Będę chwalić i ganić. Będę popierać i negować. Będę pisać to, co chcę i o tym co chcę. Będę pisać pod wpływem emocji, będę pisać subiektywnie, będę pisać po swojemu!
Do tej pory jesienią reprezentacja Nawałki zawsze wyglądała dorodnie. Dwa lata temu o tej porze cała piłkarska Polska żyła historycznym zwycięstwem nad Niemcami. A w zeszłym roku słynne "Będzie się działo!" Sławka Peszki stało się zwiastunem ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji. Tym samym jutrzejszy dzień zobowiązuje i to podwójnie. 11 listopada jest datą, która mówi sama za siebie. I Rumuni mają naprawdę pecha, że zmierzą się z nami akurat w 98. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Co prawda na wyjazdach gra nam się ciężko. Za kadencji Adama Nawałki tylko raz z Gruzji (Gibraltar się nie liczy) wróciliśmy z trzema punktami, ale ja naprawdę mam dobre przeczucia.
Rumuni nie są może chłopcami do bicia, jednakże na litość boską, to nie jest Portugalia Fernando Santosa. Musimy się oczywiście odpowiednio skoncentrować na rywalu, ale bać się to my raczej nie mamy kogo i czego. Przedstawicielami najsilniejszej ligi wśród rumuńskich kadrowiczów są przecież koledzy Łukasza Teodorczyka z Anderlechtu Bruksela (Nicolae Stanciu i Alexandru Chipiciu). W dodatku bramkarz Tricolorii, Ciprian Tatarusanu często robi karygodne błędy na przedpolu, choć warunki fizyczne ma zaiste imponujące (198 cm). Golkiper Fiorentiny nie potrafi ocenić lotu piłki w szczególności przy ostrych dośrodkowaniach. To właśnie przez błędy Tatarusanu Rumuni zakończyli swój udział w Euro 2016 na fazie grupowej. Mimo wszystko w Bukareszcie i tak będzie nam cholernie trudno o zwycięstwo. Ściany będą tradycyjnie sprzyjać krewkim gospodarzom i pewnie momentami będzie ostro, a może nawet brutalnie. Rumuni są wybiegani i waleczni, ale jak to mówią "lepiej dobrze stać niż głupio biegać". W dodatku jestem przekonana, że Christoph Daum w ciągu czterech miesięcy nie zdołał jeszcze zrobić z Rumunów "Die Adler". Daum dopiero wprowadza swoje rządy i niemiecki "ordnung", lecz póki co to za mało na reprezentację Polski.
Christoph Daum kokietował na konferencji prasowej, że pokona nas naszą własną bronią. No to powadzenia życzę, bo jeżeli Rumuni rzeczywiście beztrosko oddadzą nam inicjatywę, to przy skuteczności Roberta Lewandowskiego (5 i pół bramki na 3 mecze w tych eliminacjach) oraz Łukasza Teodorczyka (9 goli w Jupiler pro League) dostaną od Biało-Czerwonych tęgie lanie. Powiem więcej Daum ewidentnie chce nas podpuścić, a jego wypowiedź co do jutrzejszej taktyki Tricolorii jest zwyczajnym kłamstwem. Rumuni od początku zagrają pressingiem i to wysokim (a przy najmniej będą próbować), bo przecież co jak co, ale biegać przez pełne 90 minut to dadzą radę.
Być albo nie być
Afera alkoholowa wyszła na światło dzienne z dwóch powodów. Po pierwsze Adam Nawałka przestał trzymać rękę na pulsie już w La Baule, po drugie zbliżały się wybory na nowego prezesa PZPN. Jednakże rozkładanie na czynniki pierwsze kto i ile wypił jest co najmniej śmieszne (dobrze, że do opinii publicznej nie dotarło jak obchodzono w kadrze zwycięstwo nad Niemcami). Mnie natomiast mało obchodzi czy Teodorczyk porzygał się w hotelowym pokoju. Najważniejsza jest dyspozycja na murawie. Wszem i wobec wiadomo, że Teo nawalił i tym samym zmarnował swoją wielką aczkolwiek niespodziewaną szansę. Napastnik Anderlechtu występ z orzełkiem na piersi przeciwko Ormianom zaliczył jedynie dzięki temu, że Arek Milik zerwał wiązadło krzyżowe w lewym kolanie. I nie ma co ukrywać, na kacu wyglądał tragicznie. Notorycznie tracił piłkę lub w nią nie trafiał... Od piłkarza na poziomie reprezentacyjnym wymaga się przyjęcia na jeden kontakt, no a odkąd tylko pamiętam to Teodorczyk ma z tym ewidentny problem. W dodatku zupełnie nie rozumiał się z Robertem Lewandowskim i w konsekwencji został zmieniony przez Kamila Wilczka, który w ciągu 10 min. stworzył większe zagrożenie niż Teo przez cały mecz. A jednak na przekór wszystkiemu widzę Łukasza w wyjściowej jedenastce w Bukareszcie. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, a w życiu jak i w sporcie najważniejsze jest właśnie, by porażkę umieć przekłuć w sukces. Spotkanie z Rumunią to dla Łukasza Teodorczyka być albo nie być. Jeśli w ciągu pierwszych 45 min. Teo nie udowodni swojej przydatności do kadry na rumuńskiej Arenie Narodowej to już po przerwie nie wróci, zresztą nigdy już nie wróci...
Łukasz Teodorczyk i Robert Lewandowski to obecnie najskuteczniejszy duet w Europie!
Co za dużo, to niezdrowo
Według mnie Adam Nawałka nie zaryzykuje i nie wystawi na środku pola Krychowiaka, Zielińskiego i Linettego. Wariant "trzech wspaniałych" na środku rozegrania mógłby się nawet sprawdzić, ale Grzesiek, mimo że alkoholu w ogóle nie pije, to aktualnie jest kompletnie bez formy. No i co za dużo, to niezdrowo. Od trzech lat gramy dwójką napastników i jutro najpewniej wyjdziemy w systemie 4-4-2. Z drugiej strony polski trener nie raz już udowodnił, że potrafi odpowiednio zarządzać zasobami ludzkimi. Miał wyczucie wystawiając przeciwko Duńczykom Thiago Cionka. Obrońca Palermo na Stadionie Narodowym najpierw zaskoczył doskonałą znajomością "Mazurka Dąbrowskiego", a później imponował walką i efektownymi interwencjami w odbiorze. W dodatku bardzo cieszy mnie fakt, że Nawałka zaufał w końcu Piotrowi Zielińskiemu. "Zielu" z meczu na mecz, prezentuje się coraz lepiej, co w dalszej perspektywie okaże się zbawienne.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest więc pięknie ładnie, ale gdy się bardziej przyjrzę, to nie jest już tak kolorowo. Miesiąc temu z Armenią zagraliśmy najgorszy mecz od czasów "dobrej zmiany". Powodów było kilka. Słaba dyspozycja, a raczej niedyspozycja Grzegorza Krychowiaka spowodowana zmianą klubu, linia obronna spustoszona kontuzjami (został tylko Kamil Glik, który jest odporny na wszystko) no i brak Milka, którego wszyscy docenili, dopiero kiedy go zabrakło. Ale problem w istocie tkwi zupełnie gdzie indziej. Nie zostaliśmy mistrzami Europy, bo czekaliśmy co zrobi Portugalia. W Bukareszcie nie możemy czekać, musimy grać swoje!
Mi tam nie przeszkadza uśmiechnięty Grzegorz Krychowiak, ale przeszkadza mi, że nie gra w PSG. Cierpliwość Nawałki ma swoje granice. Grzesiek lepiej zmień klub zimą, bo konkurencja nie śpi! Jest Jacek Góralski (24 lata) z Jagiellonii Białystok, jest i Damian Dąbrowski (24 lata) z Cracovii. Krycha swoje zasługi ma, lecz nie jest nietykalny.
Drużyna
Stałam, patrzyłam i wierzyłam, że w końcu musi paść dla nas ten gol. Po prostu wiedziałam, że tak będzie. I stało się w 94. minucie Stadion Narodowy oszalał, oszalałam i ja. Takich chwil się nie zapomina, dla takich chwil warto żyć. Mamy naprawdę wielką reprezentację, z której jestem dumna. Polska to nie jest tylko Robert Lewandowski, to jest drużyna, która jutro wygra!
Jeżeli wierzyć w przepowiednie prezesa, to na mundial do Rosji nie pojedziemy. Zdaniem Zbigniewa Bońka ten kto straci punkty w Astanie, czy też w Erywaniu nie będzie już w stanie zająć pierwszego miejsca w rywalizacji grupowej, a tylko wygranie grupy gwarantuje bezpośredni awans na MŚ.
Zbigniew Boniek mało kiedy się myli.
Dla Europy przeznaczono jedynie 13 miejsc. Czarnogórcy, Rumuni i Duńczycy mają dokładnie taki sam cel jak i my i nie odpuszczą nam nawet źdźbła trawy, bez względu na to jaki stan będzie miała murawa na stadionie. Trudno więc nie przytaknąć Bońkowi. Biorąc pod uwagę to, że nepotyzm Nawałki po sukcesie na trójkolorowym landzie osiągnął apogeum. Polski trener od początku kadencji nad wyraz często uwydatniał słabość do niektórych nazwisk.W końcu może wszystko... W Kazachstanie jednak przekombinował. Rybus, to nie Lahm i tym samym amatorzy wbili nam 2 gole w ciągu 6 minut. Ale z drugiej strony przecież Maciek sam meczu nie przegrał, co prawda zabrakło mu centymetrów, by zatrzymać atak 108. drużyny w rankingu FIFA, lecz i pozostali koledzy też dali dupy. Najgorsze jest to, że w Astanie nie było zespołu i nie było reakcji trenera. Nawałka nie reagował we Francji i nie reagował też w Kazachstanie. W sumie na Euro faktycznie nie miał godnych zmienników, jednakże we wrześniu ławka rezerwowych błyszczała. Łukasz Teodorczyk (RSC Anderlecht) i Kamil Wilczek (Brondby IF) od początku sezonu są w gazie i trzeba było to wykorzystać. A tak Kazachowie tłukli nas aż kości trzeszczały, a my zamiast odwdzięczyć się pięknym za nadobne, podkuliliśmy ogony. Drużyna niby była ta sama co w czerwcu, ale gra już nie. Zabrakło koncentracji, agresywności i skuteczności. Jednym słowem zabrakło wszystkiego.
"Glik Uzdrowiciel". To chyba zapamiętają wszyscy. W sumie tylko to było warte zapamiętania w Astanie.
Prawda jest taka, że Adam Nawałka zmienił w polskiej reprezentacji jedno. Opaskę kapitana przejął Robert Lewandowski. Lewy na początku kokietował, ze wcale nie chciał dowodzić w kadrze i w ogóle mu się nie dziwię, bo snajper Bayernu czego jak czego, ale naturalnie wrodzonych zdolności przywódczych, to na pewno nie ma. Lecz to właśnie braki charakterologiczne pozytywnie wpłynęły na atmosferę w polskiej szatni. Za panowania Roberta zapanowało równouprawnienie. Nawałkę trzeba pochwalić jeszcze za make up Mączyńskiego, który we Francji zaprezentował się naprawdę korzystnie. No i te słynne maty. Ale jest jedno ale, gdyby selekcjonerem reprezentacji Polski był Juergen Klopp to wygralibyśmy czerwcowy turniej, a Milik zostałby królem strzelców.
Mecz z Portugalią obnażył ewidentne braki taktyczne Adama Nawałki. Powinniśmy dobić europejskich Latynosów w podstawowym czasie gry, a nie liczyć na szczęście w karnych. To my byliśmy lepsi od Portugalii i piłkarsko i kondycyjnie, ale finalnie to właśnie podopieczni Fernando Santosa podbili Europę. W Astanie co prawda z powodu kontuzji nie zagrał Michał Pazdan oraz Kamil Grosicki, lecz to nie w urazach tkwi problem polskiej kadry.
Remis z Kazachstanem to porażka!
1. Po udanym Euro, Polaków rozchwytywano jak świeże bułeczki. No i trzeba przyznać, że Kamil Glik zrobił świetny ruch. Polski stoper jest gwiazdą AS Monaco, ale Ligue 1 nie jest wcale usłana rózami. Dider Deschamps (trener reprezentacji Francji) nie wróży nic dobrego Grzegorzowi Krychowiakowi w PSG. Ja też to czarno widzę. Co tu dużo mówić, przeprowadzka Krychy do Paryża okazała się wielkim niewypałem. No cóż, Grzesiu musi teraz robić dobrą minę do złej gry. W sumie nie ma innego wyjścia, bo Unai Emery wystrychnął go na dudka. Krychowiak na pewno zapierdala na treningach, ale co to za pożytek z piłkarza, który cały czas grzeje ławę. Nawet na tle półamatorów z Kazachstanu było widać, że Grzesiek ma problemy w klubie. Co więcej nic nie wskazuje na to, że Emery zmieni swoją wizje. Krycha zdecydował się na Francję pewnie i ze względów osobistych, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli Krychowiak nie chce być zapchajdziurą, a wiem, że nie chce, to musi zmienić pracodawcę. Mam nadzieję, że Grzesiek nie będzie się bawił w Don Kichota, bo walka z wiatrakami jest bezsensowna. No chyba, że chce zakończyć karierę jako rezerwowy w stolicy mody.
Mina Grzegorza Krychowiaka mówi wszystko. A miało być tak pięknie w tym PSG...
2. Arkadiusz Milik (SSC Napoli) ma na swoim koncie tyle samo trafień (3 gole) w Lidze Mistrzów co Lionel Messi, a w meczu z Kazachstanem nie potrafił umieść futbolówki w pustej bramce. Wszystko można wybaczyć, ale nieskuteczność Milika jest już irytująca. Dwie patelnie z Niemcami można było tłumaczyć tremą, ale na trzy zmarnowane setki w Astanie nie ma usprawiedliwienia. Albo Arek skupi się wreszcie na reprezentacji albo z niej w końcu wyleci. Moja cierpliwość się skończyła. No niestety futbol is brutal. Napastnik musi strzelać. Roberta Lewandowskiego w każdym spotkaniu pilnuje co najmniej 2-3 obrońców, tym samym jak na dłoni otwiera się miejsce dla drugiego snajpera. Taki układ sprawdził się w eliminacjach do Euro i teraz też, by zadziałał gdyby egzekutor był odpowiednio zmotywowany. Może ławka rezerwowych otworzy Milikowi oczy, bo to, że jest się najdroższym (32 mln Euro), nie oznacza, że się jest najlepszym.
Ile razy można trafiać w słupek? Wiele...
3. Dezorganizacja w linii obronnej, czyli posadzenie na ławce Artura Jędrzejczyka było gwoździem do trumny w Astanie. Lecz nie ma tego złego co by na dobre wyszło. W końcu wszyscy docenili Jędzę. Może i na ekranie telewizora tego nie widać, ale gwarantuję, że Artur fizycznie prezentuje się równie dobrze jak Herkules Piszczek, Jest szybki, zwrotny i co najważniejsze Jędrzejczyk gra naprawdę ostro, ale robi to z takim wdziękiem, że rzadko ogląda żółte kartoniki. A do tego ma mega pozytywne usposobienie. Dla mnie piłkarz idealny.
Artur Jędrzejczyk to jest super gość! Potrafi i grać i się śmiać.
4. W Kazachstanie nie było drużyny. Renomowana reprezentacja nie może dać sobie w kaszę dmuchać. Cały zespół musi reagować. Jak jeden leży, reszta go broni i wymusza presję na sędziach. Atmosfera w reprezentacji to klucz do sukcesu. Thomas Tuchel chciał, aby najlepsi koledzy rywalizowali ze sobą o miejsce w podstawowym składzie Borussii. No i figa znakiem, bo dla Kuby Błaszczykowskiego ważniejszy był przyjaciel.
Po prostu przyjaciele! Reakcja Łukasza Piszczka po golu zdobytym przez Kubę Błaszczykowskiego to jeden z najpiękniejszych synonimów Euro 2016.
5. Bartosz Kapustka to bez dwóch zdań odkrycie samego Adama Nawałki. Ale czy jest się czym szczycić? Nie wiem co z niego wyrośnie, ale w Anglii na pewno sobie nie pogra. Polskie dziecko szczęścia, to pod względem fizycznym chucherko o ogromnych brakach w grze defensywnej. Wyspy Brytyjskie nie są dobrym kierunkiem dla filigranowego piłkarzyka o predyspozycjach technicznych. W Premier League obowiązuje jedna podstawowa zasada- walka.W Leicester śmieją się, że Kapustka jest synem "Wasyla", lecz niestety mało w tym prawdy. Marcin pod względem fizycznym i mentalnym jest niezniszczalny. A Bartek jak na razie ma więcej szczęścia niż umiejętności. Trzeba jednakże przyznać, że piłka go lubi. Ale z drugiej strony ile można jechać na farcie? Pupilek Nawałki dostał oczywiście powołanie na mecze z Danią i Armenią, lecz na pierwszy skład nie zasługuje.
Co więcej w Astanie powinien zostać szybciej zmieniony. Nawałka ma przecież Wszołka, ale i klapki na oczach. Gol Bartka przeciwko Kazachom w stylu Inzaghiego był pokraczny, ale właśnie chwała mu za to, że potrafi zdobywać takie bramki (jak na razie wszystkie jego trafienia dla drużyny narodowej były flegmatyczne). No i to jest jednoznaczna podpowiedź dla Kapustki, bo jestem przekonana, że kariera Filippo w Anglii szybko by zgniła, nie tylko ze względu na aurę.
Fajnie, że Nawałka stawia na młodych, ale niech nie faworyzuje...
6. Polska bramkarzami stoi. Dla mnie numerem jeden jest Wojciech Szczęsny i założę się gdyby to właśnie Szczęśniak bronił w Astanie, to Kazachowie nie doprowadziliby do remisu. Z jednej strony Wojtek to szczęściarz, z drugiej pechowiec. Anglię podbił w wieku 17 lat, ale we Francji przegrał z kontuzją. Aktualnie Szczęsny jest jednakże najbardziej stabilny (Włosi finalnie nie dali mu odejść). AS Roma zajmuje trzecie miejsce w Serie A. Natomiast Swansea z Łukaszem Fabiańskim w tym sezonie może spaść nawet do drugiej ligi. Wydaje się, że tym razem Nawałka nie ma wyjścia i na Stadionie Narodowym z powrotem zobaczymy Szczęsnego.
Czy Wojciech Szczęsny stanie między słupkami na Stadionie Narodowym?
7. Gdy Piotr Zieliński (SSC Napoli) zakłada biało-czerwony trykot to nie wie jak się nazywa, a co dopiero mowa o tym, żeby wziął na siebie odpowiedzialność playmakera. Problem leży ewidentnie w głowie, a nie w nogach. Zielu przez samych Włochów jest uznawany za wirtuoza, ale Nawałka ewidentnie nie ufa Zielińskiemu tak jak Kapustce, czy Mączyńskiemu i tu właśnie zaczynają się schody. Piotrek nie jest tak silny mentalnie jak Kuba Błaszczykowski i własnie dlatego na Euro był utrapieniem. Grał bardzo nerwowo i tym samym robił dużo strat. Jedno jest pewne polska reprezentacja potrzebuje Zielińskiego na pełnych obrotach. A czy pomocnik Napoli faktycznie przyda się w tych eliminacjach, to już zależy tylko i wyłącznie od Adama Nawałki.Niestety remis z Kazachstanem na to nie wskazuje.
To co się stało w Kazachstanie to się już nie odstanie. Oby w Warszawie było zwycięstwo!
Tak naprawdę to jesteśmy pod ścianą. Każde, choćby najmniejsze potknięcie może nas na amen wyeliminować z mundialu. Tym samym w meczu z Danią, a już na pewno w starciu z Ormianami nie spodziewałabym się porywającego widowiska. Nas interesuje 6 punktów i jesteśmy w stanie je zdobyć pod dwoma warunkami. Musimy być skuteczni i na maksa agresywni w obronie. W innym wypadku możemy już teraz wysłać telegram do Putina, że za rok jednak nie przyjeżdżamy. Nie to, że nie wierzę w naszą reprezentację, bo wierzę i to z całych sił. Poza tym Trójkątowi Dortmundzkiemu mistrzostwa świata się po prostu należą. Po Euro niczym odrzutowiec najlepszej klasy pozostawiliśmy po sobie godną podziwu smugę kondensacyjną , więc nie pozwólmy żeby znikła.
Jakieś dziwne te Igrzyska były w tym całym Rio de Janeiro, jakoś mało radości i mało medali. Za to dużo pecha, błędnych decyzji sędziowskich i co najgorsze obezwładniającej niemocy. To było naprawdę zaraźliwe. Niefart zaczął się klasycznie od Radwańskiej, a zakończył na piłkarzach ręcznych. Co więcej już na dzień dobry pojawiła się dyskwalifikacja za doping i to nie byle dla kogo, bo dla mistrza olimpijskiego z Londynu. Jednym było wstyd, innym nie wstyd. Adrian Zieliński mówi, że jest niewinny, a próbki mówiły co innego. I nie wiem sama w co mam wierzyć.
238 polskich sportowców pojechało do Rio de Janeiro na Letnie IO
No niby 11 krążków to najlepszy wynik Polaków w XXI wieku, jednak szału nie było. Bo na przykład taki sobie Azerbejdżan wywalczył w sumie 18 medali, a reprezentanci USA łącznie 121 razy stawali na podium. Nie chodzi nawet o to, że zawiedli pewniacy. To jest tylko sport, ale była to aż Olimpiada. A ja ducha sportu nie poczułam. I wcale nie chodzi o to, że z transmisjami z Rio łączył mnie jedynie telewizor, chodzi o brak emocji. Czuję się głuchoniema. W życiu i sporcie piękne sa tylko chwile. A ile ich było w Rio? Zaraz to wyliczę.
1. Anita Włodarczyk i nie mam pytań
Anita Włodarczyk jechała na Igrzyska jako główna faworytka i wyjechała jako złota medalistka z rekordem świata. Ha, w sumie gdyby rzucała za Pawła Fajdka, to pewnie też byłby medal! Anita w Brazylii posyłała młot o ponad 10 metrów dalej (dokładnie o 10.29) od Fajdka. No strong women pełną gębą. Brawa należą się także Wojciechowi Nowickiemu za trzecie miejsce.Wojtek rzucił młotem na odległość 77.64 i obronił tym samym honor polskich młociarzy. A Paweł, no cóż? Mistrz świata i Europy po prostu oddał jeden słaby rzut, a dwa pozostałe spalił. Tak czasem jest, trzeba umieć i przegrywać.
Anita Włodarczyk złota medalistka IO z Rio jest zawodniczką Skry Warszawa. Jak się ma prawdziwy talent, to nawet w koszmarnych warunkach treningowych można osiągnąć wielki sukces.
Idąc dalej tym samym tropem; Piotr Małachowski może i cieszy się z medalu, ale na pewno nie cieszy go kolor srebrny. Złoto znowu zabrał mu Niemiec, w dodatku o tym samym nazwisku. Znowu ten Harting. Tym razem nie Robert (on odpadł w kwalifikacjach), ale o sześć lat młodszy Christoph. Jednakże prawdziwego mistrza poznaje się przede wszystkim po tym, co prezentuje własną osobą zwłaszcza poza stadionem. A co zrobił Christoph Harting podczas dekoracji zniesmaczyło kibiców na całym świecie. 25 letni atleta nie dorósł do roli mistrza, mimo tego, że posłał dysk o 68 cm dalej niż Małachowski.W czasie hymnu gwizdał i gestykulował w sposób mało przyzwoity jak na olimpijczyka przystało, czym sprawiał wrażenie osoby chorej na umyśle. Na szczęście w przeciwieństwie do niemieckiego sportowca, dyskobol z nad Wisły ma nie tylko sportową klasę, ale i dobre serce. Srebro z Rio szybko poszło pod młotek, by uratować zdrowie chłopca chorego na raka.
Paweł Fajdek przeprasza i przeprosiny przyjęte. Niewielu ma taką odwagę, by stanąć prawdzie w oczy przed samym sobą, a co dopiero przed całą Polską. Dlatego szacun Paweł!
Jedni kończą, drudzy zaczynają
Dwukrotny Mistrz Olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski (35 lat) w Rio był 6. i tym samym godnie zakończył karierę sportową. 20-letnia Maria Andrejczyk w Brazylii rzucała oszczepem na tyle dobrze, że była czwarta. Do medalu zabrakło zaledwie 2 cm! Lecz jak nie zabraknie jej determinacji i ikry w dalszych poczynaniach to jestem pewna, że za cztery lata w Tokio, będzie miała złoto.
Czasami trzeba dać się ponieść emocjom. Fajnie, że dziewczyna nie waży słów i mówi to, co na prawdę leży jej na sercu. To są właśnie prawdziwe emocje!
2. Dziewczyny lubią brąz, ale wolą złoto
Wioślarska żeńska czwórka podwójna i kajakarki w finale dwójek w Rio zdobyły dla Polski brązowy medal. Do tego srebro w wyścigu na 200 m wywalczyła Marta Walczykiewicz. Marta ma nazwisko adekwatne do charakteru i choć uległa Nowozelandce, to i tak jest wielka. Polska kajakarka przed startem imprezy nie była nawet wymieniana w najlepszej ósemce. A kto by pomyślał, że podopieczne trenera Marcina Witkowskiego sięgną po złoto? Co prawda z Polkami liczą się na świecie od lat, ale zawodniczki startujące w Brazylii, to dopiero co upieczony duet. Nowe połączenie okazało się na szczęście złotym środkiem.
Panie z Brazylii przywiozły w sumie 7 krążków, a Panowie 4. A niby mówią, że kobiety to słaba płeć, a jednak w Rio okazała się mocniejsza!
Natalia Madaj (po lewej) i Magdalena Fularczyk-Kozłowska (po prawej) zdobyły złoty medal IO w Rio de Janeiro w wioślarskiej dwójce podwójnej
3. 1500 m zabrakło, by Rafał uniósł się nad ziemię
Michał Kwiatkowski wybierał się na olimpiadę jak sójka za morze i wcale mu się nie dziwię, bo w mistrzowskiej w formie, to w tym roku na pewno nie był. Aktualnie w polskiej ekipie najmocniejszy jest Rafał Majka, tym samym trzeba było postawić wszystko na niego.W wyścigu ze startu wspólnego nasi kolarze ścigali się z myślą o medalu wyłącznie dla jednego i wedle muszkieterskiej idei biało-czerwony tercet równo zasuwała od startu do mety, całe 237,5 km. Fajnie, że "Kwiato", Maciek Bodnar i Michał Gołaś schowali swoje ego głęboko do kieszeni, bo dzięki temu zdobyliśmy pierwszy krążek w Rio. Majka pojechał na brąz i super. Ach... Gdyby finisz był bliższy o 1500 metrów, to cieszylibyśmy się z historycznego mistrzostwa olimpijskiego cyklistów. A tak niestety, choć Rafał dał z siebie wszystko to i dał się wyprzedzić. Belg Van Avermaet i Duńczyk Jakob Fuglsang uzyskali czas o 5 s lepszy od Polaka (6:10:10).
W kupie siła! Polscy kolarze w komplecie
4. Między wódką, a zakąską
Gdy Polska gra z Iranem, to pod siatką zawsze zgrzyta i w Rio nie mogło być inaczej. Podopieczni Stefana Antigi jak zwykle uraczyli nas wszystkich horrorem przeplatanym geniuszem i serią niewymuszonych błędów, a Persowie jak zwykle mieli trudności z akceptacją porażki. Summa summarum dobrze spisaliśmy się w fazie grupowej (II miejsce w grupie B). Nic więc dziwnego, że dałam się ponieść euforii i oczami wyobraźni wybierałam już kolor olimpijskiego krążka. Ale się zagolopowałam, bo było jeszcze losowanie przeciwnika w ćwierćfinale... A los na drodze do finału postawił nam rywala najgorszego z najgorszych, podarował nam Amerykanów, którzy świetnie serwują, znakomicie bronią w polu i bardzo dobrze blokują. Jednym słowem USA jest mocne tam gdzie my musimy być mocniejsi. To, że z zawodnikami Johna Sperawa po prostu nie lubimy grać to jedna sprawa, lecz ostatecznie to sędziowie pomogli spakować nam walizki. Kilka piłek na korzyść siatkarzy zza oceanu w końcówce każdego z setów i tym samym przegrana Biało-Czerwonych w ćwierćfinale stała się faktem. 3:0, no wieczna martyrologia polskiego sportu. a no kurwa tak. Po chuj arbiter wpierdala się między wódkę a zakąskę? Niepotrzebnie pytam, bo odpowiedź znam, a odpowiem nader eufemistycznie: mało kto nas darzy sympatią na tym pięknym świecie. W Rio byli równi i równiejsi i byli Polacy.
Polscy siatkarze za szybko pożegnali się z Olimpiadą, ale jeśli nie wzmocnimy Plus Ligi, to za cztery lata w ogóle nie będzie potrzeby włączania odbiornika, bo nas w Tokio po prostu nie będzie.
Damian Zieliński (6 miejsce) powinien przywieść z Brazylii medal. Kiereini to faktycznie rowerowa loteria na torze, bo nigdy nie wiadomo komu będzie sprzyjał niemiecki sędzia. Idąc dalej tym samym tropem może i Amerykanie nawet bez pomocy z góry i tak skopali by nam tyłki, ale tego się już nie dowiemy. Naprawdę jest mi smutno, że dzisiejszy sport jest tak bardzo spaczony. Z drugiej strony trzeba otwarcie przyznać, że jeśli serwujesz niczym sztubak, blok kuleje jak stopa cukrzyka, a gra obronna wyschła jak Wisła, to o olimpijskim podium nawet nie ma co marzyć. No cóż potrzebna jest zmiana. Potrzebna jest mocniejsza liga (co najmniej 10 klasowych klubów), w której najbardziej uprzywilejowana będzie nasza rodzima młodzież. Do tego PZPS musi zatrudnić na tyle dobrego psychologa, by polska drużyna narodowa była tak silna mentalnie jak serwis Zajcewa.
5. Bo mi się chciało
Polska Reprezentacja w piłce ręcznej zajęła w Rio najgorsze miejsce. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa byli czwarci. Najpierw była sportowa złość, potem łzy. Tak to już jest kiedy grasz na całego i walczysz do upadłego, a na końcu przegrywasz jedną bramką finał Igrzysk Olimpijskich.
Takich rzeczy się nie zapomina. Michał Daszek w cudowny sposób doprowadził do dogrywki w walce o finał Igrzysk Olimpijskich
Ja już się nawet przyzwyczaiłam, że w piłce ręcznej nie ma co liczyć na sprawiedliwość ze strony sędziów. Ale niebotycznie wkurwiało mnie to, ze Czesi w najważniejszych momentach gwizdali na korzyść Duńczyków, a dwa dni wcześniej jeszcze mocniej wspierali Chorwatów. Czasami naprawdę tracę wiarę w sens zawodów sportowych. Po cholerę rozgrywać turnieje? Szkoda zdrowia i nerwów.
Na domiar złego Michał Jurecki doznał kontuzji w meczu z Egiptem. Dzidzia w Brazylii rozegrał zaledwie trzy spotkania, a wiadomo ile znaczy w polskiej kadrze. Michał jest po prostu bezcenny i dlatego tym bardziej trzeba docenić, to że doszliśmy aż do półfinału. Ponadto jestem przekonana, że Dania bez Mikkela Hansena nie wyszłaby nawet z grupy. Ani mnie ani naszych herosów nie pociesza jednakże fakt, że przegraliśmy z mistrzami olimpijskimi. Dlaczego? Bo wcale nie byliśmy gorsi, powiem więcej, to my byliśmy lepsi. Naszym chłopakom po prostu się chciało, z resztą im zawsze się chce. Nie ma, że boli, bo na to jest przecież ketonal. Jak to mówi "Chrapek" dwa ketonale i do przodu!
To się nazywa trener. Radość a'la Tałant Dujszebajew, czyli Polska w półfinale IO.
Tałant Dujszebajew stracił głos podczas zmagań w Brazylii, lecz nie starci posady. Wyjątkowy talent trenerski w połączeniu z pełną aprobatą ze strony całej drużyny pozwolił polskiej reprezentacji włączyć się w walkę o medale. Może i Tałant jest z Kirgistanu, ale serce ma biało-czerwone. Selekcjoner Vive najpierw robił co mógł, a później to do czego zmusiły go niesprzyjające okoliczności. Uraz Michała Jureckiego (po powrocie z Brazylii okazało się, że Dzidzię czeka co najmniej 2 miesięczna absencja) wymusił na Dujszebajewie roszady w podstawowym składzie. Było tylko jedno wyjście: Mariusz Jurkiewicz. Jurkiewicz blisko rok zmagał się z kontuzjami, a na olimpiadę pojechał jako drugi rezerwowy. Jednakże w polskiej ekipie formalne nazewnictwo nie ogranicza się li tylko do nazwy. Liczy się jeszcze chart ducha. Kaczka może i nie błyszczał w ataku tak jak w Katarze, za to świetnie dyrygował linią obronną. Co jak co, ale Polacy charakter mają niezłomny. W całej historii sportu nie było bowiem takiego Karola Wielkiego, który z jednym okiem bombardował by bramkę na tyle celnie, by zostać królem strzelców IO. Karol Bilecki jest wprost unikatowy. Sport zabrał mu tak dużo, a jednocześnie daje mu tak dużo. To co Karol prezentuje własną osobą jest po prostu piękne.
Karol Bielecki w roli Chorążego w Rio de Janeiro
Walkę o brąz przegraliśmy z młodymi i bardziej wypoczętymi (nasi zachodni sąsiedzi odpoczywali po półfinale o 5 godzin więcej) Niemcami. Ale tak jak powiedział Piotr Wyszomirski: tak naprawdę to, my mieliśmy tylko jedną szansę na medal. Decydujące było spotkanie z drużyną Gudmundura Gudmundssona. Z drugiej strony musimy być świadomi tego, że złota era polskiej piłki powoli dobiega końca. Po Igrzyskach w Rio karierę zakończył najlepszy obrotowy świata. Bartosz Jurecki to żywa ikona handbala, a prosto za nim czwórkami pójdą Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Michał Jurecki, Mariusz Jurkiewicz, Krzysztof Lijewski, Mateusz Jachlewski, Adam Wiśniewski. Więc doceniajmy to co mamy teraz, bo taka druga dekada może się nam trafić dopiero za sto lat.
6. Co za Babochłop!?
Od lat biegi sprinterskie wzbudzają u mnie niesmak, a szczególnie te w damskim wykonaniu. W ogóle rzadko piszę o paniach, ale to chyba zrozumiałe. Po prostu sama jestem kobietą i dlatego też bardziej skupiam swoją uwagę na panach. Jednakże występ Joanny Jóźwik doceniam i to bardzo. Jóźwik w Rio w biegu na 800 metrów była piąta, ale druga wśród kobiet.Wygrał chłop z RPA.
To zdjęcie mówi samo za siebie. Po lewej Joanna Jóźwik, po prawej Caster z żoną.
Caster Semenya ma w sobie więcej testosteronu niż niejeden mężczyzna. Ba, Caster ma nawet żonę i moim zdaniem MKOL powinien w końcu zajrzeć jej w majtki i wtedy okaże się czy to ona czy raczej on. Tak dalej po prostu być nie może. Teraz to właśnie białe jest ble. Drugie miejsce w Brazylii zajęła reprezentantka Burundi, trzecia była Kenijka. Ogólnie rzecz biorąc podium było całe czarne i zmutowane. Płeć żeńska nie ma prostu szans z monstrum na koksie.Tym samym zgadzam się z Jóźwik -srebro należy się Polce. Asia uzyskała świetny czas 1.57,37, co więcej jest to najlepszy wynik Europejki od 5 lat na IO.
7. Nie martw się na zapas!
Brąz Moniki Michalik w zapasach pokazuje jak na dłoni, że nie wolno martwić się na zapas. Trzeba wstawać i walczyć do końca. Monika wróciła z dalekiej podróży, dzięki temu, że rękę podała jej pierwsza rywalka, z którą zmierzyła się w Rio i z którą de facto przegrała. Jak to możliwe? Japonka awansowała do finału i tym samym umożliwiła Polce walkę w repasażach. No i finalnie Monika zdobyła trzecie miejsce, a Azjatka pierwsze, także sprawiedliwości stało się za dość. Co więcej Michalik miała szansę na brąz już cztery lata. W Londynie lepsza okazała się jednak reprezentantka Rosji. W Brazylii Polka ponownie trafiła na Rosjankę i tym razem, to nasza rodaczka stanęła na podium.
Monika Michalik brązowa medalistka IO w Rio de Janeiro w zapasach w kategorii do 63 kg.
Jak walczysz do końca, to prędzej czy później będziesz się tak cieszyć!
W Rio od początku zmagań pięcioboistek prowadziła Oktawia Nowacka i była to ogromna niespodzianka. Polka status liderki straciła dopiero w przedostatniej rundzie (strzelanie) i finalnie stanęła na najniższym stopniu podium. Brąz to jednakże życiowy sukces Nowackiej i tym samym zawodniczka zasługuje na najwyższe wyrazy uznania. Zrobić najlepszy wynik na Igrzyskach Olimpijskich to jest dopiero sztuka.
Może i w tym Rio nie było aż tak źle. A to, że mogłoby być lepiej to już inna sprawa. Ale tak sobie myślę, że to nie prawda, że najważniejszy w Igrzyskach jest sam udział. Bo co to za sportowiec, który nie ma pojęcia jak smakuje zwycięstwo.
Euro, Euro i po Euro... Piłka nożna jest bezapelacyjnie fenomenem. W naszych europejskich głowach już od dziecka mamy zakodowane, że futbolowy championat to sportowe apogeum. Futbol rządził, rządzi i będzie rządził na starym kontynencie i nic nie jest w stanie zmienić hierarchii.
Poziom reprezentacyjny wyznacza prestiż całemu państwu. Piłkarze grają o zwycięstwo, a kibice pragną wygranej. Obopólna symbioza sportowcom gwarantuje sławę i wielkie, ba dużo za duże pieniądze. Fani natomiast zyskują "międzynarodową" pewność siebie. Podział może i trochę niesprawiedliwy, ale to w końcu piłkarze zapierdalają na boisku.
Bardzo wymowna reakcja Thomasa Mullera na formę Pazdana i Jędzy.
Dlaczego cała Polska oszalała po historycznym zwycięstwie nad Niemcami? Bo 11 listopada odzyskaliśmy niepodległość, a 11 października wiarę w polską piłkę nożną.
Z mistrzostw Europy wróciliśmy po meczu ćwierćfinałowym z Portugalią. Ekipa Nawałki nie celebrowała jednakże powrotu do kraju jak Islandczycy, czy później drużyna Chrisa Colemana. Co więcej na warszawskim lotnisku uśmiechał się tylko prezes PZPN. Honorowe mistrzostwo Europy nie satysfakcjonuje ani mnie, ani naszych graczy. Sukcesem byłby dopiero medal, a złoto... A złoto sportową ekstazą wszech czasów!
No szał ciał! Kocham piłkę, niektórych piłkarzy uwielbiam, ale jeszcze nigdy nie zareagowałam i nie zareaguje tak jak kibice na lotnisku. którzy witali kadrę Nawałki. Co innego radość po strzelonej bramce, co innego reakcja na to, że widzę piłkarza na żywo.
Lato, Ach to Ty!
Lato odszedł i zostawił Polskę na 78. lokacie.To nie jest temat rzeka, to temat śmierdzące bagno. Lecz abstrahując już od rządów pana Grzegorza, przejdę do sedna, a mianowicie do FIFA. Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej od 23 lat nalicza punkty wszystkim nacjom, a ja ciągle zastanawiam się nad poprawnością notowania. Tym razem - najnowszy bilans z 14.07, przynajmniej potwierdził się awans Polski (16 miejsce), ale jakim cudem Francuzi (10 lokata) przesunęli się w górę aż o siedem pozycji...No za co? Antoine Greizmann rozegrał w prawdzie 70 spotkań w tym roku, ale bez przesady.
Po Euro 2016 Polska jet oficjalnie 16. drużyną na świecie.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Mimo wszystko uważam, że francuski turniej był piękny. Po pierwsze Adam Nawałka w trzy lata zapewnił nam awans o 60 miejsc w rankingu FIFA, po drugie europejska piłka ewoluowała w stronę monolitu mentalnego. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! To polskie, islandzkie oraz walijskie motto i jak było widać opłaciło się na trójkolorowej murawie. Co więcej tiki taka nie jest już twierdzą szyfrów, a Niemców wykiwał włoski sędzia. No i autentycznie przez miesiąc futbol triumfował nad terroryzmem.W prawdzie 29 czerwca nie dostałam upragnionego prezentu urodzinowego, bo w Marsylii więcej szczęścia niż serca miała Portugalia z autokratą Christiano Ronaldo na czele, to i tak jestem dumna z tych chłopaków! No cóż futbol bywa okrutnie paradoksalny.Jednakże nawet ja nie ośmielę się krytykować bossa Nawałki. Miał rację, że uparcie wystawiał w pierwszym składzie Krzyśka Mączyńskiego (choć przekonał mnie dopiero mecz przeciwko skłóconemu zespołowi Michajło Fomenki). Do tego kompletną bzdurą jest to, że Polska grała asekuracyjnie. Jak wpadnie 1:0, to cieszymy się i gramy na utrzymanie!? Kurwa jeśli ktoś miał taką wizję, to niech lepiej zmieni dilera. Chociaż faktycznie w końcówce meczu z drużyną Fernando Santosa mogliśmy włączyć piąty bieg. A Fabiana w rzutach karnych powinien zastąpić Artur Boruc. Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem. Jesteśmy piłkarsko 16 siłą w Europie i mamy przecież wyższe aspiracje. Nawet perfekcjonista czytaj: Adam Nawałka uczy się na błędach i jetem pewna, że już teraz rozpracowuje Kazachstan oraz Duńczyków. A to, że dostał podwyżkę (80 tys. razy 2) to mnie w ogóle nie boli. W końcu 160 tys. miesięcznie zarabiał Waldemar Fornalik, którego ewidentnie przerosła i funkcja i odpowiedzialność. A Michał Listkiewicz w 2006 roku skusił 64-letniego wówczas Holendra (Leo Beenhakker) 300 tys. zł.
Wstawaj i walcz!
Mówią, że szczęście sprzyja lepszym, ale 30.06 na Stade Velodrome fortuna uśmiechnęła się do Portugalii. Ja tam nigdy nie liczę na przychylność gwiazd. Ja biorę los w soje ręce, wstaje i walczę dalej. Takie jest życie, taki jest sport. Dlatego też z równowagi wyprowadzają mnie stwierdzenia kibiców od święta: "aaa bo to o wszystkim tak naprawdę decyduje szczęście". Nosz kurwa mać! Z pustego to i Salomon nie naleje. Robert Lewandowski nie urodził się przecież w korkach, musiał sam na wszystko zapracować i w pełnił zasłużył na to gdzie teraz aktualnie jest. To co na Euro 2008 we Wrocławiu też zabrakło nam szczęścia?! Za Franza to mieliśmy gołych i niewesołych piłkarzy. Nie było drużyny. A na szczęście to właśnie trzeba i zapracować i zasłużyć.
Ja się naprawdę cieszę, że Polska oszalała na tle piłki nożnej. To naprawdę super, że od morza po Tatry każde polskie dziecko wie kim jest Robert Lewandowski (Robert jest wprost wszechobecny, w końcu reklamy też swoje robią).
Kibicujmy, wspierajmy i wierzmy w naszych sportowców!
Jadąc jednym z warszawskim tramwajów byłam świadkiem ożywionej dyskusji na temat meczu Polska-Portugalia. Było to scena tym bardziej ciekawa, iż poglądami wymieniały się między sobą dwie dziarskie babcie. Obydwie panie były wprost oburzone tym, że portugalski bramkarz przekroczył przepisy i obydwie zgodnie twierdziły, iż było to aż nadto widoczne (chociaż ja dopiero na zbliżeniu podczas powtórki zauważyłam błąd Rui Patricio). No cóż, okazuje się, że polskie babcie mają sokoli wzrok i są najlepiej poinformowane - Panie szykowały się bowiem na powtórny ćwierćfinał. W końcu wszyscy jesteśmy drużyną narodową!
Robert Lewandowski został uznany najlepszym sportowcem 2015 roku. Nagroda Plebiscytu Przeglądu Sportowego dla najlepszego polskiego sportowca roku przyznawana jest od 90 lat. W całej historii tylko dwa razy tego wyśmienitego zaszczytu dostąpił piłkarz (w 2015 roku Robert Lewandowski i 1982 roku Zbigniew Boniek).
Najlepiej uzbrojona bramka, to polska bramka
Łukasz Fabiański na 19 oddanych strzałów skapitulował tylko dwukrotnie. W tym po strzale życia Shaqiriego, zaś za drugim razem piłka wpadła między polskie słupki po rykoszecie. No i tym samym najpierw Szwajcaria cieszyła się po najpiękniejszej, aczkolwiek niezwykle fartownej bramce tych ME. Tymczasem los lubi grać w pokera i na szczęście Xhaka przestrzelił rzut karny. W tym przypadku fortuna słusznie zabrała to, co nie do końca sprawiedliwie ofiarowała wcześniej. Portugalii natomiast uśmiech losu nie opuścił nawet w finale.
Nie podlega dyskusji, iż bramkę mamy najlepiej uzbrojoną w całej Europie. Nikt inny nie dysponuje pięcioma bramkarzami klasy światowej, ale Fabian nie obronił żadnego strzału z jedenastu metrów. I największe pretensje Łukasz miał właśnie do siebie samego. Słusznie? Nie, ale fakt faktem w karnych na golkipera liczy się najbardziej. A jedenastka, to raczej cymes Boruca albo Szczęsnego. No i dlatego też był żal, a ja to już w ogóle zalałam się łzami. A tak na marginesie, to bardzo nie lubię, gdy facet się marze, ale łzy Fabiańskiego były chyba potrzebne nam wszystkim.
Na Stade Velodrome Fabiana pocieszali jego najgroźniejsi rywale; nie wróć, raczej serdeczni kumple występujący na tej samej pozycji. Jeśli taka atmosfera utrzyma się w naszej reprezentacji, a głęboko wierzę, że tak będzie, to za dwa lata w Rosji naprawdę będzie się działo! No tak aura aurą, ale i skład powinien się jeszcze troszkę wzmocnić, a przynajmniej trzon musi pozostać ten sam. Mam nadzieję, że Kuba (to samo tyczy się Lewandowskiego, Krychowiaka, Piszczka, Jędrzejczyka, Pazdana, Glika, Grosickiego, Milika no i Szczęsnego) wytrwa do przyszłych mistrzostw świata. Jak to się mogło stać?
Jak to się mogło stać? Piłkarzowi o tak wielkim sercu zabrakło szczęścia w tak ważnym momencie. Kuba to Robinhood wśród piłkarzy (ale żeby nie było, wydaje tylko i wyłącznie z własnej kieszeni). Przeżył tyle złego, a wciąż robi tyle dobrego i to bez rozgłosu. Kontuzja, nowa wizja Tuchela, kolejny uraz, ławka w Fiorentinie. I co? I Błaszczykowski poprowadził Biało-Czerwonych do ćwierćfinału! Dlatego też to, co spotkało Kubę w Marsylii było naprawdę szalenie niesprawiedliwie... Tym samym trudno doszukiwać się pozytywnych aspektów (szczególnie, że za linię bramkową wylazł portugalski bramkarz i według przepisów rzut karny powinien zostać powtórzony).To wszystko, to już jednak historia. Ale zero hejtu mówi więcej niż wszystkie słowa pocieszenia (włącznie z tymi od prezydenta Andrzeja Dudy).
Zawsze powtarzałam, że na pierwszym miejscu u kibiców jest Jakub Błaszczykowski.To właśnie imię i nazwisko chłopka z Truskolasów jest najczęściej skandowane na nadwiślańskich boiskach. Dlaczego? Reprezentacja Polski jest dla Kuby najważniejsza i widać, to w jego grze i w każdym pozastadionowym geście. Po prostu Błaszczykowski ma nad głową biało-czerwoną aureolę i fani dostrzegli to swoimi patriotycznymi oczami. Co więcej tak jak zawsze wątpiłam w Mączyńskiego, tak ani na chwilę nie przestałam wierzyć w Kubę. A Grzegorz Lato, jak dosięgnie to niech pocałuje się w dupę. Proroctwo byłego prezesa PZPN w kontekście występu Błaszczykowskiego na Euro we Francji było tyle warte co jego kadencja, jednym słowem gówno warte.
Kibice przed domem Jakuba Błaszczykowskiego
Takie powitanie zarezerwowane jest tylko dla prawdziwych bohaterów. Co tu dużo mówić Kuba to żywa legenda piłki nożnej. Polska nie tylko piłką stoi
Futbol ma po prostu to coś co sprawia, że urzeka. Ale Polska nie tylko piłką nożną stoi. Otóż tegoroczne mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce zdominowali właśnie Polacy! Między 6 a 10 lipca zdobyliśmy 12 medali (6 złotych, 5 srebrnych i 1 brąz). Amsterdam okazał się polskim miastem szczęścia, bowiem po raz pierwszy w historii zawodów rangi międzynarodowej Biało-Czerwoni wygrali klasyfikację generalną. A to, że IAAF wykluczyła nafaszerowanych dopingiem Rosjan, to wcale nie oznacza, że w Holandii medale rosły na drzewach. Co więcej w imprezie wzięła udział rekordowa liczba sportowców (1469 osób). Wydaje się, że WADA (skrót światowej organizacji walki z dopingiem w języku polskim brzmi dość pejoratywnie) w końcu wzięła się do roboty, bo Sbornej nie będzie również w Rio de Janeiro. No a my do Brazylii jedziemy i to całą zgrają. Największe nadzieje na olimpijskie złoto pokładane są w ekipie z Amsterdamu, szczypiornistach i siatkarzach. No i słusznie!
Olimpiada zbliża się już wielkimi krokami (5-21.08), a ja nie zdążyłam ochłonąć jeszcze po Euro i Amsterdamie.
Francja vs Portugalia. W życiu nie spodziewałam się takiego scenariusza. Rozum przewidywał w finale Niemców, a serce było biało-czerwone. No i faktycznie mogłoby, ba powinno być tak pięknie... Z subiektywnego i obiektywnego punktu widzenia to, ani Francuzi ani Portugalczycy nie zasłużyli sobie na grę w finale. Zatem 10 lipca w Saint-Dennis odbędzie się występ nieproszonych aktorów."Cristiano i reszta" od początku pobytu we Francji jadą na ogromnym farcie, a gospodarzom podał rękę Nicola Rizzoli. No cóż? Taki jest sport, taka jest piłka nożna.
Fernando Santos wcale nie stworzył drużyny mistrzowskiej.Portugalia na tym turnieju wygrała tylko raz, z Walią w Lyonie. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż w portugalskiej szatni każdy sobie rzepkę skrobie. Co więcej taktyka Santosa oparta głównie na grze defensywnej eufemistycznie mówiąc: nie przyciąga wzroku. Jednakże "brzydka" Portugalia jest obecnie na ustach całego piłkarskiego świata, bo to właśnie piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego wystąpią w finale mistrzostw Europy. O tym wszystkim zadecydował fenomen Cristiano Ronaldo, który nawet bez formy potrafi sam wygrywać mecze. Gdyby nie CR7, to Portugalczycy już od trzech tygodni oglądaliby Euro jedynie przed ekranem telewizora.Węgry, Austria, Islandia (Grupa F).Trudno było wylosować lepiej, a mimo to podopieczni Santosa do 1/16 awansowali w ostatniej chwili, z trzeciego miejsca dzięki remisowi z
Węgrami (3:3).
Fotografię powyżej dedykuję wszystkim pseudodziennikarzom wypisujący niepohamowane bzdury o rzekomym konflikcie na linii Kuba-Robert oraz tym, którzy kibicowali w walce o półfinał Portugalii. Powiem tak: Kuba na barkach Roberta Lewandowskiego celebrujący gola w ćwierćfinale Euro- BEZCENNE. Jezu, nie śmiałabym nawet o tym marzyć! A jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to niech obejrzy sobie reakcję Kuby po arcybrutalnym faulu na Lewym w spotkaniu ze Szwajcarią (56 minuta). Zresztą co tu dużo mówić, pseudopatrioci nie mają ani wstydu ani honoru ani własnej reprezentacji...
Polacy we Francji ani razu nie przegrali. Co więcej podczas całych mistrzostw straciliśmy tylko dwie bramki- Shaqiri miał strzał życia, a Santos trafił tylko i wyłącznie dzięki rykoszetowi.
Więcej szczęścia, niż serca...
Mówią, że szczęście sprzyja lepszym, ale w przypadku Portugalczyków nie mogę się z tym zgodzić.
W ćwierćfinale, to my byliśmy górą piłkarsko, taktycznie i mentalnie. Po prostu byliśmy lepsi pod każdym względem. Polska w Marsylii przypominała stylem gry Brazylię, tą Brazylię za najlepszych lat. Boże, jak cudownie było na to patrzeć! Już w drugiej minucie popłakałam się ze szczęścia, niestety płakałam ponownie po 120 minutach gry, tym razem z braku szczęścia. Do Kuby nie mam żadnych pretensji. Powiem krótko "Nie rusz Kuby, bo zginiesz!" i tyle w tym temacie.
Portugalczycy zapunktowali jedynie tym, że Pepe poskromił swoje chamskie zapędy i to, że przeanalizowali nas na tyle dokładnie, że po 90 minutach również wyciągnęli maty.
Inna sprawa, że sędziowie na francuskim euro powinni w trybie natychmiastowym udać się do okulisty. Wykwalifikowany arbiter kasuje ogromne gaże za to,że zobowiązuje się w sposób bezstronny strzec boiskowej praworządności. Tak to powinno wyglądać w teorii, w praktyce sędzia dostaje kasę za wypaczanie wyników. Sorry, ale tak to widzę. Rui Patricio ewidentnie przekroczył białą linię, biegnącą wzdłuż bramki w momencie wykonywania rzutu karnego przez Jakuba Błaszczykowskiego. Felix Brycha tego jednak nie zauważył, pozostali dwaj sędziowie liniowi i dwaj sędziowie zabramkowi też nie zareagowali. Przyznaję, że i ja nie dostrzegłam tego, że portugalski bramkarz złamał przepisy, lecz to całkowicie zrozumiałe. Byłam w ekstazie i przede wszystkim oglądałam mecz z pozycji widza w strefie kibica. Mi było wolno, ale od czego jest do cholery sędzia? To przecież jego zasrany obowiązek! Dzisiejsza technika prosto w oczy udowadnia arbitrom ich błędne decyzje. Jest dowód to i powinna być kara. Jestem pewna, że gdyby UEFA wprowadziła system kar za błędne decyzje sędziowskie, które miały bezpośredni wpływ na wynik spotkania, to liczba pomyłek zmalałaby optymalnie.
Wygrała Francja, ale przegrał futbol
Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek doczekam się momentu, w którym wielkie piłkarskie mocarstwo niemieckie znajdzie się na oucie. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek będę życzyć zwycięstwa podopiecznym Joachima Loewa. Niemcy to przecież najgorszy futbolowy wróg Polski, ale to zaiste "swój wróg" na własnej krwi wyhodowany. Poza tym relacje polsko-niemieckie znaczącą odmienił Juergen Klopp tworząc polskie trio w Dortmundzie. Bastian Schweinsteinger, Mats Hummels i Marco Reus również dołożyli swoje. Ale w istocie, to już S-Kadra Engela rządziła na niemieckich stadionach. W rolach głównych występowali m.in. Tomasz Hajto, Tomasz Wałdoch (obaj Schalke Gelsenkirchen), Jacek Krzynówek (Bayer Leverkusen/FC Nurnberg),Tomasz Kłos (FC Kaiserslautern), Radosław Kałużny (Bayer Leverkusen/Energie Cottbus), Bartosz Karwan (Hertha Berlin), Artur Wichniarek (Hertha Berlin). Choć meczu na wodzie w 1974 oraz pięciu doliczonych minut na MŚ w 2006 roku i czerwonej kartki dla Radosława Kałużnego, nigdy nie wybaczę zarówno sędziom jak i Niemcom, to w istocie futbol wyparł negatywnie nacechowane stereotypy po obydwu stronach barykady. Nie ma już piłkarskiego muru między Polską a Niemcami i nie ma już nienawiści. Nasi zachodni sąsiedzi konsekwentnie (od 12 lat) kompletują swoją reprezentację na emigrantach, podobny system naboru obrali również Francuzi (skądinąd nie mieli innego wyjścia). Bliżej mi jednakże do podopiecznych Loewa. Po pierwsze wydają się bardziej europejscy, po drugie pod względem poglądowym tworzą jednolitą drużynę.
Od ponad dekady serce polskiego kibica ranią dwaj sławni volksdeutsche. Ale co z oczu to i z serca, a Łukasz Podolski przecież nie powąchał francuskiej murawy.
Bramka z rzutu karnego na minutę przed końcem pierwszej połowy bezapelacyjnie podcięła skrzydła mistrzom świata. Ręka Schweinsteigera w polu karnym była, ale nie było to zagranie celowe. W dodatku Patrice Evra po dośrodkowaniu z rzutu rożnego na pewno nie zdobyłby gola. Dopiero Antoine Griezmann dał prowadzenie Francuzom bezbłędnie wykonując strzał z jedenastu metrów. Napastnik Atletico Madryt wytrzymał presję i co więcej 22 minuty później ostatecznie ustalił wynik spotkania podwyższając rezultat na 2:0. Niemcy przeważali od pierwszej do ostatniej minuty, ale do Saint-Dennis nie pojadą. Zwyciężyła Francja, a nie sport...
Gospodarzom druga bramka przyszła o tyle łatwiej, iż z powodu nadmiernej ilości żółtych kartek pauzować musiał Mats Hummels oraz Mario Gomez, a kontuzjowany Jerome Boateng opuścił boisku już 61 minucie. Tyle szczęścia dla Les Blues i to w jednym meczu. Na samym farcie daleko się jednak nie zajedzie. Losowi trzeba dopomóc. Odsiecz prosto z Italii była namacalnym przykładem wypaczającym wynik. Rizzoli nie pozwolił, by wygrał duch rywalizacji. Myślę, że przychylność arbitra względem gospodarzy tłumaczy gloria niemieckich piłkarzy w Bordeaux. Z tym ,że kibica usprawiedliwia gorycz, ale sędziego już nie. Poza tym w pierwszej połowie w polu karnym Francuzów było i kopnięcie piłkarza składającego się do strzału i łapanie wpół. Moja interpretacja? Karny. Co więcej, Manuel Neuer był faulowany przy drugiej bramce. Rizzoli jednak wiedział na co przymknąć oko.
Basti robił co mógł, a w Niemczech został uznany za antybohatera
Futbol stanął na głowie- Niemcy odpadają, a Portugalia człapie dalej. Kto dziś będzie lepszy? W sumie wszystko mi jedno. Mam jednakże przeczucie, że o celebrycie Marku Clattenburgu będzie jeszcze naprawdę głośno. Anglik enigmatycznie sędziował polską batalię o ćwierćfinał. Clatteburg pozwolił "albańskim Szwajcarom" napierdalać Roberta Lewandowskiego. Brytyjczyk jedynie dwa razy upomniał podopiecznych Vladimira Petkovicia i to w dodatku nad wyraz niechętnie. A przecież Fabian Schar powinien wylecieć z boiska już w 56' minucie spotkania. Idąc dalej tym samym tropem, myślę, że po Euro nie tylko Laurent Kościelny będzie "na ty" z Francois Hollandem.
Plan minimum został wykonany, ale apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia. 1:0 dla Polski w meczu inauguracyjnym. Lepiej już być nie może? No właśnie zawsze mogłoby być lepiej. Najzręczniej drugie spotkanie Biało-Czerwonych podsumowuje bon mot internautów: Pazdan i Milik. To im zawdzięczamy remis z Niemcami.
Michał Pazdan nie pozwolił Niemcom dojść do pozycji strzeleckiej, a Arkadiusz Milik strzelał ślepakami w Neuera. W rezultacie 16.06 na Stade de France padł pierwszy remis na Euro w stosunku 0:0. Milik mógł wprowadzić Polskę i co za tym idzie własną osobę na salony światowej piłki. Niestety dwukrotnie felernie spudłował i tym samym nadal czekamy pod drzwiami. I nie ważne czy zapukamy, czy wkroczymy siłą- musimy w końcu przekroczyć próg!
Adam Nawałka drogi do Francji nie miał wysłanej różami. Najpierw z Hiszpanii przyszła niepokojąca informacja o kontuzji Grzegorza Krychowiaka. 120 minut w Pucharze Króla ważniejsze od Mistrzostw Europy? No i o mały włos "Krycha" nie skończył jak Marco Reus. Nowo namaszczony kapitan Borussii poświęcił zdrowie dla swojego klubu. Dramat Reusa jest tym bardziej dla niego bolesny, że BVB uległa w finale Pucharu Niemiec (po loteryjnych rzutach karnych 5:4) Bayernowi Monachium, a Marco doznał w tym spotkaniu urazu, który wykluczył go z gry na Euro 2016.Suma summarum choć Reusa dotknęła w istocie podwójna klątwa, to i tak na wiek wieków będzie on czczony w Dortmundzie, a Grzegorz zdążył się przecież w pełni wykurować do potyczki z Irlandczykami. W końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ale jest jedno "ale". Krycha nie mógł trenować na pełnych obrotach na zgrupowaniu w Bieszczadach, które miało ostatecznie scalić i ułożyć taktycznie polską kadrę. Nawałka wszem i wobec jest uważany za niepoprawnego detalistę, lecz paradoksalnie, to właśnie szczegóły mogą nas obedrzeć ze skóry. Stałe fragmenty gry były ćwiczone bez Krychowiaka i we Francji widać, to jak na dłoni. Do tego w wojowniczy charakter Grześka wkradło się pejoratywne gwiazdorstwo. Defensor w drugiej połowie meczu z Irlandią poczuł taką wyższość nad wyspiarzami, że aż dwukrotnie przyczynił się do dwóch start w środku pola. Na szczęście piłkarze Martina O'Neilla nie grają w piłkę tylko kopią no i tym samym Tomasz Iwan dostał wymarzony prezent na 45 urodziny.
I pomyśleć, że Tomek Iwan za czasów występów w PSV Eindhoven (1997-2000) został wybrany najbrzydszym piłkarzem ligi holenderskiej. Aktualnie 45-latek ewidentnie rozkwita u boku Adama Nawałki, pełniąc przy tym zaszczytną funkcję dyrektora reprezentacji Polski ds. organizacyjnych.
12 czerwca w Nicei pokonaliśmy Irlandię Północną 1:0. Ostatni raz tak dobrze wielki turniej rozpoczęliśmy w 1974 roku. Orły Górskiego na starcie pokonali Argentynę 3:2, a finalnie wywalczyli brąz na tych MŚ. Piłkarze Nawałki nie mogą się jednakże skupić się na czczych marzeniach, bo choć historia lubi się czasem powtarzać, to najpierw trzeba udowodnić potencjał na murawie. I muszę przyznać, że Bartosz Kapustka ma przyszłość i to świetlaną. 19-latek z Krakowa z konieczności zastąpił na lewym skrzydle powracającego po kontuzji Kamila Grosickiego. "Grosik" występ w sparingu przeciwko Litwinom okupił skręconym stawem skokowym.(Naszych sąsiadów ze wschodu musiał w końcu wymownie upomnieć Krychowiak, bo sędzia główny był nad wyraz pobłażliwy.)Nawałka jednakże nie spanikował. Gdyby nie było innego wyjścia, to skrzydłowy Stade Rennais najpewniej zameldowałby się na boisku w Nicei i to od pierwszej minuty. Selekcjoner postanowił jednak nie nadwyrężać zdrowia Grosickiego, tym samym wysyłał w bój ekstraklasowego młodzieżowca. Kapustka nie zmarnował szansy i pokazał całemu piłkarskiemu światu, że Polak potrafi. Nie zjadła go ani trema, ani kilka początkowo nieudanych zagrań i gdyby Bartek w 39' minucie uderzał mocniej na bramkę Michaela McGoverna, po zamieszeniu powstałym po zagraniu ręką Kyle Laffertego, to bez wątpienia zostałby wybrany MVP całego spotkania. Rzut karny był ewidentny, ale sędzia finalnie nie wskazał na "wapno". Co się odwlecze, to nie uciecze.
3 punkty w meczu inauguracyjnym po zmianie stron przypieczętował celny strzał Arkadiusza Milika (51' minuta). Piękną asystę w postaci dopieszczonego i jednocześnie zuchwałego podania na piąty metr zaliczył, nie kto inny jak Jakub Błaszczykowski, który razem z Piszczkiem tworzy jeden z najlepszych duetów na prawej stronie na europejskim mundialu.
Warto również dodać, że Kapustka w tak młodym wieku nigdy nie zaistniałby w polskiej reprezentacji, gdyby doświadczeni koledzy występujący na co dzień w topowych ligach zagranicznych traktowali go po macoszemu. Artur Jędrzejczyk nie miał pretensji do dziewiętnastolatka, kiedy ten zagrał na spalonego, po jego efektownym rajdzie. Kapustka jest równorzędnym elementem w układance Nawałki. Co więcej gdyby debiutanci z orzełkiem na piersi w hierarchii reprezentacyjnej pełnili prostacką funkcję chłopców do podawania piłek, to w ogóle by nas we Francji teraz nie było (6 bramek Arkadiusza Milika- 22 lata,w eliminacjach do Euro 2016). Kapustka nie jest wcale szybki jak turbokozak "Grosik" i momentami za bardzo ciągnie go do środka pola, ale nie ma kiełbie we łbie i na prawdę może coś osiągnąć. Bartek dostał również 10 minut w Paryżu. Na Stade de France polski ligowiec na własnej skórze przekonał się jak ciężko jest zastąpić serce polskiej reprezentacji. Błaszczykowski trzymał nie tylko atak na prawej stronie, ale przede wszystkim asekurował Łukasza Piszczka.
Arek Milik i Bartosz Kapustka
Naturalnym zmiennikiem dla Kuby miał być Paweł Wszołek, który jest za pan brat z "boiskową kurtuazją", bowiem na co dzień występuje w Serie A. Niestety chwila nieuwagi na treningu słono kosztowała pomocnika Hellasu Werona. Złamana ręka pozbawiła na nowo odrodzonego piłkarsko dwudziestoczterolatka biletu do Francji i tym samym mocno osłabiła polskie zaplecze. Kolejny wielki nieobecny to Maciej Rybus. Rybus jest uniwersalny i przede wszystkim był w życiowej formie (w 28 ligowych spotkaniach aż 8 razy wpisywał się listę strzelców i 3 razy asystował). Co tu dużo mówić polski Lahm był pewniakiem na lewej obronie, ale Nawałka go do Francji nie zabrał. Wszystko przez kontuzję barku, której "Ryba" nabawił się w ostatnim meczu w sezonie ligi rosyjskiej (89' minuta!) i jednocześnie w ostatnim popisie w zielonej koszulce Tereka Grozny. Nic dziwnego, że Maciek się popłakał, gdy usłyszał jednoznaczny wyrok: uraz obrąbka stawowego barku kwalifikuje się do zabiegu operacyjnego. Rybusa w składzie wyręczył prawonożny Artur Jędrzejczyk i trzeba przyznać, że jest to zastępstwo idealne. Jędza to wprost avatar Rybusa. Artur dwoi i troi się zarówno w ataku jak i obronie. Co więcej do europejskiego poziomu urosła również forma Michała Pazdana. Polska defensywa była nie do przejścia w starciu z Irlandią (od której de facto byliśmy o 3 klasy lepsi). Nasi reprezentanci naprawdę wznieśli się na sportowe wyżyny, a do tego są skłonni do heroicznych poświęceń np. wcześniej wspomniany Artur Jędrzejczyk zrezygnował z sowitej wypłaty (w tym z gigantycznych premii) w FK Krasnodar i wrócił na Ł3, bo wolał grać na Euro z orzełkiem na piersi. Jeśli Rolandów w biało-czerwonym trykocie będzie więcej, to może w końcu powstanie na naszą cześć pieśń nad pieśniami.
Gdzie Rybus nie może, tam Nawałka "Jędzę" pośle!
Gloria w pierwszym meczu była przysłowiową kropką nad "i", natomiast starcie z Niemcami miało wskazać nasze miejsce w europejskim szeregu. No i po meczu z mistrzami świata można śmiało stwierdzić, że nie ma takiej drużyny w Europie, z którą nie bylibyśmy w stanie walczyć jak równy z równym. Kibice, polskie media, prasa zagraniczna; wszyscy są zgodni, co do jednego Polacy zaprezentowali lepszy futbol od świty Joachima Loewa naszpikowanej nazwiskami rozpoznawalnymi na całym globie. W gruncie rzeczy przewaga naszych zachodnich sąsiadów była iluzyjna (posiadanie piłki-65%). Taktyka Nawałki polegała właśnie na arbitralnym oddaniu inicjatywy, tym samym zespół niemiecki długo utrzymywał się przy piłce, ale był w stanie przeprowadzić w sumie dwie składne akcje w ciągu 90 min. Biało-Czerwoni natomiast konsekwentnie i przede wszystkim długofalowo budowali finezyjne kontry. Co prawda Robert Lewandowski nie oddał ani jednego celnego strzału w światło bramki Manuela Neuera, ale za to napsuł wiele krwi wszystkim czterem niemieckim defensorom. Dodatkowo Lewy przekracza standardy. Najbardziej wysunięty napastnik i pierwszy obrońca, oto funkcjonalność godna kapitana. Strach w oczach Matsa Hummelsa mówił więcej, niż komentarz Mateusza Borka. Die Adler mają jednakże w swoim składzie Jerome Boatenga (według mnie aktualnie najlepszy obrońca świata), który wyczuł intencje Lewandowskiego i tym samym zablokował strzał najlepszego napastnika występującego na francuskich boiskach. No i między innymi dzięki Boatengowi; Ozil i spółka utrzymali zwycięski remis. A co do Milika, to na pewno nie podpisał z Niemcami paktu o nieagresji, ale trzeba przyznać, że dokonywał bardzo złych wyborów i to w kluczowym momentach. Snajper Ajaksu Amsterdam powinien dać prowadzenie Biało-Czerwonym już w 22 sekundzie drugiej odsłony. Arek na siłę jednakże szukał strzału głową, a w tej sytuacji w której się znalazł (doskonała centra Grosickiego) wystarczyło przyłożyć jedynie prawą lub lewą nogę. W 68. minucie Milik chciał co prawda użyć kończyny dolnej, lecz ponownie minął się z piłką. No i cóż? Niemcy przestali być dla nas nietykalni i to jest najważniejsze. A 16 czerwca, to najwidoczniej za wcześnie na polski dzień chwały w tym turnieju. Co więcej niekontrolowana euforia mogłaby destruktywnie wpłynąć na mentalność polskiej drużyny. Z drugiej strony Milik powinien mieć na swoim koncie 4 lub 5 bramek.22-letni napastnik ma ewidentny problem ze skutecznością, a bez goli to my nic nie ugramy... Na szczęście piłka lubi Milika, więc liczę na to, że w końcu się on odblokuje, a lepszej okazji niż z Ukrainą grającą o przysłowiową pietruszkę, na tych mistrzostwach już nie będzie.
Mychajło Fomenko nie potrafił zjednoczyć w monolit piłkarzy Dynama, Szachtaru i Dnipro. A Duet Jarmołenko i Konoplanka sam meczu nie wygra. Tym samym Adam Nawałka powinien dać szansę w potyczce z sbirną, Piotrowi Zielińskiemu. 22-letni pomocnik Udinese, to według mnie znacznie lepsza opcja niż Krzysztof Mączyński. I choć nasz selekcjoner ze wszystkich sił starał się udrapować piłkarsko swojego pupila, to i tak swojego zdania nie zmienię. Do bramki natomiast ponownie wróci Wojciech Szczęsny. "Szczęśniak" doszedł już bowiem do pełnej sprawności po starciu z (skądinąd bardzo przystojnym) Kylem Laffertym. Poza tym hierarchia w polskiej bramce ani na chwilę nie została zachwiana. Tajemnicą poliszynela jest przecież to, że Szczęsny to numerem jeden. Wojtek jest w stanie wygrać mecz, a Fabiański, choć faktycznie nie robi błędów, obroni to co musi.
Awans do najlepszej 16. turnieju mamy już praktycznie w kieszeni. O ćwierćfinał najprawdopodobniej zagramy ze Szwajcarią (2 remisy, 1 wygrana) lub Rumunią (1 remis, 1 porażka, 1 wygrana) i tak naprawdę dopiero wtedy zacznie się dla nas Euro 2016.
Krzysztof Skiba ma rację:"Polacy zawsze mają pecha". Przeznaczenia nie da się oszukać, no i bessa dopadła w końcu i mnie. Zdarte kolano i jeden opuszczony trening, to na szczęście całe moje nieszczęście. Ale co ma powiedzieć Paweł Wszołek...
Paweł Wszołek
PECHOWY JAK PAWEŁ WSZOŁEK
Skrzydłowy Hellas Werona raczej przesądny nie jest, skoro w Serii A biega z numerem trzynastym na plecach i trzeba przyznać, że w tym sezonie były polonista naprawdę brylował na włoskich boiskach. Z drugiej strony 28 rozegranych spotkań oraz 6 asyst to wynik, który może nie zwala z nóg, ale w końcu Wszołek występuje na co dzień w futbolowej odyseji, gdzie nie ma miejsca na piłkarskie sentymenty. Formę Pawła docenił nawet i sam Adam Nawałka. 24-latek po dwóch latach przerwy ponownie zagrał z orzełkiem na piersi w sparingu przeciwko Finlandii. Polacy w marcu rozbili Skandynawów aż 5:0, a autorem dwóch trafień był właśnie pomocnik Verony. Niestety "wszołkowe" szczęście dostało garba. Do Juraty zawodnik "Gialloblu" przyjechał na wczasy, a wyjechał z kontuzją, która przekreśliła jego występ na francuskim Euro. I choć niczego w życiu nie można być pewnym, to Paweł Wszołek miał już przecież w ręku bilet do Niceii, no ale ten samolot finalnie odleci bez niego... Czeka go za to teraz trzymiesięczna rehabilitacja w warszawskiej klinice Enel-Med. Przygnębienie, żal i złość. Co innego można czuć w sytuacji, gdy do mistrzostw Europy pozostaje zaledwie 20 dni i jednocześnie łapię się poważną kontuzję podczas zajęć w hotelu. "Wszołi" istotnie miał strasznego pecha- poślizgnął się i nad wyraz niefortunnie upadł na lewą rękę. Podobno było słychać jak kość "pękała"no i rzeczywiście sprawdził się najgorszy możliwy scenariusz: Wszołkowi pękła kość promienna w lewej kończynie górnej. Ból fizyczny pewnie ogromny (w sumie nigdy nie miałam nic złamanego), ale Pawła na pewno dużo bardziej boli to, że nie pojedzie do Francji. Nawałka nie zamierza jednakże dowoływać kolejnego zawodnika. Aktualnie szeroka kadra Polski liczy 27 piłkarzy, a to czy z kłopotów zdrowotnych skrzydłowego Verony skorzysta Sławek Peszko dowiemy się już 30 maja.
Pechowy jak Polak, a raczej pechowy jak Paweł Wszołek. No z żartów naprawdę można się nieźle doigrać (mi też parę razy zdarzyło się popłakać z wygłupów), tym samym Pawłowi na pewno nie jest teraz do śmiechu i można mu tylko współczuć...
Ja ostatnio miałam więcej farta, choć do tej pory nie wiem jak to się stało, że spadłam z łóżka na prawe kolano (siniak plus obtarcie), a do tego uderzyłam głową w lampkę nocną, która spadła na suszarkę z ubraniami, która z kolei przewróciła moją toaletkę z całym asortymentem i to wszystko o 1:45 w nocy. Jednym słowem- splot przecudacznych wydarzeń żywcem ze "Strasznego Filmu", ale ja się na szczęście mogę śmiać z mojego nieszczęścia.
Dramat Wszołka na pewno dał do myślenia i pozostałym kadrowiczom. W jednej chwili jesteś w niebie, a w drugiej dosięga cię prawdziwy dopust Boży. Na złamanej ręce świat się jednak nie kończy. Kontuzja Kamila Grosickiego w meczu z Gruzją, to kopia urazu Pawła Wszołka. Kamil szybko doszedł do wielkiej formy i obecnie jest pewniakiem w reprezentacji Polski. Jestem przekonana, że i "Wszołi" wróci i to jeszcze silniejszy. To co cię nie zabije, to cię wzmocni, a przecież eliminacje do MŚ w Rosji rozpoczynają się już we wrześniu i Wszołek na pewno będzie bardzo potrzebny.
Nawałka nie mógł przecież przewidzieć, że w Juracie starci jednego z najbardziej perspektywicznych graczy w kontekście Euro 2016. W tej sytuacji nie ma co szukać winnych. W końcu trudno obwiniać sztab szkoleniowy o to, że pedantycznie dba o swoich kadrowiczów. Koncepcja zgrupowania a 'la sielanka miała przecież wynagrodzić piłkarzom trudy sezonu, a nie utrudniać selekcję.
MISJA EURO
Marco Reus
Cały czas będę się upierać, że Krzysztof Mączyński do reprezentacji Polski się nie nadaje. Rozgrywający Wisły Kraków ma jednakże z góry zaklepane miejsce w 23-osobowym składzie, który uda się w delegację do trójkolorowego landu. Tak to właśnie jest jak się jest pupilkiem trenera. Moim zdaniem Sebastian Mila nawet bez formy, to dużo lepsza opcja, bo jak to Piotr Świerczewski mawiał: "Lepiej mądrze stać, niż głupio biegać". W miejsce Thiago Cionka powołałabym oczywiście "Wasyla" (mojego faworyta) bądź ewentualnie Igora Lewczuka. Niestety Nawałka obrońcę mistrza Anglii darzy niezrozumiałą dla mnie niechęcią. No i we Francji najsilniejszym składem, to my na pewno nie zagramy. Z drugiej strony Niemcy zdobyli mistrzostwo świata nawet bez Marco Reusa. Co więcej nowego kapitana Borusii omijały wszystkie najcenniejsze trofea, które westfalczycy wywalczyli za kadencji Juergena Kloppa. "Marcinho" może pochwalić się jedynie medalem za triumf w Superpucharze Niemiec (2013), czyli w sumie nie ma się czym szczycić. A to wszystko przez co? Ano przez plagę kontuzji. Apogeum niefartu dotknęło Reusa dwa lata temu. Trzy urazy pod rząd, to za dużo jak na piłkarza nawet o takiej pogodzie ducha jak Marco. Pomocnik BVB trzykrotnie naderwał wiązadła w kostce (dwa razy w lewej i raz w prawej). Czy Marco Reus wyczerpał limit pecha? Pewnie nie, ale w Dortmundzie i tak będzie czczony do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Dortmundczykom nie udało się w finale Pucharu Niemiec (mimo tego, ze po raz trzeci z rzędu walczyli o to trofeum) pokonać odwiecznego rywala z Monachium, ale BVB na pewno nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Nowy sezon to przecież kolejna walka o elitę Bundesligi. A tak na marginesie, to nie wiem jakim cudem Thomas Tuchel pozwolił wykonywać jedenastkę Svenowi Benderowi. Co ciekawe Reus i Bender są rówieśnikami, ale różnica jest taka, że Marco jest legendą, a Sven pomocnikiem. Do tego Sokratis Papastathopoulos zapomniał do czego służy piłka i zamiast strzelić karnego, to kopnął futbolówkę jak pijana baletnica i tym samym zorby w Dortmundzie nie było. Nie pomogła nawet msza święta w intencji zwycięstwa, bo to właśnie Thomas Muller mimo wcześniejszych pięciu ligowych niepowodzeń, trafił z jedenastu metrów w najważniejszym momencie. I pomyśleć, że gdyby Pierre-Emarick Aubameyang w drugiej połowie wykorzystał cudowne podanie Łukasza Piszczka, to rzuty karne nie były by w ogóle potrzebne. Lecz taki jest właśnie sport. Mecz można wygrać, przegrać lub zremisować, ale nie można przestać pracować na sukces. Karne to w końcu loteria, a kolegom Roberta Lewandowskiego akurat wczoraj sprzyjało szczęście.