawałka 
Gdzie jest Orzeł?! Zarząd PZPN przed Euro 2012 wymyślił, że Orzeł w Koronie ma zniknąć z koszulek piłkarskiej reprezentacji Polski. O powrót symbolu upomnieli się jednak wszyscy. Finalnie "Orzełek" wrócił na swoje miejsce. Teraz to ja się upominam- Gdzie jest Kuba?! 


Jakub Błaszczykowski poza kadrą. Gdybym to ja była na miejscu Nawałki, to pomocnik powołanie by dostał i to w pierwszej kolejności. Klamka jednak zapadła."Błaszczu"już wie, że nie zagra w pierwszym po przerwie zimowej meczu eliminacyjnym do ME 2016 z Irlandią. Kuba nie może uwierzyć w to co się stało. Ja także. Czym była spowodowana decyzja Nawałki? Czy zadecydowała obawa, że powrót do reprezentacji byłego kapitana "zepsuje" atmosferę wśród kadrowiczów?  Niewykluczone. A może Błaszczykowski nie zagra w kolejnym spotkaniu o punkty ze względu na aktualną formę? Możliwe.

Kuba Błaszczykowski pauzował blisko rok. Zerwanie wiązadeł krzyżowych w kolanie- taką diagnozę usłyszał skrzydłowy Borussii Dortmund w styczniu 2014 roku. Urazu doznał podczas meczu ligowego w niemieckiej Bundeslidze. Polak opuścił boisko już w trzeciej minucie spotkania. Pech Błaszczykowskiego nie mijał. W październiku sezonu 2014/2015 doznaje kolejnej kontuzji. Tym razem nadciągnął mięsień czworogłowy na treningu na Westfalii Stadion. Polskiego piłkarza trudno jednak złamać. Kuba szybko poddał się rehabilitacji i aktualnie wraca do optymalnej formy. Ale jego długa absencja spowodowała to, że na stałe utracił opaskę kapitana polskiej reprezentacji. A teraz okazuje się, że nie ma dla niego miejsca w pierwszej jedenastce.

Od lat w polskim footballu rządzą układy. Grają ci gracze, którzy się na nie zgadzają. Najlepsi zawodnicy natomiast niekoniecznie trafiali do podstawowego składu drużyny narodowej. Jeżeli chodzi o dobór trenera to zawsze był to temat tabu- nigdy nie wiadomo na co się trafi.


Oficjalnie Henryk Apostel był selekcjonerem Biało-Czerwonych w latach 1993-1995. W rzeczywistości nie miał większego wpływu na wyniki zespołu. Samowolka nie wyszła jednak na dobre polskim piłkarzom. Andrzej Juskowiak, Dariusz Dziekanowski, Andrzej Buncol, Roman Kosecki, Andrzej Iwan, Jacek Kazimierski, Józef Wandzik, Dariusz Wdowczyk, - "złote" pokolenie polskiej piłki nie wywalczyło awansu do angielskich mistrzostw Europy w 1996 roku. Kolejne odrodzenie polskiego footballu to era Jerzego Engela. W odniesieniu do bardzo udanego dla nas sezonu 2001/2002 zacytuję słowa narodowego wieszcza Adama Mickiewicza : "Serce roście patrząc na te czasy". Naprawdę tak było. Cała sportowa Polska oszalała ze szczęścia, kiedy S- Kadra jako pierwsza drużyna w Europie wywalczyła po szesnastu latach awans do finałów mistrzostw świata w Korei i Japonii. Styl gry polskiej reprezentacji określono mianem "radosnego footballu". Był to football totalny- football "na tak". Cieszył oko i duszę. Selekcjoner popełnił niestety dwa błędy i to w kluczowym momencie. Po pierwsze brak powołania na turniej mistrzowski dla Tomasza Iwana. Po drugie udział w licznych kampaniach reklamowych mocno rozkojarzył polskich piłkarzy. Interpretacja "Mazurka Dąbrowskiego" Edyty Górniak wymieniana jest jako trzecia przyczyna nieudanego występu. W meczu inauguracyjnym Polacy oniemieli z wrażenia podczas prezentacji naszego hymnu narodowego. Powrót do kraju był zatem bardzo bolesny. Piłkarze wracają bez zapowiadanego medalu. W konsekwencji trener zostaje zdymisjonowany decyzją Michała Listkiewicza, prezesa PZPN . Z występów w kadrze narodowej rezygnuje również dotychczasowy kapitan-Tomasz Wałdoch.

