piątek, 1 stycznia 2016

Stoch chce latać, Kruczek chce zostać! Na przełamanie: 64. Turniej Czterech Skoczni

Dwa lata temu (62. edycja Turnieju Czterech Skoczni) Kamil Stoch też nie wygrał. Na miesiąc przed Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi pałeczkę na skoczni przejęli Austriacy. Prestiżowe zawody zdominował wówczas as w talii Alexandra Pointnera, Thomas Diethart. Dziennikarze wywołali więc panikę i o mały włos nie zwolniono Łukasza Kruczka. Posadę selekcjonerowi uratowali Stoch i spółka. Polacy nie chcieli skakać bez swojego trenera (czytaj: dobrego kolegi). I jak się okazało, mieli rację. W Rosji Kamil został podwójnym mistrzem olimpijskim, a w konsekwencji Kruczek dwukrotnie wygrał plebiscyt na najlepszego trenera roku (2013 oraz 2014).  Na boczny plan zeszło nawet to, że od piętnastu lat żaden z orłów z nad Wisły nie stanął na podium TCS, bo przecież cieszyliśmy się jeszcze z kryształowej kuli (sezon 2013/2014), mistrzostwa świata ( 2013 Val di Fiemme/duża skocznia) oraz dwóch brązowych (historycznych) medali w starcie drużynowym na międzynarodowej imprezie (MŚ 2013 i MŚ 2015/duża skocznia). Ale przypominam, że szerokie grono moich kolegów po fachu wróżyło koniec polskich skoków narciarskich, po zakończeniu kariery przez Adama Małysza.  I była to "gówno prawda". Teraz znowu ruszyła nagonka na selekcjonera Biało- Czerwonych. Fakt od początku sezonu nasi skoczkowie zawodzą, lecz prasowa inwigilacja jest im najmniej potrzebna.

Polska drużna w Skokach Narciarskich 

PUŁAPKA FIS-u

W Engelbergu polscy reprezentanci zanotowali najgorszy występ w PŚ od listopada 2014 roku (9 pkt. w klasyfikacji generalnej), jednakże tydzień wcześniej w Niżnym Tagile Kamil Stoch był szósty. Miało być coraz lepiej, a jest coraz gorzej.W żywot skoczka narciarskiego wpisana jest przecież wieczna rotacja. Formę można bardzo łatwo zgubić. Na własnej skórze przekonał się o tym Sven Hannawald, który  jako pierwszy skoczek w historii wygrał wszystkie cztery konkursy TCS. Wyczynu Niemca z 2002 roku do tej pory nikt nie powtórzył, ale i sam Hannawalda więcej nie odskoczył rywalom. Jego największy sukces okazał się gwoździem do trumny.

W Zakopanem Svena zdetronizował, nie kto inny jak  Adam Małysz. Co więcej, Orzeł z Wisły dokonał niemożliwego. Ani Matti Nykanen ani Simon Ammann nie odebrał trzy razy z rzędu Kryształowej Kuli. Nie wystarczy zatem dobrze przepracować okresu przygotowawczego. Równie ważne jest, to co się dzieje w głowie sportowca. Do tego dochodzą loteryjne warunki atmosferyczne, decyzje sędziowskie (np. zmiana wysokości belki startowej) oraz "kombinezonowe oszustwa".

Wspominany wcześniej Ammann przedłuża swoją karierę tylko z jednego powodu. Szwajcar marzy o wygraniu TCS. Czterokrotny mistrz olimpijski będzie musiał jednak odłożyć swe zamiary co najmniej na następny sezon. W tym roku "Simi" nie ma już szans na zwycięstwo (po 2 konkursach zajmuje 11 miejsce). Turniej Czterech Skoczni rządzi się swoimi prawami. Nawet Harry Potter skoków narciarskich nie może mieć wszystkiego.


                                           

ZŁEJ BALETNICY PRZESZKADZA I RĄBEK U SPÓDNICY...

Ze strojem skoczków najwięcej kombinują Niemcy, Austriacy i Norwegowie. Dyskwalifikacje przydarzyły się również Polakom (zimą w PŚ/latem Pucharze Kontynentalnym). Technika nieubłaganie idzie do przodu, a my pozostaliśmy sto lat w tyle za Murzynami. Szacuje się, że dzięki nowoczesnemu sprzętowi rywale skaczą dalej od Polaków o 5-10 m. Jak na razie przegrywamy swoisty wyścig zbrojeń. Milimetry robią różnicę, ale nowe kombinezony polskich skoczków wcale nie przyniosły odmiany w Oberstdorfie. Firma Stefana Huli na pewno musi poprawić strój Macieja Kota. W Ga-Pa Kot skakał w starym kombinezonie, bo nowy okazał się za duży (za luźny w okolicy kolan). Z drugiej strony Peter Prevc nie zwyciężyłby dzisiaj, gdyby nie naciągnął kombinezonu przed kontrolą pomiarową. Nawet nagrano to, w jaki sposób Słoweniec oszukuje. Co na to FIS? Udaje, że nie widzi. Na gorącym uczynku przyłapano Prevca, lecz przepisy łamią prawie wszyscy.


ROZUM ALBO TALIZMAN

Pogoda nam nie sprzyja. Warunki atmosferyczne w polskich górach pośrednio przyczyniły się do tego, że podopiecznym Łukasza Kruczka brakuje wyczucia na rozbiegu. Polacy przed startem PŚ ani razu nie skakali na ośnieżonej skoczni. Siła w nogach jest, ale mankament stanowi szybkość najazdowa na progu. Efekt? Spóźnione odbicie. Po wyśmienitej dyspozycji Dawida Kubackiego w letnim Grand Prix nie ma nawet śladu. A Kamil Stoch pierwszy raz od pięciu lat nie jest faworytem Turnieju Czterech Skoczni.

Wszystko wskazuje na to, że najważniejsze zawody w roku wygra Peter Prevc lub Severin Freund. Tym samym ośmioletnia idylla austriackich skoków narciarskich przejdzie do historii.

Bez wątpienia Wielka Krokiew jest dla Stocha i spółki talizmanem. Czasami trzeba jednakże zdecydować się na wyjście awaryjne. Za tym idą oczywiście pieniądze i to nie małe. Lecz albo rybki albo akwarium. Albo zgrupowanie za granicą albo sztucznie ośnieżona skocznia w Zakopanem. PZN dysponuje jednakże wystarczającym budżetem, by móc zapewnić polskim skoczkom komfortowe warunki do treningu.

PSYCHOLOG WRACA JAK BUMERANG

Jak bumerang powraca także wakat dla psychologa polskiej kadry. Ze specjalistycznych usług lekarskich Kamil Stoch zrezygnował po zdobyciu złotego medalu na MŚ 2013 we Włoszech. Od tej pory nikt mentalnie nie wspiera naszych zawodników. A nasza kadra składa się przecież z młodzieży. Klemens Murańka ma 21 lat, Maciej Kot ma 24 lata, Dawid Kubacki ma 25 lat. Może to i nie są dzieci, ale Polakom ewidentnie brakuje doświadczenia. Jeżeli skoczek narciarski chce wygrywać, to musi umieć się skoncentrować. Nie sztuką jest pokonać stres na rozbiegu (choć ja nie wzięłabym udziału w konkursie lotów narciarskich w Planicy). Wirtuozeria polega na efektywnym wykorzystaniu napięcia.Tym samym uważam, że Łukasz Kruczek powinien sam zadecydować za swoich podopiecznych i zatrudnić psychologa. Medycyna sportowa jest bowiem elementarnym składnikiem nowoczesnego systemu szkoleniowego.

Kamil Stoch przeżywa kryzys formy, ale na pewno nie skacze za karę.W Garmisch Partenkirchen mistrz Polski był dopiero 19 (10 po I serii), ale ja dostrzegłam progres. I wcale nie chodzi mi o to, że w Oberstdorfie było jeszcze gorzej (23.pozycja). Nie biorę również pod uwagę wczorajszego skoku z serii próbnej(130 m). Dla mnie najważniejsze było to, że na twarzy naszego skoczka wreszcie pojawił się niewymuszony uśmiech.

W tym roku PŚ dwukrotnie zawita do Polski! Pierwsze zawody odbędą się 23 i 24 stycznia (Zakopane). Drugi konkurs zostanie zorganizowany w Wiśle (4.03/5.03).


Dajmy wolną rękę trenerowi, dajmy spokój całej drużynie. My (dziennikarze i kibice) możemy jedynie czekać. A jeśli się nie doczekamy? To trzeba się będzie, z tym pogodzić i tyle.

TAKA JEST WOLA NIEBA. Z NIĄ SIĘ ZAWSZE ZGADZAĆ TRZEBA

W profesjonalnym sporcie tak już jest. Raz na wozie raz pod wozem. Austriacy są potęgą narciarstwa klasycznego. Odkąd pamiętam, to austriackimi skokami dowodził Aleksander Pointner. Dziesięcioletni staż selekcjonera w reprezentacji narodowej robi wrażenie (30 medali, 4 Kryształowe Kule). Pointner jednakże zrezygnował ze swojej funkcji. Może poczuł się wypalony? Może chodziło o impas w dyspozycji Gregora Schlierenzauera (28. miejsce w tegorocznym TCS) i szkoleniowiec nie mógł sobie tego darować? Wniosek nasuwa się sam: "Schlieri" ma problemy, bo jest po prostu wyeksploatowany. 24-latek to wyjątkowy weteran wśród skoczków. Austriak mierzący 180 cm ma więcej tytułów niż szejk z Bahrajnu. Gregor jest mistrzem (Vancouver 2010) i wicemistrzem (Soczi 2014) olimpijskim oraz multimedalistą MŚ (sześciokrotnie złoto/pięciokrotnie srebro). W sumie Schlierenzauer dwukrotnie wygrywał PŚ i dwa razy triumfował w TCS. Ale aktualnie jest tam, gdzie są Polacy, czyli (powiedzmy to sobie w prost) w czarnej dupie. Jednakże polski trener nie chowa głowy w piasek. Łukasz Kruczek zdaje sobie sprawę, że Kamil Stoch pokutuje za sezon olimpijski oraz ubiegłoroczną kontuzje.Jednak selekcjoner Biało-Czerwonych nie stracił weny i dalej chce pracować ze Stochem i spółką, więc błagam: pozwólmy mu na to. Może i nie wyjdzie. Może powtórzymy los Finów, którzy "wymarli na skoczni" po odejściu Janne Ahonena oraz Mattiego Hautamaeki? Może będziemy drugą Norwegią i ożyjemy dopiero po dekadzie dzięki znachorowi, który okaże się sobowtórem Miki Kojonkoskiego?

Jaka by nie była wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz