Radość Sławka Peszki po zdobyciu bramki w Dublinie |
Paradoksalnie bohaterami "na wyjeździe" okazali się piłkarze, których większość komentatorów i kibiców już dawno spisała na straty. No cóż... Powiem szczerze, że zawsze bardzo krytycznie oceniałam "Rumianego". Kiks Wawrzyniaka w meczu z Niemcami w 2012 roku pamiętają wszyscy. Ten błąd kosztował drogo nie tylko reprezentację (Niemcy wyrównali wówczas stan meczu 2:2), ale przede wszystkim odbił się na karierze samego zawodnika. Medialna nagonka była naprawdę duża. Obrońca Lechii Gdańsk udowodnił jednakże, że stać go jeszcze na znakomity występ. Gra z "Orzełkiem" na piersi w końcu zobowiązuje. Myślę, że po tak udanym występie "Wawrzyn" podbudował się psychicznie. A na pewno zyskał w oczach selekcjonera. Fatalne zagrania zdarzają się nawet największym gwiazdorom.Jacek Krzynówek w meczu przeciwko Hiszpanii w 2000 roku ( debiu trenerski Jerzego Engela) w całości ponosi winę za pierwszą utraconą bramkę.Raul wykorzystuje prezent w 16 minucie spotkania.W Kartagenie wybitny reprezentant skiksował, ale jego wartość piłkarska jest dziś niepodważalna. Jeżeli chodzi o Sławka Peszkę to głównym mankamentem tego gracza była przede wszystkim skuteczność.To, że "Peszkin" jest szybki i dobry technicznie wiadomo od czasu jego debiutu w ekstraklasie. Na szczęście skrzydłowy FC Koeln odrodził się niczym feniks z popiołów w najbardziej odpowiednim momencie. Z głębokiej rezerwy trafił do podstawowej jedenastki 12 zespołu pierwszej Bundesligi. Regularna gra w klubie zaprocentowała skutecznością na poziomie reprezentacyjnych zmagań. Od jego pierwszego trafienia dla kadry narodowej minęło w sumie pięć lat... 17 stycznia 2010 r. "Cewka" zdobył jedyną bramkę dla Polski (w meczu towarzyskim Polacy ulegli reprezentacji Danii 3:1). Co ciekawe Peszko w Biało-Czerwonych barwach zadebiutował właśnie w meczu z Irlandią. W 2008 roku również rozgrywaliśmy spotkanie wyjazdowe, lecz wynik o niczym wówczas nie decydował. A zatem Dublin okazał się dla Sławka bardzo szczęśliwy. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek jego dobrej passy.
Nadal jednak nie rozumiem decyzji Nawałki. Trener pominął w składzie na mecz z "Wyspiarzami", Kubę Błaszczykowskiego. "Błaszczu" na pewno dałby wartościową zmianę (w 87' minucie Sławomira Peszkę zmienił Michał Kucharczyk). W rezultacie końcowy wynik mógłby być bardziej korzystny...
Polscy emigranci zdominowali przedmeczową atmosferę w Irlandii. Na Aviva Stadium w Dublinie okazali się także dużo bardziej aktywni od fanatycznych gospodarzy. Niestety nasi piłkarze na boisku nie osiągnęli już tak znaczącej przewagi nad rywalem. Meczowa inicjatywa była po naszej stronie tylko w pierwszej połowie.W początkowych 45 minutach Łukasz Fabiański faktycznie nie miał dużo pracy. Obrona funkcjonowała bez zarzutu. Spokój Kamila Glika oraz doświadczenie Grzegorza Krychowiaka bezpośrednio wpłynęły na dużą ilość skutecznych odbiorów. Zgodnie z taktycznymi założeniami Nawałki- waleczni Irlandczycy nie dochodzili do pozycji strzeleckich. Nasi reprezentanci wydawali się być mocno skoncentrowani na grze. Biało-Czerwoni do szatni schodzili więc przy pozytywnym wyniku.
Druga połowa toczyła się już niestety tylko pod dyktando podopiecznych Martina O'Niella. Irlandczycy zajmują 66 miejsce w rankingu FIFA. Ambicjonalnie nie ustępują jednak najlepszym drużynom na świecie. W drugiej odsłonie to właśnie nasi rywale pokazali charakter. Polakom natomiast zabrakło ikry. Trener gospodarzy po przerwie dokonał korekty w ustawieniu swojego zespołu. Przeciwnicy zaryzykowali- wybrali wariant gry ofensywnej. W ataku do Robbie Keane'a dołączył Jon Walters. Te manewry nie powinny jednak nas zaskoczyć. Irlandczycy musieli przecież postawić wszystko na jedną kartę, chcąc myśleć jeszcze o pozytywnym rezultacie. Mimo to podopieczni Adama Nawałki skupili się przede wszystkim na defensywie. Kean i spółka tylko na to czekali. Konsekwencją bardzo asekuracyjnej postawy naszej drużyny był gol, dający rywalom upragniony remis.