Świerczewski, Hajto, Koźmiński, Kałużny, Dudek to byli prawdziwi wojownicy. W Europie każdy bał się starcia z nieprzewidywalnym zespołem Engela. Co więcej nikt nie chciał rozegrać z S-kadrą nawet meczu towarzyskiego. Polacy lubili grę na granicy faulu, a tym samym rywale czuli przed nami olbrzymi respekt. Polscy piłkarze w każdym meczu do ostatniej minuty gryźli murawę. Tacy właśnie byli- waleczni i nieustępliwi. I chwała im za to. Obecnie w naszej kadrze brakuje takich charakterów. Nie każdy ma ochotę poświęcać zdrowie dla reprezentacji. Niektórzy wolą grać dla idei namacalnego zysku w bogatym klubie. Tym bardziej boli decyzja Nawałki o wykluczeniu ze składu Błaszczykowskiego. Kuba ma przecież ogromne serce do gry. Jego rajdy na lewym czy prawym skrzydle to klasa światowa. Reprezentowanie barw narodowych to wielki zaszczyt. "Błaszczu" doceniał to wyróżnienie jak mało kto. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zawiódł. Przeciwnie to on zawsze podrywał swoich kolegów zespołu do walki.

Aktualnie bilans czasu jaki Błaszczykowski spędził na boiskach Bundesligi wynosi średnio 23 minuty na mecz. Może i niewiele. Ale prawda jest taka, że Kuba w niepełnej dyspozycji, czy nawet zupełnie bez formy jest o klasę lepszy od Sławka Peszki. Różnicę tę dostrzeże przeciętny kibic. A jednak to właśnie gracz FC Koeln zagra 29 marca na Aviva Stadium w Dublinie. Nawałka kopiuje zatem ruchy swoich poprzedników. Paweł Janas przed mundialem w Niemczech w 2006 roku wyklucza z kadry Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego. Decyzja Janasa była absurdalna. Jurek Dudek był goalkeeperem Realu Madryt oraz głównym autorem zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów w 2005 roku. "Franek łowca bramek"- Frankowski to napastnik typu "Inzaghi". Piłka sama szukała go w polu karnym. Obaj utytułowani, obaj niezwykle utalentowani, obaj klasowi gracze. W finałach w Niemczech nie zagrał żaden. Franciszek Smuda i zawirowania wokół polskiej reprezentacji to wierna kopia sytuacji z 2006 roku. "Franz" objął polski zespół w sezonie 2009/2010. Głównym zadaniem nowego selekcjonera było wygenerowanie zgranego kolektywu na mistrzostwa Europy 2012, które miały odbyć się na ojczystej ziemi. Zamiast budować Smuda zrujnował to, co tylko się dało. Według filozofii "Franza" do drużyny narodowej nie pasował Michał Żewłakow. Artur Boruc również nie nadawał się do jego koncepcji. Finalnie Polacy kończą udział w małym mundialu na fazie grupowej. Franek Smuda czynił cuda, ale tylko w Ekstraklasie. Poziom reprezentacyjny zupełnie go przerósł. 9 marca 2015 roku Smuda traci pracę po raz kolejny. Działacze "Białej Gwiazdy" już wiedzą, że popełnili błąd w wyborze obsady selekcjonera. Wisła Kraków od trzech sezonów pogrążona jest w głębokim kryzysie. Wypalony zawodowo Smuda zamiast go zażegnać, pogłębił. Klub przy ul. Reymonta zajmuje obecnie 6 miejsc w polskiej lidze i ma zerowe szanse na grę w europejskich pucharach.

Począwszy od Jansa a skończywszy na Nawałce. Każdy kolejny trener reprezentacji Polski ma nieustannie ten sam problem- brak atmosfery w kadrze. Nawałka próbował. Ostatecznie wolał jednak odsunąć silny charakter od składu. Nie widział on także miejsca w swoich szeregach dla Sebastiana Boenischa, ale Jakub Wawrzyniak ciągle jest. Nie ma Damiena Perqiusa, ale Thiago Cionek jest. Brakuje brylującego w lidze tureckiej Ludovica Obraniaka, ale Sebastian Mila bez formy jest. No i oczywiście Peszko zamiast Błaszczykowskiego.

Dortmundzkie Trio w euforii
Moja teza jest taka- Adam Nawałka okazał się bardzo słabym sojusznikiem i rozjemcą konfliktów w swojej drużynie. Selekcjoner zamiast niwelować podziały, jeszcze bardziej je pogłębił w ostatnim czasie. Doskonałym przykładem nieudolności Nawałki jest rezygnacja z gry w kadrze Eugena Polańskiego. Polański oznajmił w mediach, że za kadencji obecnego trenera nie zagra z "Orzełkiem" na piersi. Historia z Kubą Błaszczykowskim jest łudząco podobna. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się w taki sam sposób. Pewne jest jednak to, że Kuba na pewno rozważał decyzję o pożegnaniu się na stałe z drużyną narodową. Każdy na jego miejscu miałby takie same myśli. Najpierw polski szkoleniowiec odbiera mu opaskę. Następnie pomija w składzie na ważny mecz eliminacyjny. Gdyby nie feralna kontuzja "Błaszczu" pewnie nadal przewodziłby w polskiej szatni.Obecnie jednak zgodnie z wolą trenera, kapitanem reprezentacji Polski jest Robert Lewandowski. Nawałka już na samym starcie miał zamysł zmiany przywództwa. Problem z opaską w zespole aktualnego selekcjonera istnieje zatem od samego jej początku. W całą sytuację wmieszali się jednakże dziennikarze i finalnie kadrą dowodził Błaszczykowski aż do momentu, w którym doznaje urazu. Rozwiązanie jest na przekór bardzo proste -opaska dla Kamila Glika. Kapitan FC Torino doskonale pasuje do tej roli. Adam Nawałka zamiast powielać błędy poprzedników powinien wzorować się na geniuszu trenerskim Jurgena Kloppa. Niemiecki szkoleniowiec umiał przecież zapanować i nad "Lewym" i nad "Kubą". Borussia Dortmund w sezonie 2013/214 zagrała na Wembley w finale Ligi Mistrzów. A czy reprezentacja Polski zagra na XV turnieju piłkarskich ME we Francji? Nie wiem. Od początku jednak wiedziałam, że najgorzej w polskim zespole będzie właśnie z atmosferą. Oto mój felieton z listopada 2013 roku:

FALSTART Nawałki,
czyli POLSKA – SŁOWACJA  0:2

Na ten mecz czekała cała piłkarska Polska. W piątek 15.11.2013r. we Wrocławiu piłkarska reprezentacja Polski pod wodzą Adama Nawałki podejmowała Słowację. Formalnie był to tylko mecz towarzyski. Dla kibiców, samych zawodników i nowego trenera wynik tego spotkania był jednak niesłychanie ważny. Niestety zaczęło się tradycyjnie. Od porażki 2 : 0.

W swym debiucie kolejno to nowi trenerzy drużyny narodowej zaczynali swoją przygodę z reprezentacją właśnie od przegranej. Przegrał Jerzy Engel 0 : 3 z Hiszpanami. Przegrał Leo Beenhakker 0 : 2 z Danią. Przegrał Władysław Fornalik  0 : 1 z Estonią. Wyjątek stanowi  jedynie Janusz Wójcik. Wójcik jest ostatnim szkoleniowcem drużyny narodowej, który na początku swej trenerskiej kadencji zaczął od upragnionego zwycięstwa. Tej sztuki dokonał 16 lat temu. 9 września 1997 roku w Warszawie Polska pokonała Węgry 1:0.

Wybór nowego selekcjonera elektryzował całe środowisko piłkarskie. Zbigniew Boniek od początku nie ukrywał, że najpoważniejszym kandydatem do objęcia drużyny narodowej jest właśnie Adam Nawałka . "Jesteśmy przekonani, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Zadanie reprezentacji i nowego selekcjonera jest oczywiste- kwalifikacja do finałów mistrzostw Europy 2016 we Francji" – powiedział po podpisaniu umowy z Nawałką prezes PZPN.  Boniek dał ogromny kredyt zaufania  byłemu szkoleniowcowi Górnika Zabrze. Kibice również  liczą na odmianę stylu gry  Biało-Czerwonych pod wodzą  nowego  trenera. 56- letni Nawałka w lidze słyną z ekspresyjności oraz  twardej ręki względem swoich zawodników. Jest więc nadzieja, że w końcu uda się poukładać polski zespól, tak by gwiazdy światowego formatu były w stu procentach wykorzystywane.                                                                

Na Stadionie Miejskim we Wrocławiu zasiadł komplet widzów. 42 tysiące osób było świadkiem blamażu kadry Nawałki. Podczas meczu zdegustowani postawą polskich piłkarzy, kibice głośno skandowali: „ Co wy robicie, Polacy co wy robicie?!”, co doskonale odzwierciedlało styl gry. Tradycyjnie zawiodła obrona,  nie było asekuracji, ani odpowiedniego pressingu. Robert Lewandowski znowu cofał się do tyłu i próbował rozegrania. Piłkarze Nawałki nie mieli po prostu pomysłu na grę. Taktyczne założenia spełniali do utraty pierwszego gola, który padł w 31’ minucie spotkania. Polska drużyna tradycyjnie bazowała jedynie na indywidualnych zrywach Błaszczykowskiego i Lewandowskiego. Rozmiar porażki byłby bardziej dotkliwy, gdyby nie doskonałe interwencje Artura Boruca. 

Nawałka na trzydniowe zgrupowanie przed meczem ze Słowakami w Grodzisku Wielkopolskim powołał 13 zawodników z ligi polskiej i 13 zawodników z lig zagranicznych. W sumie w kadrze znalazło się aż siedmiu debiutantów. Największą sensacją było jednak zaproszenie wysłane dla pierwszoligowego bramkarza Dolcanu Ząbki - 21-letniego Rafała Leszczyńskiego. Poza Leszczyńskim pozostali debiutanci to Krzysztof Mączyński, Rafał Kosznik , Paweł Olkowski (wszyscy Górnik Zabrze), Adam Marciniak (Cracovia), Tomasz Hołota (Śląsk Wrocław) oraz Piotr Ćwielong (VFL Bochum). Z powodu kontuzji z kadry wypadli Artur Sobiech (Hannover 96), Mateusz Klich (PEC Zwolle) i Przemysław Tytoń (PSV Eindhoven).

Trzeba jednak docenić to, że nowy trener zaczął z animuszem. Wreszcie na treningu widać było zaangażowanie. Sztab szkoleniowy postawił  na integrację – zawodnicy rywalizowali m.in. na ściance wspinaczkowej. Jednak pozytywna atmosfera z treningów nie została przeniesiona na boisko. 

Tak jak przewidywano w podstawowym składzie na Słowaków wyszła dobrze zanana Nawałce dwójka skrajnych obrońców Górnika Zabrze- Rafał Kosznik i Paweł Olkowski. Na środku obrony zagrał  Marcin Kamiński i Artur Jędrzejczyk. Zawiedli wszyscy. Kosznik i Olkowski starali się włączać w akcje uskrzydlające, lecz ich zagrania nie były tak skuteczne jak w lidze. Natomiast defensywni pomocnicy- Grzegorz Krychowiak  i Tomasz Jodłowiec nie asekurowali linii obrony. Gdy skrzydłowi obrońcy byli zaangażowani w atak, nie było wsparcia z drugiej linii, co ułatwiało tylko przeciwnikowi grę z kontry. Po indywidualnym błędzie Kamińskiego w 39’ minucie padła druga bramka dla Słowaków. Na domiar złego w chaosie, jakim znaleźli się  polscy obrońcy Artur Jędrzejczyk  zaliczył kiks, który na poziomie reprezentacyjnym nie powinien mieć miejsca. Od utraty gola uratował nas tylko Artur Boruc. Selekcjoner na środek pomocy wystawił  Adriana Mierzejewskiego, okazując w ten sposób ogromy kredyt zaufania względem tego zawodnika. Niestety Mierzejewski i tym razem nie rozegrał całego spotkania. W 67’ minucie zmienił go Tomasz Brzyski. Mierzejewski w Trabzonsporze wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. W Turcji pełni jednak zupełnie odmienną funkcję- tzw. "wolnego gracza" podłączającego się do akcji ofensywnych i oskrzydlających. Reprezentacja potrzebuje natomiast typowego playmakera. Niestety w tej roli się nie sprawdził. Lewandowski tradycyjnie nie otrzymywał ani prostopadłych podań ani podań na wolne pole. Napastnik sam musiał rozgrywać, co z kolei wykluczyło składną grę kombinacyjną Polaków. Waldemar Sobota i Jakub Błaszczykowski próbowali akcji indywidualnych, lecz  były one nieskuteczne. Albo brakowało dokładnego wykończenia, albo kluczowego podania. W końcówce drugiej połowy trener dokonał kilku kontrowersyjnych zmian.Wprowadził na boisko dwóch debiutantów powołanych w trybie awaryjnym. W 76’ minucie Artura Jędrzejczyka zmienił Krzysztof Mączyński, a w 75’ minucie za Waldemara Sobotę wszedł Marcin Robak. Nie ożywiło to jednak gry polskiego zespołu. Najdogodniejsza dla nas okazja do zdobycia gola kontaktowego miała miejsce po rzucie rożnym, kiedy to  powstało ogromne zamieszanie. Finalnie jednak żaden z polskich zawodników nie skierował piłki do bramki Jana Muchy. Nie ma jakichkolwiek wątpliwości, że w tym meczu to zespół słowacki był zespołem lepszym. Podopieczni Jana Kozaka zrealizowali po prostu przedmeczowe założenia taktyczne. Zagrali skutecznie- obnażając w ten sposób nasze słabe strony. Styl drużyny Słowaków uzależniony jest ściśle od Marka Hamsika. Słowacki lider nie zawiódł i poprowadził naszych południowych sąsiadów do zwycięstwa. Gwiazdor SSC Napoli powinien jednakże opuścić boisko już w pierwszej połowie spotkania za niedopuszczalne zachowanie podczas starcia z Grzegorzem Krychowiakiem. Ale przede wszystkim to właśnie nasi przeciwnicy grali w sposób bardziej zdecydowany, choć paradoksalnie mecz rozgrywany był na " polskim podwórku". Aż trzech Słowaków obejrzało żółte kartki, a Polacy ukończyli mecz bez żadnego upomnienia.            

Adam Nawałka  twierdzi, że Polska drużyna będzie działać jak maszyna. Na razie jednak nie można stwierdzić, czy nasza reprezentacja narodowa jest wstanie odnieść wyczekiwany od dawna sukces międzynarodowy. Jak każdy nowy selekcjoner Nawałka ma prawo do sprawdzania nowych zawodników. Z drugiej strony jego poprzednik Waldemar Fornalik przetestował podczas eliminacji do MŚ 2014 multum piłkarzy. Zaprocentowało to tym, że wraz z polskim zespołem podczas swojej kadencji odniósł jedynie trzy zwycięstwa ( w tym dwa z amatorami z  San Marino). Jest to najgorszy wynik trenerski w historii naszego footballu. Prowadzenie kadry narodowej znacząco różni się od zarządzania ligowym zespołem. Na poziomie reprezentacyjnych zmagań nie ma czasu na dawanie drugich czy kolejnych szans. Trzeba postawić na zawodników walczących do ostatniego tchu, dla których gra z "Orzełkiem" na piersi to zaszczyt. Równie ważna jest atmosfera w drużynie. Zawodnicy muszą sobie na wzajem ufać i służyć pomocą w każdej sytuacji. Taki dream team udało zbudować się Jerzemu Engelowi podczas eliminacji do MŚ 2002 w Korei i Japonii. Jego słynna S-Kadra w każdym spotkaniu udowadniała czym jest team spirit. Obecnie polskiej reprezentacji brakuje takich zawodników jak Tomasz Hajto czy Piotr Świerczewski, którzy swoją walecznością i zaangażowaniem byli w stanie postraszyć rywali i dać sygnał do walki. Nawałka ma teraz do dyspozycji  gwiazdy światowego formatu, lecz nie jest w stanie zwyciężyć nawet europejskiego średniaka, co pokazał ostatni mecz. Kadra zamiast zrobić krok w przód,  zrobiła dwa kroki w tył …

sobota, 7 marca 2015

Krytyka czy zrozumienie, czyli Legia Warszawa w Europejskich Pucharach

oprawa meczu Legia Warszawa - FK Aktobe,  ul. Łazienkowska 3
"Legio drużyno moja, Ty jesteś jak zdrowie,
Twój wierny kibic łatwo się dowie,
jak Ligę Mistrzów stracić"

Ostatnio bardzo dużo dzieje się przy ulicy Łazienkowskiej 3 w Warszawie. Od rozpaczy po wściekłość do radości. Emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Do tej pory boli decyzja UEFA. Wykluczenie Legii Warszawa z Ligi Mistrzów to głęboka rana, która bardzo trudno się goi. To bolesny cios dla całej polskiej piłki.Unia Europejskich Związków Piłkarskich z upodobaniem przyznaje kolejne kary polskim klubom. Gigantyczna grzywna, puste trybuny, walkower. To naprawdę istna plaga w polskim footballu. Tego jest już za wiele. Trzeba coś z tym zrobić. Apeluje tym samym do prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Tak dalej być nie może. To co robi UEFA na przestrzeni kliku lat to jest po prostu celowe blokowanie rozwoju piłki nożnej w Polsce. Działacze zasłaniają się walką z rasizmem, nacjonalizmem i dyskryminacją.W rzeczywistości inkasują następne astronomiczne sumy. Który to już raz?

W fazie wstępnej Ligi Mistrzów wojskowi grali jak z nut. Pierwsze miejsce w grupie mówi samo za siebie. Rywalizacja z Celtikiem Glasgow pokazała, że ten zespół naprawdę miał przyszłość. Po raz kolejny na Łazienkowskiej narodził się zgrany kolektyw. Aktualnie tamta drużyna, będąca wówczas na fali wznoszącej, jest zaledwie swoim cieniem. Kto jest temu winien? Wiadomo. Nie rozumiem jednakże jeszcze jednej rzeczy. Jak to w ogóle możliwe, że w błędny sposób zinterpretowano karę Bereszyńskiego? Po co wchodził na cztery minuty przed końcem meczu? Dlaczego Berg wpuścił na boisko obrońcę przy bardzo korzystnym wyniku? Pytań jest wiele, lecz odpowiedzi brak. Zwolnienie kierownika drużyny to zagarnie stricte asertywne. Albo Marta Ostrowska była aż tak bardzo niekompetentna albo była tylko zdalnie sterowaną marionetką. UEFA zamordowała ducha sportu. Lecz aby budować polski football trzeba zacząć od zmian. Od zmian od środka. Trzeba zacząć od siebie. Działacze warszawskiej drużyny raczej rujnują niż budują. Po co tak szybko sprzedano Wolskiego? Dlaczego odszedł Rybus? Już nie wspomnę o Dawidzie Janczyku...

Legia za czasów Skorży to Legia, która potrafiła podnieść się z kolan. Dwumecz ze Spartakiem Moskwa przeszedł do historii. A prawda jest taka, że Legia prowadzona mądrze grałaby teraz z powodzeniem w Lidze Mistrzów. Henning Berg trochę poukładał warszawski zespół. Jednakże decyzja o wysłaniu Miroslava Rdovićia na trybuny przed pierwszym meczem z Ajaxem, to jeden z najgorszych wyborów norweskiego szkoleniowca. Wybór Berga kosztował bardzo drogo. Kosztował awans. A dlaczego? Po pierwsze Radović wykorzystałby przynajmniej dwie z sytuacji jakie mieli Legioniści w Amsterdamie. Po drugie gra w tym meczu po prostu należała się Serbowi.


"Rado" pewnie wróci do Polski za rok albo dwa. Nie mam mu jednak za złe tej decyzji. Dla niego kontrakt z Hebei China Fortune to oferta życia. To swoista nagroda za całokształt występów w Ekstraklasie. Życzę mu bardzo dobrze i mam nadzieję, że Chińczycy okażą się lojalnym pracodawcą.