Wyrównującą bramkę w 93 minucie zdobył Shane Long. Taktyka polskiego trenera zawiodła. Według opinii obserwatorów trafienie jokera O' Niella nie powinno zostać jednakże uznane. Sędzia Jona Errikson nie dopatrzył się ewidentnego faulu na Łukaszu Fabiańskim. Nie szukam usprawiedliwienia dla Polaków.Takie są fakty i tak mówią przepisy. Główny arbiter bardzo przychylnie patrzył na irlandzki zespół. Szwed nie zareagował także w sytuacji, gdy rozjuszeni "Wyspiarze" próbowali bezczelnie wepchnąć naszego goalkeepera do bramki.Manewr powtórzyli dwukrotnie. Bramkarz Swansea City w każdej z tych sytuacji zdołał na szczęście utrzymać piłkę po udanej interwencji, nie przekraczając przy tym niedozwolonej linii. Irlandczycy czuli, że mogą więcej i w stu procentach wykorzystali ten przywilej. Na boisku było dużo brutalności i walki wręcz.
W 85 minucie Mc Carthy jednak przesadził ze swą nadgorliwością. Bezapelacyjnie powinien zostać oddelegowany do szatni.Według Erriksona celowe uderzenie polskiego zawodnika w twarz (Sebastian Mila) kwalifikuje się jedynie na żółtą kartkę.W odniesieniu do zaistniałych wydarzeń- zawsze będę bardzo mocno bronić naszych reprezentantów.Trzeba powiedzieć głośno: dość polskiej dyskryminacji na arenie sportowej. Nie po raz pierwszy arbiter pozbawia Polaków wygranej. Bardzo dobrze pamiętam jak Howard Webb wyrzucił Biało-Czerwonych z Euro 2008. Rzut karny dla Austriaków (gospodarz Euro 2008) w 93 minucie nie był przypadkową pomyłką.To było celowe wypaczenie wyniku na oczach całego piłkarskiego świata. Anglikowi przydzielono nawet ochronę w obawie przed zemstą polskich kibiców. Webb naprawdę się przestraszył. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że więcej nie odważy się na tak bezpardonową dyskryminację.
Bliźniaczo podobnej sytuacji doświadczyłam "na żywo" podczas meczu Polska- Czarnogóra w eliminacjach do MŚ 2014. Nieuznany gol Kuby Błaszczykowskiego zelektryzował wówczas całą piłkarską społeczność. Miałam wtedy ochotę wkroczyć na murawę i sama wymierzyć sprawiedliwość. Nie przeżyłam tak dotkliwie żadnej innej porażki polskiego footballu. Cały stadion skandował "sędzia chu..", a ja miałam zdarte gardło przez tydzień...Dla mnie w tamtym meczu było 2:1. Przegrana oznaczała wówczas dla podopiecznych Władysława Fornalika jedno- koniec marzeń o mundialu w Brazylii.Trzeba jednakże docenić fakt, że nasi piłkarze grali na całego i walczyli do upadłego. Ewentualne zwycięstwo mogło przecież na dobre scalić polski kolektyw. Powiem więcej Polacy 06.09.2013 r. zagrali o niebo lepiej niż 29.03.2015 r. Oczywiście wtedy mieliśmy atut w postaci własnego boiska. Decydującym aspektem było jednak, to że w Warszawie obowiązywała złota zasada- "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Drużyna Fornalika nie poddała się, mimo utraty gola na samym początku spotkania- w 11' minucie prowadzenie Czarnogórcom dał Dejan Damjanović. Opłaciło się. Robert Lewandowski po indywidualnej akcji wyrównuje stan meczu (16' minuta). Do przerwy mogliśmy prowadzić co najmniej 3:1. Na placu gry był jednak sędzia...