Dlaczego tak trudno zbudować nam zespół na miarę europejskich potentatów? Odpowiedź jest bardzo prosta. Pieniądze zamiast footballu. Działacze w kraju jak i przedstawiciele UEFA mają zatem identyczne upodobania. Przebłyski polskich drużyn oczywiście były i są. Wszyscy oczekujemy jednakże powtarzalności. Fenomenem na skalę światową były zwycięstwa w Pucharze UEFA Groclinu Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski w sezonie 2003/2004. Biorąc pod uwagę budżet debiutującego klubu na arenie międzynarodowej ten sukces nie miał w ogóle prawa bytu. Kibice z Grodziska słusznie skandowali po wyeliminowaniu Manchesteru City - "Chlubą Polski Grodzisk Wielkopolski!." Gdyby obecnie wprowadzona reforma dotycząca rozgrywek Ligi Mistrzów została wcielona w życie nieco wcześniej, to Wisła Kraków awansowałaby do fazy grupowej co najmniej trzy razy. Biała Gwiazda trafiała w decydującym momencie na Real Madryt oraz FC Barcelonę. Podopieczni Henryka Kasperczaka unieśli presję i zdołali dwukrotnie zwyciężyć na stadionie przy ul.Reymonta. Ostateczny bilans dwumeczu był jednakże w obydwu przypadkach niekorzystny dla Wiślaków.
A czy Legia Warszawa miała szansę na zwycięstwo z Ajaxem Amsterdam? Miała i to duże. W pierwszym spotkaniu zabrakło skuteczności. W drugim zawiodła linia obronna. Wojskowi zakończyli tym samym swoją przygodę z europejskimi pucharami.

Jedno jest pewno nadmierna krytyka nie rozwiąże problemu. Przeciwnie spowoduje jego eskalację. Jeżeli chodzi o sytuację z Michałem Kucharczykiem, to będąc na jego miejscu zachowałbym się dokładnie tak samo. Media szukają sensacji i często przerysowują rzeczywistość. Michał Żyro również musiał zmierzyć się z falą nieprzychylności. W czwartkowym meczu jednakże udowodnił swoją klasę sportową. Gol Żyry umożliwił Legionistom grę w półfinale Pucharu Polski. Apeluje więc do dziennikarzy i działaczy sportowych- zamiast szukania winnych skupmy się na budowaniu oraz propagowaniu polskiego footballu.

piątek, 6 marca 2015

Wizja sportu w dziennikarstwie Bohdana Tomaszewskiego

Bohdan Tomaszewski


Dziś pożegnaliśmy sławę polskiego dziennikarstwa. Pożegnaliśmy Bohdana Tomaszewskiego. Urna z prochami nestora została złożona w Warszawie na Starych Powązkach. 

W uroczystości pogrzebowej wzięło udział wielu dziennikarzy, wśród których byłam i ja.. Chciałam osobiście wyrazić szacunek oraz uznanie dla tak wybitnej postaci w świecie mediów.  Czułam, że byłam to winna panu Bohdanowi. I wiem, że mój osobisty hołd został przyjęty...


Bohdan Tomaszewski wychował wiele pokoleń dziennikarzy. To właśnie na nim powinien wzorować się każdy. Lecz ten idealny wzór przerasta bardzo wielu sprawozdawców i redaktorów. Przerasta większość osób. Dzięki Tomaszewskiemu kochaliśmy tych Malinowskich i Kozakiewiczów. Dzięki jego relacjom, nauczyliśmy się szanować porażkę i dziękować przegranym. Dzięki inicjatywie nestora - Tomaszewski Cup, tenis stał się wreszcie popularny wśród młodzieży.

Tomaszewski miał wyjątkową osobowość i szarmancki styl wypowiedzi. Był po prostu dżentelmenem. Świetny w audycjach radiowych i na wizji. Dziennikarz kompletny. Rozumiał istotę sportu bardziej niż inni, bo sam był sportowcem. Sport ściśle łączył z kulturą. "Sport to sztuka"- mawiał. W zamyśle mistrza sport miał przygotowywać do życia, miał uczyć kultury i szlachetności, miał propagować idee fair play. Sport maił wreszcie uczyć życia i napędzać do ciągłego rozwoju.
A skąd to wszystko wiem? To wszystko wiem od niego samego. Tak, to wszystko wiem od Bohdana Tomaszewskiego. To, że na swojej drodze spotkałam mistrza dziennikarstwa, to niezwykłe zrządzenie losu. Nie natknęłam się na pana Bohdana ani w telewizji ani w radiu ani na turnieju tenisowym. Hotel Victoria to punkt styczny mojej znajomości z wielkim nestorem. Nic więc nie dzieję się bez przyczyny. Gdybym podczas studiów dziennych nie pracowała wieczorami w charakterze barmanki, nigdy nie napisałabym pracy magisterskiej o twórczości Bohdana Tomaszewskiego. A tak rok temu światło dzienne ujrzała pierwsza praca magisterska poświęcona mistrzowi wśród dziennikarzy. Była to praca mojego autorstwa. Temat w całości brzmiał: "Wizja sportu w dziennikarstwie Bohdana Tomaszewskiego". Jestem naprawdę dumna z końcowego efektu. Praca została powszechnie doceniona i zebrała bardzo dobre recenzje.
 Pamiętam jak poinformowałam Pana Bohdana o swoim zamyśle. Nie krył wzruszenia. Był wielkim człowiekiem, lecz nigdy nie unosił się pychą. Był wymagający i surowy w ocenie, ale najwięcej wymagał od siebie. Zawsze służył mi radą, a nawet oddzwaniał do mnie, gdy potrzebowałam pilnej konsultacji . Do końca życia zapamiętam jego pierwszą radę, kiedy to dopiero miałam zamiar zrobić krok ku dziennikarstwu sportowemu: " Niech Pani dużo czyta. Musi Pani czytać, aby rozwijać i ubogacać swój język. Nie chodzi tu nawet o same pozycje sportowe, ale o czytanie w ogóle, które ubogaca światopogląd." Takich osób się nie zapomina. Oni sami nie dadzą o sobie zapomnieć. Idealna prezencja, niepowtarzalny głos, wyrafinowane słownictwo. Trzeba mieć szczęście, aby z tym wszystkim się urodzić. Lecz aby to godnie wykorzystać potrzeba czegoś więcej. Potrzeba ogromnej determinacji i siły ducha.


"Cieszę się, że Pani się rozwija. To bardzo dobrze dla Pani. Niech Pani nigdy nie osiada na laurach. Zawsze można coś udoskonalić, zawsze można nauczyć się czegoś nowego"- tak zrobię panie Bohdanie. Będę pamiętać.

poniedziałek, 2 marca 2015

MŚ w Falun 2015 : MAMY BRĄZ!

Brązowi medaliści MŚ Falun 2015
Mamy medal! Polscy skoczkowie narciarscy w składzie: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Klemens Murańka, Jan Ziobro; powtórzyli wspaniały sukces sprzed dwóch lat i ponownie stanęli na podium MŚ. Mamy brąz! Medal wywalczony w konkursie pełnym zawirowań i pomyłek. 

Historia zatoczyła więc koło. Rok temu było bardzo podobnie. W Val di Fiemme błąd sędziowski mógł kosztować nas tak wyczekane miejsce na podium. "Nie możliwe, że nie mamy tego medalu. Zrobiliśmy wszystko. To nie może być prawda. No nie wierzę..."- tak komentował sytuację na gorąco rozżalony Kamil Stoch tuż po ogłoszeniu wyników. Jego słowa okazały się na szczęście prorocze. Finalnie sędziowie zmienili pierwotną decyzję i zwrócono nam zasłużony medal.

Zawody w Falun były całkowicie zdominowane przez wiatr. Mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych cała nasza drużyna spisała się bardzo dobrze. Tym samym nasi chłopcy udowodnili, że indywidualnie każdy z nich ma ogromny potencjał, a jednocześnie wszyscy razem stanowią wielką siłę jako zgrany kolektyw.


W pierwszej serii do strefy medalowej wprowadził nas Kamil Stoch, który w pięknym stylu uzyskał 129,5 m. Natomiast w drugiej odsłonie fenomenalny skok na odległość 128 m oddał Klemens Murańka. Po próbie młodego Zakopiańczyka, Polacy przesunęli się na drugą pozycję. Niestety w serii finałowej Schlierenzauerch przeskoczył Stocha i reprezentacja Polski ukończyła  zawody na trzecim miejscu. Poza naszym zasięgiem byli jednakże tylko Norwegowie.

Czy pozostał niedosyty? Tak, trzeba szczerze przyznać, że pozostał. Nie można jednak narzekać. Można za to gdybać. Co by było gdyby w pierwszej serii Janek Ziobro skoczył 120 metrów? Co by było gdyby drugi skok Kamila Stocha był dłuższy o 3 m? Zapewne byłoby srebro.
Jest dobrze, mogło być lepiej i na pewno będzie. Cieszmy się więc z medalu, cieszmy się, że mamy perspektywiczną drużynę, cieszmy się po prostu skokami narciarskimi. My nie mamy powodu do zmartwień. Martwić to powinni się Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzie zaliczyli bardzo nieudany występ, kończąc rywalizację na odległej szóstej lokacie.