Bjoern Kuipers z uporem maniaka odgwizdywał co chwila pozycję spaloną na naszą niekorzyść. Przede wszystkim nie podyktował rzutu karnego dla polskiego zespołu, po faulu na Waldemarze Sobocie (52'minuta). Nikt nie miał wątpliwości, że zagranie w polu karnym naszych rywali było nieczyste. Główny arbiter i tym razem ratuje wynik dla Czarnogóry. Szwed oczywiście orzeka, że był offside... Ale to co Kuipers zrobił nam w doliczonym czasie gry (94' minuta) to było dopiero chamstwo pierwszej kategorii. Nie zapomnę tego nigdy! Akcję rozpaczy rozpoczął snajper Bayernu Monachium- po wywalczeniu piłki robi natychmiastową wrzutkę w pole karne.Było cztery próby wykończenia akcji. Zablokowane uderzenie, przewrotka, dobitka i w końcu celny strzał Błaszczykowskiego. Stadion w Warszawie oszalał. Na tablicy wyników w 94 minucie pojawiło się 2:1. Początkowo gol został więc uznany, ale arbiter ostatecznie cofa decyzję. Rezultat już znamy...
Każdy kibic marzy o takim widowisku. Końcówka była naprawdę wyśniona. Tylko w Polsce może dojść do tak absurdalnej sytuacji. Grając decydujący mecz i to na własnym terenie zostaliśmy jawnie oszukani! Jak to było możliwe? Do dziś się zastanawiam...
Natomiast jeżeli chodzi o starcie w Dublinie, to zabrakło nam wszystkiego po trochu. I umiejętności i boiskowego cwaniactwa i przychylności sędziego. Nowy kapitan naprawdę się starał- rozgrywał, wracał do defensywy, bronił interesów drużyny. To jednak za mało. Za mało składnych akcji, za mało nieustępliwej gry, za mało odpowiednich piłkarzy na boisku... Efekt? Remis w przeciętnym stylu i ogromny niedosyt.
Na razie nie ma w kadrze atmosfery na miarę słynnej "Lambady". Ekipa Engela to niedościgniony wzorzec kolejnych selekcjonerów. "Kadra nie działa jak maszyna" od 2002 roku. Nawałka zapowiadał, że to zmieni. Czekam zatem na efekty. W Irlandii nie zabrakło walki. Zabrakło jednak "polskiej waleczności". Kolokwialnie mówiąc- Polscy piłkarze muszą "być za sobą". Każdy z naszych graczy musi wiedzieć, że jego kolega jest w stanie skoczyć za nim w ogień. W przeciwnym razie nie będzie stać nas na międzynarodowy sukces.
I choć z przebiegu gry w drugiej odsłonie właściwie Irlandczykom należała się bramka kontaktowa, to została ona zdobyta w sposób, który łamie podstawowe przepisy.W "footballowej wojnie" wygrana jest wielką sztuką, a remis może być satysfakcjonujący. Ale zasady fair-play muszą być szanowane!
Polską reprezentację można tym samym porównać do enigmy. Według faktów historycznych to właśnie nasi rodzimi naukowcy rozwiązali największą zagadkę II wojny światowej. Sukces ocalenia ludzkości od początku przypisują sobie jednak Anglicy. Niewdzięczność to pierwsze słowo, które ciśnie się na usta... Od dawna na podobnych warunkach traktowana jest polska piłka nożna. Słynny mecz "na wodzie", walkower dla Celticu Glasgow, remis w Dublinie... Przykłady można niestety mnożyć.
Irlandzkie media słowem nie wspomniały, że bramka wyrównująca została zdobyta w nieprawidłowy sposób. Milczy "Irish Times", milczy"Irish Examiner". Dziennikarze na Wyspach chwalą za to ruchy trenerskie O' Neilla. W kraju nad Wisłą taki temat byłby na świeczniku. Brukowce prześcigałby się w wyliczaniu mankamentów.W polskim footballu jak i w polskim dziennikarstwie nie ma zatem poczucia solidarności. Oto mój apel: "Nie kopmy leżącego"! Arogancja i nadmierna krytyka uwypukla tylko nasze wewnętrzne spory. Po co ciągle narzekać? Nie można bezustannie mówić o problemach. Problemy należy rozwiązywać...
PZPN w akcji "Łączy nas Football" promuje ostatnio filmiki z udziałem naszych reprezentantów. Szczególną furorę w internecie robią nagrania z Wojtkiem Szczęsnym. Uważam, że tego typu inicjatywa to doskonały pomysł. Dzięki temu każdy kibic może poznać kadrę narodową od "środka". Zawodnicy mają zatem w sobie ogromne pokłady pozytywnej energii. Wystarczy więc tylko ich "scalić". Złagodzić konflikty i dopasować taktykę. Mogłoby się wydawać, że niewiele nam trzeba. Czy zatem Nawałka dokona w końcu przełomu w rodzimym footballu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz